• Nasze rekomendacje
  •  
    UWAGA!
    JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
    admin@osme-pietro.pl
    PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
     
  • Słup ogłoszeniowy
  •  
    Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
    Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.

    Benjamin Franklin

    UWAGA!
    KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!

    Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
    A oto wyniki



    JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
     

Walka

Opowieści pisane prozą - nie powieści
ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Krokus
Posty: 481
Rejestracja: 18 gru 2020, 19:45
Płeć:

Walka

#1 Post autor: Krokus » 16 mar 2021, 12:12

- Dwieście dwadzieścia jeden – powiedział do siebie i oparł się o ścianę.
- Nieźle. Widzę Marku, że jest coraz lepiej.
- Tak, w zeszłym tygodniu na maksa mogłem zrobić sto kroków i opadałem z sił.
- Byleś tylko nie przesadził, jesteś prawdziwym wojownikiem, ale teraz nie warto się forsować.
- Józek, mówisz jak moja lekarka. W przypadku tej choroby zwycięzca jest tylko jeden. Wcześniej czy później, nie ma wielkiego znaczenia.
-No to po co walczysz?
- Mam to we krwi i nie potrafię tak bezczynnie czekać na śmierć – stwierdził z obojętnością Marek.
Józek podjechał z wózkiem i pomógł mu usiąść.
- No to wracamy na moją salę, ma w sobie ten majestat ostateczności – powiedział spoglądając w jej kierunku.
- Widzę, że humor ci dopisuje.
Marek czuł delikatny lęk, kiedy do niej wracał. Uchylone drzwi sprawiały, że biła z niej jasność jakby czekała tam na niego ostateczność, z której nie da się już wyjść. Zawsze wtedy powtarza w myślach: Nie teraz, nie jestem jeszcze gotowy. Kiedy już tam wszedł, strach mijał, pierwsze na co kierował wzrok, był mały krzyż wiszący na ścianie, uśmiechał się do niego, dziękując Bogu, że to jeszcze „nie teraz”. Kiedy ktoś mu towarzyszył nigdy nie czuł takiego napięcia i często sobie z tego żartował. Ale wczesnym rankiem lub wieczorem, kiedy zazwyczaj wychodził ze względu na mały o tej porze ruch, bić swoje rekordy, czuł na sobie lekki powiew grozy, zwłaszcza, że robił to wbrew zaleceniom lekarzy.
Szybko dotarli na tą „majestatyczną” salę. Józek chciał mu pomóc podnieść się z wózka, ale Marek pokręcił głową i zrobił to sam.
- A co tam słychać w klubie? – zapytał Marek.
- Pokazywałem ci ostatnio Mirasa i Domina…?
- Tak, ten drugi nieźle się zapowiada, ma dobrą technikę i widać, że myśli. Miras też jest spoko, ale za bardzo się podpala.
- Tak… jadą za dwa tygodnie na mistrzostwa Polski, jak coś zdobędą, to zapewne będą się łapać na konkretne gale, za konkretne pieniądze.
- O! to życzę im sukcesów, niech szlifują formę chłopaki.
- Zobaczymy, może coś z nich będzie – powiedział podekscytowanym głosem Józek.
- Wiesz… dzisiaj się zastanawiałem nad moimi pierwszymi zawodami. Jeszcze w karate kyokushin.
- Czy to nie były te na których spotkaliśmy się w finale?
- Tak, Mistrzostwa Polski juniorów.
- No i myślałeś nad naszą walką?
- Nie, nad tą półfinałową, nie pamiętam, skąd ten chłopak był i jak się nazywał, ale myślałem, że przegram tą walkę. Wybijał mnie z rytmu i uderzał bardzo mocno. Moje przypadkowe mawashi geri, załatwiło wszystko.
- Hm… ciekawe, ja w półfinale znokautowałem kogoś, też nie pamiętam kogo? – powiedział z lekkim uśmiechem Józek.
- Zastanawia mnie, co robi ten człowiek. Nigdy już potem, nie spotkałem go na żadnych zawodach. Być może dał sobie spokój. Ja również gdybym przegrał, poszedłbym inną drogą, niewiele brakowało – stwierdził lekko zamyślony, Marek.
- Ja po prostu lubię się bić, gdybym niczego nie osiągnął w sporcie, to biłbym się w barach, dyskotekach. Potrzebowałbym tego, taki już jestem, chociaż… raczej byłem, lata robią swoje.
- Z czasem zaczyna w nas dominować skłonność odpuszczania – powiedział lekko zamyślony Marek.
- Tak, jednym słowem starość nieradość, ech…
- Wiesz… ja ostatnio się często zastanawiam, co by było, gdyby?
- Zastanawiasz się kim byś był, gdybyś wtedy przegrał?
- Tak.
Ich rozmowę przerwała pielęgniarka, która weszła na salę.
- Czas na leki – powiedziała uśmiechając się do Marka.
- Ja bym prosił małą czarną – odezwał się szarmancko Józek.
Spojrzała na niego z lekkim niesmakiem, ale nie odpowiedziała.
- Kaśka coś ty taka sztywniara – nie odpuszczał Józek.
- Bardzo giętka jestem i łatwa, tylko z ciebie jest dupa – odpowiedziała z szyderczym uśmieszkiem.
- Nie wysilaj się i tak cię lubię.
- Spadaj!
- Mili moi, przestańcie, bo jeszcze wyjdzie z tego ckliwe love story – powiedział Marek nieco rozbawiony tymi docinkami.
- No i ty przeciwko mnie!? - spojrzała na niego z wyrzutem.
- Jak to przeciwko? – odpowiedział udając zdziwienie.
Podała mu leki i wyszła dumnym krokiem, spoglądając z zażenowaniem na Józka.
- Niezła osa!
- Daj spokój, to porządna dziewczyna – oznajmił Marek lekko żartobliwym tonem.
- Co zrobić – stwierdził Józek, kręcąc głową.
Po chwili obaj zaczęli się śmiać.
Potem zapanowała krótka cisza, Józek spojrzał na zegarek.
- Będę się zbierał – oznajmił podnosząc się z krzesła.
- Trzymaj się – odpowiedział Marek ściszonym głosem.
Pożegnania zawsze są dla niego trudne, kiedy nikt długo go nie odwiedza, przyzwyczaja się. Funkcjonuje schematycznie, rano leki, śniadanie, walka z nowym dystansem na korytarzu. Potem książka albo gazeta, obiad, kolacja. Czas się spokojnie rozmywa, ale kiedy odwiedza go jakiś stary znajomy, najpierw czuje ogromna radość z faktu, że ktoś o nim pamięta, kiedy kończy się spotkanie, następują dla Marka ciężkie chwile. Świadomość, że jego świat to już bardzo ograniczona rzeczywistość, rozrywa go od środka. Na stwardnienie rozsiane nie wynaleziono skutecznego leku, to co współczesna medycyna może zrobić, to opóźnić postęp choroby. Są długie okresy, że wszystko wraca do normy, są, że wszystko się sypie i żyje się nadzieją, codziennie wmawiając sobie:” nie teraz, jeszcze nie teraz.” Niestety teraz przyszedł ten gorszy. Ciągłe zmęczenie, zaburzenia równowagi, koordynacji i snu. To o wiele groźniejsi przeciwnicy niż ci z którymi wychodził na ring.


- Dwieście dwadzieścia dwa…
Po tym kroku, zachwiał się i wywrócił na podłogę.
Zaraz podbiegła do niego jakaś kobieta wychodząca z windy.
- Nic się panu nie stało?! – zapytała zaniepokojonym głosem.
- Nie – odpowiedział z lekkim uśmiechem Marek.
Pomogła mu wstać i posadziła na ławce.
- Niech pan tu siedzi, zaraz zawołam pielęgniarkę.
- Nie, niech pani tego nie robi, to takie moje wyjście na własną rękę, pogniewałaby się na mnie!
- A…! to inna sprawa, ale to bardzo nieodpowiedzialne, dlaczego pan to zrobił? – Spojrzała na niego z lekkim wyrzutem, trochę zaskoczona jego odpowiedzią.
- Nie zrozumie tego pani…
- Hm… zapewne jest pan prawdziwym twardzielem, który wiecznie musi wyznaczać sobie cele i je osiągać…? – Widać było na jej twarzy i tonie głosu, że bardzo zdenerwowało ją to oschłe stwierdzenie Marka.
Zauważył to zacietrzewienie jej oczach i trochę go zamurowało, nie wiedział co ma powiedzieć.
- Przepraszam… ale, nie wiem czemu pani…?
- Nic!
Po chwili znowu na niego spojrzała i zaczęła mówić już zupełnie spokojnym tonem.
- Moim facetem był ktoś taki jak pan, trenował boks. Zawsze walczył do końca i zazwyczaj wygrywał. Podziwiałam go, wyglądał jak młody bóg i co najważniejsze, kochał i dbał o mnie. Byłam wtedy bardzo w siódmym niebie. Kiedy urodziło się nam dziecko, na początku był bardzo szczęśliwy, ale jak się okazało, że Michaś ma wadę serca, coś w nim pękło. Ten twardziel zupełnie się rozkleił. Zaczął chlać, awanturować się i w końcu gdzieś zniknął. Nie szukałam go, nie ścigałam o alimenty. Rok temu dowiedziałam się, że przebywa w Holandii. No cóż… prawdziwy twardziel, ale to ja walczę, umieram ze strachu, kiedy mój Michaś się źle poczuje, a w każdej chwili może dojść do powikłań. Do jego małej klatki piersiowej, przytwierdzone są rurki, dzięki którym żyje. Potrzebuje nowego serca. Ma cztery latka i kiedy zapytał mnie: Mamusiu, słyszałem, jak ktoś mówił, że nie ma na razie takich małych serduszek i muszę jeszcze trochę poczekać. A ja walczyłam z sobą by się nie rozkleić. Powiedziałam, już niedługo, ale wiem, że to nieprawda, jest teraz pierwszy w oczekiwaniu na przeszczep. Tylko dlatego, że te dzieciaki, które były przed nim, nie doczekały. A przecież, żeby dostał takie małe serduszko, to musi umrzeć, ktoś taki jak on. Staram się o tym nie myśleć, by nie oszaleć, a przecież czekam z nadzieją, że się uda. Życie za życie, chociaż czasem… próbuję się pogodzić z myślą, że w końcu go stracę i jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić. Dzisiaj jestem w tym szpitalu, bo moja mama miała zawał i przyszłam ją odwiedzić, pytała się, co tam u Michasia? A ja odpowiadam, dobrze…
- Wie pani… nie wiem co powiedzieć? – Tym razem on walczył z sobą by się nie rozkleić. Czuł się teraz przy niej jak zawodnik wagi lekkiej, niemający pojęcia czym są naprawdę ciężkie ciosy.
- Nie musi pan nic mówić, tak mi się wyrwało i trochę mnie poniosło, ale może pomogę dojść na salę?
- Nie, dam sobie radę, to kilka kroków stąd, chodzę po korytarzu, tam i z powrotem licząc kroki i bijąc nowy rekord. To mi pomaga w rehabilitacji, mam nadzieję, że jeszcze wrócę do domu, chociaż na jakiś czas.
- Rozumiem, byle by pan nie przedobrzył – powiedziała i wstała z ławki i podając rękę na pożegnanie.
Po chwili na korytarzu pojawiła się znajoma pielęgniarka, szła w jego stronę kręcąc głową.
- Lepiej ci? – zapytała poddenerwowanym głosem.
- Aśka, sorry, coś mnie podkusiło, ale obiecuję, że już nigdy, nie wyjdę na własną rękę.
- No jasne, ale chciałabym byś wiedział, że mogę przez twoją lekkomyślność, mieć duże problemy.
- Wiem, ale…
- No dobra, masz szczęście, że cię lubię, dasz sobie radę, czy mam ci pomóc wstać?
Marek natychmiast podniósł się z ławki i lekko chwiejnym krokiem, ruszył w stronę swojej sali. Aśka szła obok niego tak na wszelki wypadek.
Pomogła mu usiąść na łóżku, potem podała leki i ruszyła w stronę drzwi.
- A ty z czym walczysz? – zapytał spoglądając na nią lekko zamyślonym wzrokiem.
- Co!? – Spojrzała na niego jak na wariata, nie mając pojęcia czy mówi poważnie czy się nabija.
- Nie ważne, tak tylko pytam – Zauważył, że pytanie chyba ją zdenerwowało i nie chciał już kontynuować tematu.
Aśka wzruszyła ramionami i wyszła, zaraz jednak wróciła.
- Wiesz… rok temu pochowałam ojca, była jego oczkiem w głowie, byliśmy bardzo ze sobą zżyci, z matką nigdy nie mogłam się dogadać. Teraz moje życie wygląda zupełnie inaczej. Jestem zupełnie sama, ale kogo to obchodzi!? – po tych słowach, wybiegła z sali.
- Aśka! – krzyknął podnosząc się z łóżka, niestety, nie był w stanie za nią pobiec.
- Co za dzień! – powiedział do siebie, nie miał pojęcia, co go podkusiło by ją pytać o takie rzeczy.
Czuł się trochę jak po przegranej walce, którą mógł spokojnie wygrać, ale dał się zaskoczyć i nadział na jakiś przypadkowy cios. Było mu trochę głupio, że niechcący ją zdenerwował, ale gdyby nie to, nie dowiedziałby się o tym, że jest bardzo samotna i ciężko to znosi. Zaczęło do niego docierać, że nie tylko on cierpi i choć jest to oczywista, oczywistość, jednak teraz poczuł to, jakby niechcący skaleczył się krojąc coś na śniadanie. Przypomniało mu się, że wiele jej o sobie opowiadał, ale o niej właściwie nic nie wiedział, imię, nazwisko, tylko tyle. Zapewne ona też miała potrzebę komuś się wygadać, do kogoś przytulić, na chwilę zapomnieć o codziennej monotonni… Było mu bardzo przykro, że wcześniej tego nie zauważał, chciał jakoś to jej wynagrodzić, ale jeszcze nie miał pomysłu jak. Rozmyślając tak zasnął, zmęczony tym dość nieprzyjemnym, początkiem dnia.



- Ktoś do ciebie – oznajmiła Aśka wchodząc na salę z jakimś mężczyzną.
- Dzień dobry – odezwał się nieznajomy.
- Dzień dobry – odpowiedział nieco zdziwiony Marek.
- Zapewne moja twarz nic panu nie mówi, ale mieliśmy kiedyś ze sobą do czynienia.
- Tak? Być może, ale o co chodzi?
- Trochę mi zajęło zanim pana znaleźliśmy. Moja córka studiuje dziennikarstwo, niedawno przeczytała o panu książkę i się zachwyciła. Bardzo by chciała przeprowadzić z panem wywiad, sama też trenuje taekwondo i jest fanką sportów walki…
- No wie pan, wywiad…? Cieszy mnie bardzo, że ktoś coś o mnie przeczytał, ale…
- Rozumiem, wszystko przez to, że się jej pochwaliłem, że kiedyś z panem walczyłem.
- Tak? A kiedy to było?
- Dawno temu, półfinałowa walka na Mistrzostwach Polski juniorów w Siedlcach.
Marek wybałuszał na niego oczy, wstał z łóżka, nie wierząc w to co usłyszał.
- To niesamowite! Wie pan… sorry, Marek. – Wyciągnął do niego dłoń.
- Janusz – odpowiedział również wyciągając dłoń.
- Niedawno myślałem o tej walce, omal jej nie przegrałem.
- No cóż, miło coś takiego usłyszeć od wielkiego mistrza.
- A co teraz robisz?
- Jestem spawaczem z trzydziestoletnim stażem. Nie zrobiłem sportowej kariery, zresztą niespecjalnie mi zależało. Kilka miesięcy po tych zawodach zgarnęli mnie do wojska, a potem już tylko marzyłem by się ożenić i założyć rodzinę. Moja Ania ma dwadzieścia cztery lata, kończy studia w przyszłym roku. No i powiem, nie żałuję, jestem dumnym mężem i ojcem.
- Wiesz… gdybyś wtedy ze mną wygrał to bym niczego nie osiągnął, przestałbym trenować. Wtedy taką miałem mentalność albo wygrywasz, albo spadasz.
- Hm… taka chyba jest mentalność mistrzów.
- Może tak, a może nie. Dzisiaj rano do mnie dotarło, że wszystko co osiągnąłem jest niewiele warte.
- Jak to?
- Stoczyłem wiele pojedynków, byłem posiadaczem kilku mistrzowskich pasów, ale jaka walka, może się równać z tą, o najcenniejszy dar, życie. Dzisiaj pewna kobieta mi to uświadomiła.
- Jest w tym dużo racji, ale twoje sukcesy, to ciężka praca, talent i szczęście. Niejeden o tym marzy, mało kto osiąga, ale życie przez to, staje się wyzwaniem. Każdy chociaż przez chwilę łudzi się, że jest kimś wyjątkowym.
- Hm… dzisiaj nie jestem pewny czy warto…
- A o tym, jeżeli się zgodzisz, to porozmawiasz z moją córką?
- Jasne, jestem do jej dyspozycji – odpowiedział z uśmiechem, Marek.
- To świetnie! Może być po jutrze?
- Nie ma sprawy.
Potem przyszła Aśka z lekami, Janusz się pożegnał i wyszedł zadowolony, niezwłocznie dzwoniąc do córki.

- A ty co taki zadowolony – zapytała Aśka.
- Cuda się czasem zdarzają.
- Nie rozumiem?
- Jak stąd wyjdę, to zaproszę cię na super kolację.
- Co!? – spojrzała na niego z lekkim zdziwieniem, nie mając pojęcia czy mówi poważnie czy żartuje.
- Uwierz mi, będzie super.
- Wierzę – odpowiedziała siadając na krześle, uśmiechnęła się, potem zaczerwieniły się jej oczy i kilka łez poleciało po policzkach. Nie bardzo wierzyła, żeby jego stan zdrowia na tyle się polepszył, by mogli gdzieś razem wyjść, ale to zaproszenie sprawiło jej wielką radość, już dawno zapomniała o życiu towarzyskim, po śmierci ojca czuła się potrzebna tylko w pracy, a widok radości działał na nią pozytywnie tylko w szpitalu, poza nim, wszelkie uśmiechy i widoki zadowolenia, był drażniący dla jej oczu.
Marek trochę się zaniepokoił reakcją Aśki, pomyślał, że znowu powiedział coś nie tak.
- Mówię poważnie, myślałem, że się ucieszysz?
- Cieszę się – odpowiedziała i pocałowała go w policzek.
Uśmiechnął się, trochę mu ulżyło, że tym razem jest wszystko okej. Potem wstał z łóżka i powiedział z zadowoleniem:
- Chyba za jakiś miesiąc powinno być ze mną zdecydowanie lepiej, wtedy pogadamy.
- Tak – odpowiedziała z uśmiechem i zaraz wyszła, nie chciała się przy nim rozklejać.
Cuda się zdarzają, czy w tym przypadku też? Bardzo chciała w to uwierzyć, zdając sobie sprawę, że szanse są nikłe, a ona znowu będzie cierpieć, ale teraz jak nigdy przedtem, była pewna, że dla takich chwil, warto.

Koniec.

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16787
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Walka

#2 Post autor: eka » 16 mar 2021, 17:22

Opowiadanie z ważnym przesłaniem. Misja wyraźnie zaakcentowana, może nawet ciut za bardzo, przez co nieznacznie zahacza o dydaktyzm, widać to w niektórych wypowiedziach bohaterów.
Czyta się płynnie, opko całkiem dobrze skonstruowane, wciąga.
Dominującą formą podawczą jest dialog, informacje od trzecioosobowego narratora w zasadzie ograniczają się do lokalizowania czasu, przestrzeni oraz opisu pozawerbalnych zachowań postaci.
Zastanawiam się, czy lepszą opcją nie byłaby narracja pierwszoosobowa. :myśli:
Warto przeczytać, na pewno!
Pozdrawiam.

Krokus
Posty: 481
Rejestracja: 18 gru 2020, 19:45
Płeć:

Walka

#3 Post autor: Krokus » 16 mar 2021, 23:25

Dzięki za komentarz, eko. Tak, w tym opowiadaniu postawiłem na dialog, chyba masz rację, że ciut za bardzo z tym przesłaniem. Co do narracji pierwszoosobowej, hm... wydaje mi się, że chyba w tym przypadku trzecioosobowa jest lepsza, ale...

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16787
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Walka

#4 Post autor: eka » 18 mar 2021, 18:04

Pierwszoosobowa przesłaniu z automatu nadaje większą wiarygodność, bo skuteczniej 'odpycha' fikcję, jakby nie patrzeć narrator trzecioosobowy ma cechy wszystkowiedzącego bóstwa : )
Ale nie namawiam, ot, refleksja.
Pozdrawiam :kofe:

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”