• Nasze rekomendacje
  •  
    UWAGA!
    JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
    admin@osme-pietro.pl
    PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
     
  • Słup ogłoszeniowy
  •  
    Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
    Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.

    Benjamin Franklin

    UWAGA!
    KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!

    Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
    A oto wyniki



    JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
     

Pieskie życie - Opowiadania beskidzkie

Opowieści pisane prozą - nie powieści
ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
szczepantrzeszcz
Posty: 554
Rejestracja: 28 lis 2016, 22:03

Pieskie życie - Opowiadania beskidzkie

#1 Post autor: szczepantrzeszcz » 29 mar 2019, 08:47


Pieskie życie
Bieszczady, czerwiec 1995


W skrytości ducha marzył, aby ruszyć gdzieś z okolic Myczkowców, wspiąć się na Żuków, a potem albo brzegiem Soliny, albo przez Szczerbanówkę, albo idąc grzbietem Ostrego, dotrzeć do pewnej chaty pod Otrytem. Spędziłby nockę lub dwie w bieszczadzkiej głuszy. Siedziałby przy ognisku, z myślą sam na sam. Daleko od problemów, których na co dzień doświadcza człowiek sprzedający umywalki, prysznice i sracze.

Normalnie zostawiłby gablotę u Goszczyków, założył plecak i tam, gdzie trzeba, dotarł na butach. Problem w tym, że sytuacja nie była normalna. Musiał się spotkać i pogadać z pewną osobą i musiał to zrobić jak najszybciej. Stojąc w przemyskich korkach czuł, jak chwila samotności ze wzrokiem utkwionym w płonące szczapy odsuwa się w czasie.

"Ech, pieskie życie" pomyślał, parkując wypasioną brykę w lesie, dwa kilometry od celu. Samochód doskonale sprawdzał się na gładkim asfalcie, jednak odcinek z Polany do Lutowisk gładki nie był, a asfaltowy przestał być kilka lat temu. W konfrontacji z bieszczadzkim traktem delikatna Honda nie miała szans.

Istotę wyprawy stanowiło spotkanie z Wiedźmą Ziutą (czasem mawiał o niej Pani Kazimiera), jednak poszukiwania, jak zawsze, należało zacząć od starego bieszczadzkiego zakapiora Markucha. Wiedźma Ziuta rzadko siedziała w jednym miejscu. Nauczony doświadczeniem miał świadomość, że zanim pójdzie do wiedźmy, powinien zasięgnąć informacji, czy znajdzie ją w chacie, czy może czarownica przebywa daleko stąd i albo trzeba poczekać, albo przyjechać w innym czasie. Człowiek, z którym zamierzał w tej sprawie pogadać, mieszkał dwa kilometry od miejsca, gdzie ostatecznie stwierdził, że dalej już jechać nie sposób.

Każdy bieszczadzki zakapior, posiadał rozległą wiedzę o tym, kto, gdzie, kiedy i z kim. Markuch, typowy, na pierwszy rzut oka, bieszczadzki zakapior, różnił się od innych typowych (na pierwszy rzut oka) bieszczadzkich zakapiorów pozornie mało istotnym detalem: Markuchowa wiedza była szczególnie rozległa. Swoją szczególnie rozległą wiedzą Markuch dzielił się niechętnie, jednak wieloletnia przyjaźń, jaka łączyła go z Poetą, niezależnie od tego, co słowo "przyjaźń" w tym przypadku miałoby oznaczać, dawała nadzieję, że rozmowa coś wniesie do sprawy.

Szedł niespiesznym krokiem. Starał się nie-myśleć-o. Było wiele spraw, o których myśleć powinien, więc miał w czym wybierać. Kiedy zza wzniesienia wyłoniła się solidna stodoła, a potem nieco mniej solidna chata, usłyszał szczekanie rozjuszonego kundla i podniesione głosy. Chwilę później szczekanie się wzmogło, podniesione głosy przeszły w pojedynczy krzyk, a jeszcze chwilę później w krzyk z wielu gardeł. Od strony Markuchowego obejścia biegła grupka pięciorga młodych ludzi. Panika musiała być nieziemska. W czasie ucieczki jedna z osób zgubiła plecak, a druga jakiś tobołek, zapewne namiot.

— Pan tam nie idzie, tam jakiś wariat z siekierą… — Przerażona, pryszczata twarz kilkunastoletniego młodzieńca pozwalała przypuszczać, że chwilę wcześniej spoglądał śmierci prosto w oczy.

— Wszyscy jesteśmy wariatami — mruknął Poeta i ruszył w stronę groźnego faceta i jego psa.

— On pana zabije! — krzyknęła roztrzęsiona dziewczyna.

— Każdy kiedyś umrze. — Chociaż dusił się ze śmiechu, nie tylko zachował kamienną twarz, ale również zabrzmiał ponuro, niczym skazaniec przed egzekucją.

— I jeszcze pies! Straszne bydlę.

— Z tym się jestem skłonny zgodzić. — Poeta z głęboką niechęcią spojrzał na krzyżówkę owczarka podhalańskiego, wilka i (sądząc po rozmiarach) żubra. — Ale, jak już wspomniałem — znowu przyjął minorowy ton — każdy kiedyś umrze i każdy musi we własnym sercu rozsądzić, czy zawracanie z raz obranej drogi jest słuszne, czy nie.

— Wszystkie pieniądze miałem w plecaku! — rozpaczał wysoki młodzian z długimi włosami a'la Robert Plant. — I aparat do tego! Canona! Lustrzankę! Pieskie życie!

Poeta jeszcze raz rzucił okiem na pechową grupkę. Nie byli pierwszymi i zapewne nie ostatnimi, którym jego przyjaciel udzielał lekcji na temat prawa własności gruntu oraz swoiście rozumianej bieszczadzkiej gościnności.

— To może spróbuje pan namiot odzyskać? — Ten, który ostrzegał przed wariatem z siekierą, załapał, że nowoprzybyły musi mieć coś wspólnego ze sprawcą ich nieszczęścia.

— I plecak — dodał Robert Plant.

— Zaczekajcie chwilę — mruknął pod nosem, po czym ruszył w stronę przyjaźnie uśmiechniętego małpoluda i głucho warczącej bestii.

* * *

— Leżeć — burknął Markuch.

Reksio ciągle nie mógł się pogodzić z faktem, że pięcioro turystów, którym chwilę wcześniej pogonił kota, rozbija obozowisko za jego własną stodołą. Niekonsekwencja w działaniach ludzi była porażająca, a głębokie psie zaangażowanie po raz kolejny zostało zlekceważone. "Ech, pieskie życie" pomyślał rutynowo, ogryzając smaczną kość.

Lublin, 2019

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16787
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Pieskie życie - Opowiadania beskidzkie

#2 Post autor: eka » 30 mar 2019, 14:35

:) Pieskie życie w potrójnym, różnym, westchnięciu.
I obieżyświat, Pan Poeta w poszukiwaniach na znajomym, bieszczadzkim szlaku. Aż się uśmiechnęłam - dobroduszne podglebie surowości.
Świetny kawałek, Szczepanie.

:kofe:

szczepantrzeszcz
Posty: 554
Rejestracja: 28 lis 2016, 22:03

Pieskie życie - Opowiadania beskidzkie

#3 Post autor: szczepantrzeszcz » 30 mar 2019, 14:45

Szczepan dziękuje za wizytę.

Siedzę, i próbuje zamknąć tę opowieść, której fragment powyżej, ale opowieść jakoś nie chce się zamknąć. Tym bardzie miło, że ktoś przeczytał i napisał.

Bardzo podoba mi się określenie "dobroduszne podglebie surowości" - wiele można w myślach dopowiedzieć.

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16787
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Pieskie życie - Opowiadania beskidzkie

#4 Post autor: eka » 30 mar 2019, 15:12

Jeśli nie chce, to znaczy że ma Tobie i nam, czytelnikom, jeszcze wiele do powiedzenia o świecie.

szczepantrzeszcz
Posty: 554
Rejestracja: 28 lis 2016, 22:03

Pieskie życie - Opowiadania beskidzkie

#5 Post autor: szczepantrzeszcz » 30 mar 2019, 15:21

Masz rację, ale już prawie rok się toto pisze. Męskoszowinistyczny imperatyw nakazuje zacząć i skończyć - radość tworzenia nakazuje zapisać zdań kilka i odłożyć, czekając aż myśl kolejna, nieuczesana, do łba przyjdzie.

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16787
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Pieskie życie - Opowiadania beskidzkie

#6 Post autor: eka » 31 mar 2019, 14:08

Kobieca cierpliwość niech patronuje:) A imperatyw mądrości kieruje.
Radość pisania chyba wymaga przerw, bo nieprzerwana zamienia się w nieemocjonalną rutynę.
Powodzenia! : )

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”