• Nasze rekomendacje
  •  
    UWAGA!
    JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
    admin@osme-pietro.pl
    PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
     
  • Słup ogłoszeniowy
  •  
    Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
    Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.

    Benjamin Franklin

    UWAGA!
    KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!

    Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
    A oto wyniki



    JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
     

Sygnalista (fragment/y)

Opowieści pisane prozą - nie powieści
ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
4hc
Posty: 716
Rejestracja: 18 lut 2017, 14:19
Płeć:

Sygnalista (fragment/y)

#1 Post autor: 4hc » 20 wrz 2022, 07:32

Na szyi zamiast symboli religijnych noszę plakietkę korpo, żeby przejść przez bramę swojego codziennego czyśćca.
Kolejny dzień jest przeczekaniem do kolejnego dnia, wciąż chcesz by było już po, żeby było już po dniu, po dniu...
Wolność to możliwość regulacji oddechu, kiedy ból w klatce z lewej strony wykręca ciało jak mokrą szmatę sprzątaczka w szpitalu. Stałem tylko chwilę i plakietka ciążyła, a kolejny dzień wstrzymał oddech, wyregulowałem go.
Chcę ci powiedzieć, że życie jest dobre mimo wszystko, wszystko nie jest dobre mimo to, a wolność to tylko możliwość regulacji oddechu, po dniu.
Noc to tylko mrugnięcie, ciemność na chwilę i otwarcie oczu, od roku mąciłaś te mrugnięcia, żeby nagle przestać, stojąc tuż obok. Noc to tylko mrugnięcia, po dniu do dnia i już wiem, że to nie byłaś ty - nie mogłaś.
Chcę ci powiedzieć, że życie jest dobre mimo wszystko, wszystko nie jest dobre mimo to, a w moim świecie jest dziura w sercu przez którą świeci księżyc.
Opieram się o betonową ścianę, jest ciepła, a dziś pada deszcz. Schnę w deszczu o ciepłą betonową ścianę.

Jeszcze jest spokój, spokój to fundament, póki rosną tu fundamenty jest spokój - wyżej zacznie się pęd, pęd wyrośnie z fundamentów spokoju. Rozglądam się, Poznań przez większość dnia jest dla mnie dziurą w ziemi i to ostatnie szanse, żeby oglądać go w tej formie, regularny lej po bombie.
Po pracy chodzę oglądając dachy jak śniedzieją, wyszperując na elewacjach wiersze zasłonięte przez drzewa i mijam obcych, na zawsze obcych.
Tramwaj jedzie na Ogrody, a ja wracam do hostelu w stylu akademika z lat 90, pasujemy tu w tym samym stopniu, w tym samym południku.
Czasami się jest tylko na wszelki wypadek, chciałoby się pójść, ale istnieje jeszcze - co jeśli.
Deszcz moczy rzęsy, po czerwonej kamizelce spływa kropla, w protektorach grzęźnie błoto. Godziny się przez to plotą, makrama oczekiwania, kolejne supełki kroków wyznaczają kierunek w kółko, bo nie możesz odejść, musisz być na wszelki wypadek.
Moja dziura w ziemi zmienia kształty,
pracują koparki, zagęszczarki, żurawie i hałas.
Kiedy do mnie mówisz to nie odwracaj głowy, a on krzyczy do niego, bo używa wiertarki, a kiedy przestaje to już nic nie mówi.
Pracują ludzie - widzisz różnicę formy wypowiedzi?
Młodzież jak zwykle skacze sobie do gardeł, grubaski z brodą są zabawni, a ten z oczami jak ryba to pamiętam jak kiedyś latał z radiem i czuł się ważny, wczoraj usiadłem przez niego na chwilę, do radia powiedziałem, że to debile i ani rusz,
a zresztą jak chcesz to rób, ale na swoją odpowiedzialność.
Po chwili telefon z biura, czy ten operator to się z choinki urwał,
na co mówię, że to ja, że muszą być jakieś zasady, inaczej bez sensu będzie ta gra.
On, że nie wnika jak tak.
Persona non grata, ale mogę sobie pozwalać, bo to oni mnie chcą, łakną mojego spokoju i wiedzą, że jeden fałszywy ruch i mnie zjedzą. Tu nie ma miejsca na litość, tu nie ma miejsca na błędy, tu nie ma miejsca
jest dziura w ziemi
Czasami się jest tylko na wszelki wypadek
kręcisz się w kółko i patrzysz i chłoniesz,
żuraw stoi w miejscu, a obraca się świat.


Czasami spóźniasz się do Poznania, więc on ucieka tramwajem, a ty przechodzisz przez peron, żeby przejść na drugą stronę ulicy i czekać na kolejny.
Jesteś uśmiechem na ponurej twarzy, tak go rozbawiła ta perspektywa, że się uśmiechał cały dzień.
Dzisiaj nosiłem czapkę z daszkiem do kasku, to nie przepisowe, ale wygodne, a przecież i tak nie noszę gumki na szyi. Zresztą, nikt nie zwrócił na to uwagi, to ja zwracam uwagę - wepnij się. Życie mnie nauczyło, że wypadki się zdarzają, a jeśli możesz to oszczędź sobie cierpień.
Śmiech z zajebię cię w tle, zaciśnięte zęby, trzaska karabinek.
Trzeba być uważnym, to była dobra praca na wtedy, która pochłania, zabiera myśli, cedzi słowa w nieustannym ćwiczeniu dykcji niezbyt rozmownego.
To tak jakbym poszedł do pracy z ogłoszenia, szukamy osób, które mają dużo czasu na sprzedaż, tak w zasadzie ja mam.

Pierwszy września, popularna rocznica wojny, początek szkoły.
-zaczekaj
-ZACZEKAJ
Nie wiem czasami czy to wina radia czy nieuwagi. Szalunek jest stalowo drewnianą ścianą, ten składa się z trzech mamutów, mamuty nie wyginęły, tu każdy ma pięć metrów wysokości i jest na trzy szeroki. Mamuty stoją na przeciw siebie, oddziela je już żelbetowa ściana. Każdy mamut ma dwa podesty, na górze i na środku, pracują na nich ludzie.
Stoją w rzędzie mamuty, siedem ich naliczyłem, na początku stado zakręca, trzy wewnętrzne wpięte w łańcuchy powoli się podnoszą, na zewnętrznych stoi człowiek.
Obserwuj ładunek.
Powoli góra. zaczekaj
ZACZEKAJ

Mamuty wybiegły do przodu izaatakowały szarżą. Nic się nie stało, widziałem strach na roześmianej twarzy, na szczęście szybko zapominamy.


Z prędkości biorą się tarcia, są dni rozmów, poznawania ludzi, ustalania granic i awarii. Awaria wbrew pozorom oznacza spokój, zmianę kompetencji.
- Komputer wyświetla, że sterownik jest niekompatybilny - całkiem zabawne, bo to drugi tydzień pracy.
Wygrzewam się w słońcu, fale włosów układają się na pobliskiej skarpie, wtapiają i mieszają się z piaskiem.

Po dziesięciu godzinach zaczynają puszczać nerwy, jednocześnie rodzi się obojętność, pewien bezwład w świadomości, że nic nie przyspieszysz, a co ma się wydarzyć to się wydarzy.
Polska, a warunki pracy, po kilku latach wzrosła pensja, którą pożarła inflacja, poza tym to w sumie nic. Dziki zachód dla przybyszy ze wschodu.
Są takie dni kiedy Poznań wita mnie wschodem słońca między drzewami i ziewaniem, bo poranek nie miał w sobie przestrzeni na kawę. Żuraw obraca się wtedy powoli i sennie, wrzesień rozleniwia zaskakującym ciepłem, a ja mam moment, żeby zauważyć jak samoloty startują tuż nad głową.
Jest spokój, szukam dla nas zajęcia i widzę jak patrzą na mnie jak na idiotę, w mniemaniu większości powinienem się gdzieś zaszyć zamiast pytać, gdzie to niesiesz? Po co się męczysz, przewiozę. Słyszę odmowę, zaburzam spokój mozolności, wzbudzam niepokój zaburzenia rutyny. Zostaję więc przy oczekiwanym ruchu, zostaję pomocnikiem z wyboru, przewiduje zapotrzebowania i wyprzedzam, staram się przyspieszyć i obserwuje, poznaję kompetencje i przydatność.
Zmiana operatora jest niepokojąca, nie znam go, ale słyszę opinię, że narwany oszołom, ale umie jeździć, znam takich, nie słuchają, nie słuchanie to kłopoty i kłopoty pojawiają się. Odpalam czarną skrzynkę nagrania z telefonu, bo "w razie co, to chuj wszystko zrzuci na mnie", znam to za dobrze.
Stoję na skarpie, dwa mamuty na dole.
-stop, nie dojeżdżaj do ściany - widzę jak dojeżdża, on chce to wstawić, on nie widzi nic, On Chce - stop, wózek do przodu. - nic, ON CHCE, między szalunkiem, a ścianą są ludzie, widzę jak powoli dwa mamuty suną by zamknąć przestrzeń, zabrać przestrzeń

- stop kurwa! Tam są ludzie, jak mówię stóp to masz słuchać! Wózek do przodu! - działa, kiedy głos w radiu monotonny i spokojny zmienia się w agresję to zawsze działa, będę miał już spokój do końca dnia, ale czarna skrzynka dyktafonu odpalona, kasowana co dwie godziny.



Kamizelki odblaskowe dają ciepło tylko latem, kiedy upał potem kropla po kropli tworzy strąki z włosów pod kaskiem. Kamizelki są żeby żuraw widział, żuraw omijał, choć tragedia zdarzyć się może i tak, więc nie stój pod ładunkiem kurwa! halo, uwaga! wypierdalaj stamtąd!

Kurwa jest tylko okrzykiem bojowym, okrzykiem siły, przecinkiem i przystawką rozmowy. Kurwa w konkretnym kierunku wywołuje młotki do buntu, młotki grozy, które wbijać chcą w ziemię, wbijać chcą w beton, rozbić na atomy by nie pozostał ślad.

Schodzę do podziemi i zdejmuję kask, kamizelkę odkładam, tu jest bezpiecznie, strop chroni, nie docierają promienie słoneczne. Ciszę za chwilę rozerwie huk, propan wyrzucany dyszą, propan odpalony kielichem wyrzuca płomień aż dyszę, roztapiam asfalt pod stopami, zrolowany asfalt turlam i smagam płomieniem, płomieniem że huk że nic nie słyszę. Trzymam w dłoni mały silnik odrzutowca, roztopiony asfalt oblepia podeszwy, gorąc gotuje stopy, a wszystko to by było co jeść.
W czeskiej hucie szkła dają do śniadania butelkę piwa, temperatura wypaca alkohol w mig. Tu nie wolno, za to mam wentylator by nie tonąć w spalinach, mieć czym oddychać, czymś więcej niż dym. Mam wentylator o mocy która wymiotłaby książki z półki, który nawet w największy upał martwy by stał, bo za duży wiatr, za zimno w twarz. Tu tylko mieli gorąc, wygania dym i płomień ciut rozprasza i topi się asfalt i toczy się gra.
Tu beton już stężał, na zewnątrz pomocnik go stale polewa by przy twardnieniu nie spękał i puść te łańcuchy kurwa! , żuraw nie przewozi ludzi, a po żurawiu łazi jakiś ludzik nikt go nie widzi, bo po co, po metalowych stężeniach bez asekuracji, bo po co bo po co, po coś jest tylko szybko szybko, i modlitwa codzienna by się diabeł nie cieszył gdy spieszą się wszyscy, a twoim zadaniem jest gasić ich głupie pomysły, na szczęście schowałem się do piwnicy i topię asfalt, taka gra, a nogi coraz cięższe, jutro asfalt od butów oderwę, wszystko jutro
zapomnę.

...

Jeszcze jest spokój, spokój to fundament, póki rosną tu fundamenty jest spokój - wyżej zacznie się pęd, pęd wyrośnie z fundamentów spokoju. Rozglądam się, Poznań przez większość dnia jest dla mnie dziurą w ziemi i to ostatnie szanse, żeby oglądać go w tej formie, regularny lej po bombie.

Po pracy chodzę oglądając dachy jak śniedzieją, wyszperując na elewacjach wiersze zasłonięte przez drzewa i mijam obcych, na zawsze obcych.





Czasami się jest tylko na wszelki wypadek, chciałoby się pójść, ale istnieje jeszcze - co jeśli.

Deszcz moczy rzęsy, po czerwonej kamizelce spływa kropla, w protektorach grzęźnie błoto. Godziny się przez to plotą, makrama oczekiwania, kolejne supełki kroków wyznaczają kierunek w kółko, bo nie możesz odejść, musisz być na wszelki wypadek.

Moja dziura w ziemi zmienia kształty,

pracują koparki, zagęszczarki, żurawie i hałas.

Kiedy do mnie mówisz to nie odwracaj głowy, a on krzyczy do niego, bo używa wiertarki, a kiedy przestaje to już nic nie mówi.

Pracują ludzie - widzisz różnicę formy wypowiedzi?

Młodzież jak zwykle skacze sobie do gardeł, grubaski z brodą są zabawni, a ten z oczami jak ryba to pamiętam jak kiedyś latał z radiem i czuł się ważny, wczoraj usiadłem przez niego na chwilę, do radia powiedziałem, że to debile i ani rusz,

a zresztą jak chcesz to rób, ale na swoją odpowiedzialność.

Po chwili telefon z biura, czy ten operator to się z choinki urwał,

na co mówię, że to ja, że muszą być jakieś zasady, inaczej bez sensu będzie ta gra.

On, że nie wnika jak tak.

Persona non grata, ale mogę sobie pozwalać, bo to oni mnie chcą, łakną mojego spokoju i wiedzą, że jeden fałszywy ruch i mnie zjedzą. Tu nie ma miejsca na litość, tu nie ma miejsca na błędy, tu nie ma miejsca

jest dziura w ziemi

Czasami się jest tylko na wszelki wypadek

kręcisz się w kółko i patrzysz i chłoniesz,

żuraw stoi w miejscu, a obraca się świat.



Trzeba być uważnym, to była dobra praca na wtedy, która pochłania, zabiera myśli, cedzi słowa w nieustannym ćwiczeniu dykcji niezbyt rozmownego.



-zaczekaj

-ZACZEKAJ

Nie wiem czasami czy to wina radia czy nieuwagi. Szalunek jest stalowo drewnianą ścianą, ten składa się z trzech mamutów, mamuty nie wyginęły, tu każdy ma pięć metrów wysokości i jest na trzy szeroki. Mamuty stoją na przeciw siebie, oddziela je już żelbetowa ściana. Każdy mamut ma dwa podesty, na górze i na środku, pracują na nich ludzie.

Stoją w rzędzie mamuty, siedem ich naliczyłem, na początku stado zakręca, trzy wewnętrzne wpięte w łańcuchy powoli się podnoszą, na zewnętrznych stoi człowiek.

Obserwuj ładunek.

Powoli góra. zaczekaj

ZACZEKAJ



Mamuty wybiegły do przodu i zaatakowały szarżą. Nic się nie stało, widziałem strach na roześmianej twarzy, na szczęście szybko zapominamy.

...

Ustawiamy szubienice dla bezpieczeństwa, tu wiele rzeczy jest na opak, chociaż akurat to ma sens, niechętny, ale sens.
Jesień zaczyna obrzucać nas kasztanami, a pobliskie klony czerwienią się i żółcą w łagodnym słońcu poranka. Dziura w ziemi się kończy, teraz będzie ta chwila niezdecydowania, zawieszenia między piwnicą, a parterem kiedy jest czas na wyregulowanie oddechu.
Na placu budowy przy biurach stoi barak zboru zielonoświątkowców, dziś rano już tylko pół baraku, a na pierwszej ocalałej ścianie widnieje napis - DOKONAŁO SIĘ.
Wszystko to symboliczne, daje wrażenie nieuchronności, a moje zadanie to chronić między innymi i co ja mam teraz... Ona mówi, że ten świat jest zimny i kanciasty, ma racje, ale dla mnie ten świat jest domem, od wielu lat jedynym naprawdę. Są momenty jak picie herbaty zimą przy kominku, jak dziś kiedy czekam na gruszkę z betonem, nie mam innych obowiązków niż czekać i oddychać, dziś samoloty lądują.
To duża piaskownica dla dużych chłopców i jak to chłopcy niektórzy się prężą i krzyczą i nie po drodze mi z nimi, będą musieli poczekać. Wieczorny wiatr jest już chłodny i gryzie w kości, jeden żuraw wolny obraca się sam z tym wiatrem. Wszędzie porozkładane blaty szalunków i stemple, kruszywo powoli grzechocze w gruszki bębnie, a mi obezwładniająco chce się spać - poniedziałek po nieprzespanej nocy w pociągu. I może to jest zimne i twarde lecz z sensem, jakimkolwiek, ale sensem, póki jej nie było za ten strzęp oddałem swój czas. Dziś poniedziałek bez snu i się trochę męczę, ale dzień okazał łaskę, pokazał słońce i piękno, mimo otaczających mnie surowych, betonowych ścian - są mi bliskie, są moim czasem, moim strachem, moim oddechem, kończą się fundamenty, nim zacznie się parter, wyreguluje go.

Barak zboru już nie istnieje, zostały porozrzucane deski, połamana papa i puszki, puszki są historyczne po piwie, którego już nie ma, budowlańcy zostawili znak czasów.
Kiedy między betonem i stalą, zapachem oleju, popiołu i rdzy pojawia się nuta kobiecych perfum, to jest to abstrakcja, głowa obraca się sama, a u źródła słychać kilka przekleństw, które też tu nie pasują, ale tylko barwą głosu. Turyści, zazwyczaj są ubrani nieadekwatnie do miejsca i oszołomieni, ona nie, ona przyszła, bo ile można siedzieć w biurze, to jest też jej dziura w ziemi choć tylko nadzoruje, a głównie nadzoruje nadzór. Z nami żartuje, chociaż wie, że nie, że to nie są żarty, to nie są żarty - perfumy.
To tylko chwila, nikt nie przerywa pracy, kilka słów jest gratis.
Mam wolne popołudnie na oddech, czyli idę załatwić kilka spraw, bo kiedy nie masz ani chwili dnia to się gromadzą. Mam wolne popołudnie, Poznań odurza mnie zapachem chryzantem z kwiaciarni i przez chwilę, na ułamek sekundy znikam. Tablica głosi, że półtorej roku temu zacznie się remont rynku Łazańskiego, wzbudza to głód, ale nie wiem czy i gdzie w tym mieście można zjeść łazanki, a święta daleko chociaż, z samego rana mój współlokator powiedział,
- dzisiaj święto
- nie wiedziałem, jakie? - ciemność panoszyła się w kawalerce służącej nam za kwaterę, a przejeżdżający za otwartym oknem tramwaj dostukiwał powoli kolejnego przystanku
- środa - tramwaj zagwizdał ruszając dalej i jakby zrobiło się jaśniej.
Miałem wolne popołudnie, zrobiłem pierwszą transzę zakupów i zaniosłem je na kwaterę. Tam usiadłem tylko na chwilę by obudzić się za późno. Jest już ciemno jak rano tylko stukot i szum za oknem nie jest senny, no i ja jestem tu sam, on jeszcze nie skończył, jego dźwig obraca spracowane ramię, powoli
czas spać.
- daj do przodu i w prawo, człowiek w zielonym kasku stoi przy szubienicy, przestawimy ją.
- witaj witaj, nazywam się Grzegorz, będę twoim sygnalistą.
- witaj, mnie mówią Nitro.
Fakt, że był szybki przetrącał rozbujanym zbloczem, na czterech linach bujała się metalowa meduza z łańcuchami zamiast parzydełek. Na szczęście nie skrzypi, tydzień wcześniej był serwis, podkręcali udźwig po tym jak kilka metrów przed końcem bata rozbrzęczał się, rozkrzyczał żuraw, a było to dużo mniej od przewidywanego udźwigu nie tylko tu, ale i na samym końcu ramienia. Na samo zblocze montowaliśmy wagę i poprosiłem serwis o serwis i już nie skrzypiało, na szczęście dla dziś.
Nie ma zbrojenia, nie ma betonu, nie ma betonu jest spokój na działce. Zbrojarze i cieśle, jedni od drugich zależni w pracy i w wiecznym konflikcie. Dzisiaj zbrojarze nie dali ścian, a na drugiej działce cieśle, ten co pisałem, że grubaski z brodą są zabawni stracił dziś palca, nie wtykaj palca między drzwi, lub między stalowe szalunki gdy trzyma je dźwig.
Widać wtedy kto się śmieje, kto martwi, dla kogo to tylko emocje do spożytkowania.
Piękny jesienny poniedziałek.
Zrzucamy kasztany nie raniąc drzewa, wystarczy potrząsnąć linami, dotknąć zbloczem. Teraz haki niezauważalnie tańczą swoją funkcję wahadełka, a czerwone liście klonu pod nimi wciąż walczą przywiązane do gałęzi, wciąż jeden drugiego pieści w szepcie szelestu otaczających nas drzew.


Dni bywają długie i senne, chwilami spada kapuśniaczek, więc chowam się pod brzuchem mamuta, siadam na kawałku deski i obserwuje pracę innych. Zbrojarze wiążą strop, schylają się z rękoma do ziemi i zawiązują druciki na prętach, z daleka przypomina to pracę w polu przy roślinach, tu wyrośnie metalowy szkielet, ciało da beton. To roślina wieloletnia, niezmienna, betonowy strop.
Na drugiej działce ustawiają kolejne ściany i rozkładają stemple i blaty na nich, blaty na kolejny owoc zbiorowej pracy. Betonowy strop.
U mnie na działce spokój, siedzę niewidoczny w widocznym miejscu. Kończy się deszcz i dalej chcę spać.
Do betonowania stropów przyjeżdża pompa, rozkłada połamane ramię co jest wielką dżdżownicą przepuszczającą beton zamiast gleby, z szejkera gruszki w pompy paszczę aż pomiędzy uplecione pręty. Wygina się i rzuca w konwulsji, na końcu wyrzyga resztki, umyje zęby i zwija się spać.

Kapało, więc spakowałem palca do chusteczki od hot doga, jedna przesiąkła, druga...
- co się stało w palca
- skaleczyłem się
- coś ty owinął go w serwetkę od hot doga?
- tak, a wiesz jest taki polski film, Gaga chwała bohaterom i tam gra ten, jak on, grał Kmicica...
- tyś chyba sam se grał tego Kmicica
- - Olbrychski
- tak, Olbrychski i jest tam taka scena, że on w barze kupuje hot doga i zamiast parówek są palce.
Palec w chusteczce jak z szarego papieru poprzesiąkanej na ciemno z palcem w środku skierowany w brygadę cieśli szalujących strop.
- i co, zjada go?
- nie
Szmer metalowych kół po metalowych szynach i strzępy rozmów, o ile chcesz słuchać;

Poznań to mieszkanie w kamienicy, mieszkanie jest malutkie, a za jedynym oknem jeżdżą tramwaje. Łazarz nadal żyje chociaż jedyną oznaką Jezusa jest daleka wieża kościoła. Za bramami są podwórka, których nie chcesz odwiedzić, a kamienice urywają się w dziwnych miejscach jakby to była tylko makieta, tylko na zaliczenie, byleby przeszło na dwa. Mimo to architektura mnie zniewala, między punktem a i b jest przestrzeń tak ogromna, że tonę, przepływam między mieszkankiem a dziurą w ziemi b, rano i prawie nocą lub nie prawie.
Głogowska, kiedy iść nią w stronę zera przypomina San Francisco, nigdy tam nie byłem, ale tak myślę. Popyt tworzy podaż, co kilka lokali jest lombard, kościelna wieża ma ażurowy dach, a wchodząc do salonu prasowego trafiasz na alkohole świata. Łazarz nie jest dzielnicą czerwonych latarni, ale są czerwone światła co świecą jak chcą, a o witrynę opiera się podstarzała nastolatka w stylu tych, co je Milo w paragrafie przyprowadzał, na oko sześćdziesiąt parę lat zawsze dziewica.

To jest tylko moment, konsternacja, odrobinę zarzenowanie kiedy unosisz wzrok w poszukiwaniu zawiesi, a one są nad twoją głową, a masz czerwony kask, więc powtarzasz;

Zażenowanie zamienia się w lekką frustrację, kiedy zblocze omija rzeczony kask i szubienice i jedzie dalej. Albo nie słucha albo nie rozumie, taki dzień, tak dzień rozpoczęty;

Przestaw szubienice, zabierzemy skydecki, daj na stal, ten szalunek wyciągniemy spod konsoli tak samo jak wczoraj, nagle stop.

- Haki góra i wózek na siebie, wstrzymujemy pracę

Mój żuraw przestępuje z nogi na nogę, znaczy chwieje się, przy każdym podnoszeniu od półtorej miesiąca niecierpliwi się przy każdej pracy. Może widzi żurawie odlatujące na zimę, chciałby odlecieć, odnaleźć swój klucz

Jesteśmy do siebie podobni, przez ażur prześwieca słońce, a ćmy lecą do księżyca, nietoperze przecinają ich lot. Jesteśmy do siebie podobni, zostajemy na zimę przestępując z nogi na nogę

Poznań dla mnie jest czekaniem na ciebie, praca pretekstem by mijał czas.

Czasami Poznań jest małą krwawiąca raną na palcu, serdeczny u prawej pod pierwszym opuszkiem, mała głęboka rana szarpana zrobiona jakimś żelaztwem, a zawsze noszę lewą rękawiczkę, a w prawej radio, a tym razem miałem tylko prawą rękawiczkę i sprzątałem żelaztwo coby się nie potykać.

Wcale nie chciałem tam jechać, kiedy masz tylko weekend to dwadzieścia godzin w pociągu nie wydaje się prawidłowym wyborem, tym bardziej kiedy masz co robić gdzie indziej. Wyjazd do domu, bo trzeba pomóc, porozmawiać, kilka godzin, jakby ktoś umierał.

alkohol

O ile będę miał godzinę

żeby oni tylko wiedzieli w razie czego weźmiemy to na siebie

przyszła do nas to nie moja wina

.

Czasami wyjeżdżasz z Poznania opóźnionym pociągiem, na czas może byś zdążył, ale biegiem, więc dla mnie przyjechał akurat, na czas. W wyniku zbiegu okoliczności mam miejsce dla inwalidzkiego wózka, w przedziale Tymek i Tymka mama, dziecko rozrabia, bada dopiero granice świata i nie masz pewności ile z rzeczywistości ogarnia. Ile z rzeczywistości ogarniam ogarniasz. Tczew, peron, za peronem pas zieleni ozdobiony w rośliny śmieci.

....

(Fragment tego zdobył drugie miejsce na konkursie A4 w Gdańsku, był opublikowany w Blizie. Txt jest niueuporządkowany. Za wytkniecie błędów będę wdzięczny)
moje zdanie to moje zdanie

nie lubię poezji - lubię placki

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16787
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Sygnalista (fragment/y)

#2 Post autor: eka » 24 wrz 2022, 09:46

4hc pisze:
20 wrz 2022, 07:32
Na szyi zamiast symboli religijnych noszę plakietkę korpo, żeby przejść przez bramę swojego codziennego czyśćca.
Kolejny dzień jest przeczekaniem do kolejnego dnia, wciąż chcesz by było już po, żeby było już po dniu, po dniu...
Drażni zmiana perspektywy narracji.
Początek 2. zdania też: dwa razy ten sam przymiotnik: kolejny. Myśl tu zawarta aż się prosi o trafne doprecyzowanie.
4hc pisze:
20 wrz 2022, 07:32
Wolność to możliwość regulacji oddechu, kiedy ból w klatce z lewej strony wykręca ciało jak mokrą szmatę sprzątaczka w szpitalu.
Niefortunne rozwiązanie, bo wynika ze zdania, że regulowanie oddechu może mieć tylko miejsce w sytuacji bólu, jak mniemam, serca. A jak nie boli w tej okolicy, to wolności w kwestii oddechu brak.
4hc pisze:
20 wrz 2022, 07:32
Stałem tylko chwilę i plakietka ciążyła, a kolejny dzień wstrzymał oddech, wyregulowałem go.
Dzień wstrzymujący oddech całkiem dobrą metaforą, ale trzykrotne użycie w tym krótkim akapicie określenia: kolejny rujnuje ją, tę metaforę.

Czytam teraz dalej i widzę, że pikujesz w prozę poetycką. Powtórzeń multum.Tworzą rytm, taki usypiający, dołujący.

Na dzisiaj tyle, chyba że znajdę czas później.

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16787
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Sygnalista (fragment/y)

#3 Post autor: eka » 25 wrz 2022, 08:23

4hc pisze:
20 wrz 2022, 07:32
Opieram się o betonową ścianę, jest ciepła, a dziś pada deszcz. Schnę w deszczu [?] o ciepłą betonową ścianę.
4hc pisze:
20 wrz 2022, 07:32
Poznań przez większość dnia jest dla mnie dziurą w ziemi i to ostatnie szanse, żeby oglądać go w tej formie, regularny lej po bombie.
Coś mi tu nie gra. Może być wiele szans, ale ostatnia jest jedna.
4hc pisze:
20 wrz 2022, 07:32
Po pracy chodzę oglądając dachy jak śniedzieją, wyszperując na elewacjach wiersze zasłonięte przez drzewa i mijam obcych, na zawsze obcych.
Chodzę i oglądam. Drugi imiesłów - błąd językowy (ewentualnie kiepski neologizm).

____________
Stop! Stop! Co fragment, co akapit - miejsca proszące o solidną korektę. O przecinki, logikę składni, poprawność językową.
Nowatorstwo nie polega na wlaniu niekontrolowanego pod kątem językowym - strumienia świadomości.
Są super myśli i obrazy w tej mantrze, ale za dużo deformacji, aby kupić po całości.

Awatar użytkownika
4hc
Posty: 716
Rejestracja: 18 lut 2017, 14:19
Płeć:

Sygnalista (fragment/y)

#4 Post autor: 4hc » 25 wrz 2022, 22:25

Dzięki za wgląd i uwagi
moje zdanie to moje zdanie

nie lubię poezji - lubię placki

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”