• Nasze rekomendacje
  •  
    UWAGA!
    JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
    admin@osme-pietro.pl
    PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
     
  • Słup ogłoszeniowy
  •  
    Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
    Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.

    Benjamin Franklin

    UWAGA!
    KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!

    Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
    A oto wyniki



    JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
     

Z BAJDURZEŃ LASOWIACKICH

Opowieści pisane prozą - nie powieści
ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Ryszard Sziler
Posty: 409
Rejestracja: 04 cze 2013, 09:00
Lokalizacja: Kolbuszowa
Płeć:
Kontakt:

Z BAJDURZEŃ LASOWIACKICH

#1 Post autor: Ryszard Sziler » 18 gru 2020, 07:21

Z BAJDURZEŃ LASOWIACKICH
czyli przyczynek do historii miasteczka Kolbuszowa

Wstęp,
albo o Kolbuszu i nieszczęsnym diable Fajferku


Kiedyś tu była puszcza, że ho ho…a przez nią całkiem na ukos wiodła Zbójecka Droga. Tą drogą jeździli maziarze z mazidłem i kupcy ze swoimi kuframi. Czasem też trafił się jakiś wędrowiec idący byle dalej od swoich dotychczasowych spraw. No i oczywiście zawsze niespodzianie i nieprzewidywalnie pojawiali się na niej zbójcy. A z nimi nie było żartów. Mimo tego nie należało jednak zbaczać z tej drogi, bo tuż obok niej czaiły się młaki i topieliska. Można w nich było przepaść na wieki, nie tylko tracąc tam majątek, ale też i duszę. Bo diabłów kąpało się tam co niemiara. I zbójcy o tym dobrze wiedzieli, a podróżni niekoniecznie…
Wśród tych topielisk trafiały się też i wyspy. Porosłe trawą, a zbudowane z namulisk ulepionych przez nurty rzeczek na pniach powalonych drzew i licho wie na czym tam jeszcze. Gdzieniegdzie na tych wyspach żyli ludzie. Nie nasza sprawa skąd i dlaczego się tu znaleźli, możemy tylko powiedzieć, że wśród nich trafiali się niekiedy także ci dobrej konduity. Jak się wtedy mawiało.

Jednym z nich był Kolbusz.
Z opowieści tych, którzy go pamiętali wiemy, że był to mąż niezwykły. Opisywano go różnie, raz tak, a raz inaczej, przytoczymy więc z tych opisów tylko jedno powtarzające się, a więc pewne zdanie: diabły się go bały. Kiedy wstawał rankiem, przeciągał się i ziewał przed swą lepianką - diabły brały ogony w garście i wynosiły się w największą głuszę. Co tam robiły do późnego wieczora również mało by nas obchodziło, gdyby nie to, że jeden z nich, niedorostek jeszcze, postanowił nie poddawać się tradycyjnej rutynie i wylazł na światło dzienne. Akurat wtedy gdy Kolbusz szedł w krzaki za swoją potrzebą i nie miał nastroju do żartów.
- Czego tu? – spytał tylko, na co diablątko szczerząc ząbki odparło rezolutnie:
- O to samo mogę ciebie zapytać.
- Zaczekaj ino, a dowiesz się niechybnie – warknął Kolbusz i zniknął w chaszczach, a bezmyślne diable cierpliwie czekało na swoje nieszczęście.
Jednakże kiedy Kolbusz ulżył sobie i wyszedł na słońce znacznie już pogodniejszy - wszystko być może rozeszłoby się po kościach. Zobaczywszy diabła prychnął bowiem tylko i chciał go wyminąć, aliści Fajferek ( tak się wabiło diablątko ) miał zgoła inny pomysł na rozpoczynający się dzień bo nie dał się spędzić ze ścieżki.
- Ty jesteś Kolbusz? – spytał durnowato, jakby tego nie wiedział.
- Noo – przytaknął ten z wyraźną godnością .
- Kolbusz, stąd, że się kolebiesz, tak? Czy też może twoje miano wzięło się od kolby, w której destylujesz zacier, że jedzie po całym lesie i wszystkie liście nim cuchną? A najpewniej od tego i tego, bo jak się nabęckasz, to cię kolebie od krzaczka do krzaczka, co nie jeden raz już widziałem – bezrozumnie drażnił los diablik, a Kolbusz stał obok z rozdziawioną zdziwieniem gębą. W końcu otrząsnął się ze swojej niepewności, co ujął lapidarnie:
- Dupe tyko zawracosz, cy guziora sukosz?
- Hy! – prychnął bezczelny młodzik stając w postawie bojowej.
- Acha to jo jus swoje wim! – rozgryzł niespodziewany problem protoplasta Lasowiaków i przylał Fajferkowi tak, że inne diabły zaczęły piszczeć i skamlać po oczeretach, jakby to je, a nie jego tak okrutnie okładał.
Nic jednak tak nie zabolało Fajferka jak ryki zbójeckiej bandy, która przypadkowo trafiła na to lanie i teraz dosłownie pokładała się ze śmiechu na gościńcu, kiedy wpadł łbem w krzaki, które dopiero co odwiedził Kolbusz. Jak tam po tym wyglądał to wyglądał, dość że odtąd nigdy już nie udało mu się zwieść żadnego zbója z traktu i choćby troszkę sponiewierać w błocie. Kiedy bowiem błysnął ślepiami w ciemności każdy tylko pociągał nosem i zaraz wybuchał śmiechem mając w pogardzie kuszące światełko. Gorzej, bo odtąd nawet dzieciaki wołały za nim Fujferek smrodliwie przekręcając jego piekielne miano. Nie dziw więc, że w końcu skonfundowany ukrył się w którymś z leśnych mateczników na tak długi czas, że niektórzy zaczęli już wątpić w jego istnienie.
/…/
Lata minęły Kolbusz skurczył się, zmalał, aż w końcu rozpłynął się w przeszłości; diablik zaś zmężniał i zhardział, ale zadra w jego pamięci nie uległa zmianie. Piekła tak samo jak ongiś i nadal gwałtownie domagała się zadośćuczynienia za dawną zniewagę. Ale na kim tu się było mścić?
Smętny diabeł wałęsał się więc i wył nocami na resztkach zarastających bagnisk, aż powszechny smutek ogarniał okolicę. Ale, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, więc i ten smutek przeminął, co wcale nie znaczy, że z pożytkiem dla Fajferka i dla Kolbuszowej również.

Kolbuszowej dlatego, że z czasem obok kuczy Kolbusza sklecono inne budy. Lepsze i gorsze w zależności od pomysłów i sił, choć - nie łudźmy się – także od środków płatniczych. Tych wywodzących się zapewne - jak to sugeruje nazwa - od płatnerzy, którzy prawdopodobnie płatali zabłąkanych tu podróżnych. Ale czy to pewna etymologia wiedzą jedynie nieliczne dęby, jakie przetrwały z tamtego czasu. Niestety szum liści przestał być w pełni zrozumiały odkąd wyprowadziły się z lasu krasnoludki, biegle tłumaczące ten język na gwarę lasowiacką. Pewnym jest natomiast, że zbiór przykolbuszowych chałup nazwano Kolbuszową i to bynajmniej nie dla uczczenia Kolbusza, lecz - jak uparcie twierdzą złośliwcy - dla wspomnienia jego żony, co postaramy się odkłamać w kolejnym rozdziale naszej pracy:

O Kolbuszowej co piekielnego skrzypka wyonacyła

Kręcił się tu w onym czasie Cygan. Średni we wszystkim, również i we wzroście. Z czarnym barankiem na głowie, równie czarnym wąsikiem nad wargą, z tym, że już nie kręconym a zwyczajnie jak on prostym, i ze skrzypkami pod pachą. Słowem całkiem sympatyczny, aliści miał on wadę i to całkiem sporą. Otóż bywało, że nie tylko symbolicznie dzierżył swoje skrzypki, ale też i próbował na nich przygrywać. Wtedy zaś zaczynały się dziać rzeczy straszne. Skrzypki grały niby zwyczajnie, ani lepiej, ani gorzej niż inne, jednakże lepiej by było gdyby były milczały. Albowiem kiedy tylko dotknął strun psy w całej okolicy poczynały wyć przeraźliwie jak na pożar, albo i śmierć czyją. Powodu nikt nie znał, jednak nie tylko psy, a również i ludzi ich głos trwożył, więc za Cyganem potoczył się już niejeden kamień, a niekiedy nawet pieniążek przez współczucie. Tyle tylko, że taki pieniążek puszczony jak kamyk po wodzie, wcale nie był przyjemny dla grajka, kiedy go dosięgnął. Wykrzykiwano mu więc z daleka żeby skrzypki precz wyrzucił, bo musi są diabelskie; na co nawet i przystał, ale cóż miał robić, kiedy nic innego robić nie potrafił?…Poradzono mu więc, żeby sobie inne zrobił i tej porady w końcu usłuchał. Niczego to jednak w istocie rzeczy nie zmieniło, więc jak potrafił sklecił następne, a potem kolejne…Przestał wędrować , osiadł w głuszy i zajął się lutnictwem. Tak to powstały pierwsze kolbuszowskie skrzypki, które dziś można oglądać w muzeum i chociaż nikt już na nich nie gra nadal straszą tą możliwością. Aliści do dzisiaj okoliczne kapele przygrywają sobie od ucha na różnych tutejszych skrzypkach i nic się przykrego nie dzieje. Otóż tak jest za sprawą żony Kolbusza, która swoim uporem wszystko odmieniła, a rzecz się z tym tak miała :

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”