• Nasze rekomendacje
  •  
    UWAGA!
    JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
    admin@osme-pietro.pl
    PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
     
  • Słup ogłoszeniowy
  •  
    Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
    Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.

    Benjamin Franklin

    UWAGA!
    KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!

    Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
    A oto wyniki



    JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
     

Hetmańska

Opowieści pisane prozą - nie powieści
ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Krokus
Posty: 481
Rejestracja: 18 gru 2020, 19:45
Płeć:

Hetmańska

#1 Post autor: Krokus » 26 kwie 2021, 10:49

- To tutaj! – Wskazał na drzwi komisarz Michalski.
Mirek spojrzał nieco wyżej na szyld w zielono białym kolorze: „Hetmańska” - No cóż - powiedział do siebie, spodziewając jakiejś speluny, gdzie przychodzą jakieś podejrzane typy odruchowo ziejące agresją na wszystko co znajdzie się w zasięgu wzroku, a tu pełna kultura i niestety morderstwo.

W środku panował lekki chaos, powywracane krzesła, kilku mundurowych poruszających się w różnych kierunkach i facet w białym fartuchu, pochylony nad ofiarą.
- Nóż…? - I zapewne dwadzieścia ran kłutych? – odezwał się Mirek do mężczyzny w białym fartuchu, ni to pytając ni stwierdzając.
- Osiemnaście – odpowiedział tamten.
- No prawie – powiedział Mirek pochylając się nad denatem.
Zauważył, że w jego spojrzeniu było jeszcze jakieś żywe przerażenie. Spojrzał w górę, gdzie wpatrywały się oczy ofiary. - Belka stropowa? - powiedział do siebie. Coś tam było?
Stanął na krześle. Był tam jakiś niewyraźny mały wyraz, wyryty być może scyzorykiem albo jakimś innym szpikulcem. Pierwszą literą na pewno było „W” ostatnia „y”, pozostałych nie dało się odczytać. Ktoś je zrył, może to ta sama osoba. Najpierw coś w specyficzny chciała wyrazić, a potem stwierdziła, że lepiej niech będzie to tajemnica. Zapewne chodziło o imię, jakiś nieźle wstawiony małolat, ale przecież nie mógł tego zrobić na oczach klientów i personelu? – Ciekawe? – powiedział do siebie Mirek.
- Co pan tam zobaczył? – zapytał komisarz Michalski, wyrywając go z zamyślenia.
- Chyba nic istotnego, ale dla kogoś, kto pisze kryminały, mogłoby to stanowić niezłą inspirację – stwierdził z lekkim uśmiechem schodząc z krzesła.
- Co takiego?
- Nie… to kompletnie nie ma znaczenia – odpowiedział Mirek. - Rozumiem, że wszyscy, którzy tu byli łącznie ze sprawcą są już na komisariacie.
- Tak! – odpowiedział komisarz Michalski.
- No to pora się dowiedzieć, dlaczego ktoś komuś zadał tych osiemnaście pchnięć.

***

- Nazwisko!?
- Kazimierska – odezwała się przesłuchiwana – Kazimierska Barbara – dodała.
- Pani jest właścicielką lokalu, w którym doszło do morderstwa? – Kontynuował Mirek.
- Tak… - odpowiedziała drżącym głosem.
Widać było, że jest bardzo zdenerwowana, na czole miała dużego krwiaka, cała dygotała, trudno było jej odpowiadać na pytania.
-Wiem, że to dla pani horror, ale to już minęło, jest pani bezpieczna – odezwał się do niej cieplejszym głosem. – Czy ten…? Zamordowany był stałym klientem, czy widziała go pani pierwszy raz?
-Byłym facetem kelnerki – odpowiedziała drżącym głosem.
- No tak podejrzewałem… zapewne nie potrafił bez niej żyć?
- No chyba tak, byli ze sobą… jakieś dwa lata. Na początku było wszystko okej, ale z czasem stawał się o nią coraz bardziej zazdrosny. Chciał, żeby rzuciła tą pracą. Jakieś pół roku temu z nim zerwała, on oczywiście nie mógł się z tym pogodzić, przychodził tu prosił, jakieś dwa miesiące temu coś znowu między nimi zaiskrzyło, ale na bardzo krótko, uderzył ją, bo się uśmiechnęła do jakiegoś faceta. No i w końcu stało się.
- Jak do tego doszło?
- Przyszedł mniej więcej około dwudziestej, był już trochę wypity. Aśka nie chciała do niego podchodzić, więc ja podeszłam, zamówił setkę, potem drugą. Siedział chwilę spokojnie, potem zawołał mnie i zażądał, żeby obsługiwała go Aśka. Powiedziałam mu, że za dużo już wypił i w ogóle nie będzie obsługiwany. Wstał i szedł w kierunku wyjścia jednak przed drzwiami się zatrzymał i ruszył w kierunku Aśki. Rzucił się na nią, podbiegłam do nich, złapałam go za włosy, odwrócił się w moją stronę i uderzył. Przewróciłam się, chciał mi jeszcze dołożyć, ale dwóch klientów powstrzymało go, nie dali mu jednak rady, powywracał ich. Byłam jak sparaliżowana nie mogłam się podnieść a on ruszył w kierunku baru, wszedł za, no a potem, to już pan wie.
- Osiemnaście pchnięć?
- No cóż… ale to on chciał ją zabić! – odpowiedziała stanowczo.
- No tak, walczyła o życie – stwierdził spoglądając na zegarek - To wszystko – powiedział nie mając sumienia dalej jej męczyć.
- Czy jeszcze będę wzywana?
- Raczej tak, ale dzisiaj już wystarczy, jest pani wolna, proszę tylko podpisać zeznanie.
- A…? Coś mi się przypomniało.
- Co takiego!?
- On… patrzył z przerażeniem na belkę stropową, na której ktoś wyrył wyraz…? Nie udało mi się go rozszyfrować, tylko pierwsza i ostatnia litera: W i y resztę ktoś zrył, być może ten sam koleś. Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że to słowo brzmiało „Winny”.
- Nie mam pojęcia… Mówi pan na belce stropowej?
- Tak, ale to na pewno jakiś dziwny zbieg okoliczności. On miał takie przerażające spojrzenie, dlatego to mnie zaciekawiło i zauważyłem ten nieczytelny wyraz.
- To ciekawe, ale nie wiem, kto mógłby coś takiego zrobić. Do mojej restauracji przychodzą raczej zrównoważeni ludzie, no... Nie licząc tego psychopaty - odpowiedziała zmęczonym głosem.
- Jeszcze raz dziękuję pani – powiedział i odprowadził ją do drzwi.

Przyszła kolej na główną bohaterkę, tego tragicznego zajścia.
Joanna Bogacka, lat trzydzieści pięć i osiemnaście pchnięć, które wysłały na tamten świat jej byłego faceta, który okazał się być niebezpiecznym świrem. Opowiedziała mniej więcej to samo, co jej szefowa, nie pamiętała tylko zdarzeń, które się wydarzyły za barem. Mirkowi rzucił się w oczy jej spokój, mówiła o tym wszystkim, bez żadnych emocji zupełnie inaczej niż jej szefowa. Być może, po tym wszystkim było jej zupełnie wszystko jedno, co będzie dalej.
- Pójdę siedzieć? – zapytała trochę od niechcenia.
- Nie, nie sądzę, działała pani w obronie własnej, są świadkowie. To trochę potrwa, ale, będzie dobrze – odpowiedział uspokajająco Mirek.



***

Minęło sześć miesięcy od tamtej sprawy. Mirek po skończonej służbie wracał piechotą do domu. Był piątek i kiedy miał wolny weekend lubił sobie tak bez większego celu pospacerować po mieście. A wrzesień jest idealnym do tego miesiącem. Dzień jest jeszcze długi i temperatura w sam raz. No i powiewa takim delikatnym wietrzykiem melancholii w sam raz by wspominać stare nie zawsze dobre czasy.
Od dwóch lat mieszkał w Raciborzu małym miasteczku na terenie Śląska i jak na razie był z tego faktu zadowolony, wszędzie blisko, spokój, którego wcześniej mu bardzo brakowało. Warszawa dała mu nieźle popalić. Zorganizowana przestępczość, bezwzględni gangsterzy, codzienny stres i jego zawzięty charakter, sprawiały, że rosła liczba osób życzących mu wszystkiego najgorszego. W końcu podczas obławy na jeden z miejscowych gangów, jakaś zabłąkana kula trafiła go w lewy bark i sprawiła, że powiedział: Wystarczy! Na jego prośbę, przeniesiono go na prowincję i może teraz spokojnie spacerować po mieście, bez obawy, że jakiś zły ktoś chciałby go odstrzelić.

Idąc w niezupełnie określonym kierunku i rozmyślając o swojej niespokojnej przeszłości, zauważył, że znalazł się na ulicy „Długiej”. Rzadko tu bywał, a jak się trafiło to przemieszczał się po niej zbyt szybkim krokiem. A ona miała swój urok, była jedynym w tym mieście deptakiem. Zabytkowe kamienice z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku. Jedna jej połowa, była tarasem pełnym kolorowych kwiatów, rosnących w ogromnych kwietnikach. Znajdowało się tam również, kilka kawiarenek i restauracji. Na tej niższej połowie przeważały sklepy, małe banki i kilka złotniczych pracowni.
Kiedy zbliżał się do jej końca, zobaczył zielono biały szyld z napisem „Hetmańska” i przypomniała mu się ta makabra sprzed pół roku. Z czystej ciekawości postanowił wejść i zobaczyć jak wygląda w środku, kiedy nikt tam nikogo nie zabija.

Usiadł przy barze, obok niego siedziało dwóch mężczyzn, a przed nim barmanka wsłuchiwała się w ich rozmowę.
- Słucham? - zapytała trochę od niechcenia.
- Hm… zaraz, zaraz? – Mirek zastanawiał się patrząc na półki z alkoholem
- To pan?! – odezwała się szefowa z lekkim niepokojem na niezdecydowanego klienta.
- Proszę się nie obawiać jestem tu zupełnie prywatnie – odpowiedział, trochę rozbawiony jej wystraszoną miną.
- Czego by pan sobie życzył? – zapytała już z lekkim uśmiechem.
- Piwo… nie, whisky, czarny Walker – stwierdził po krótkim zawahaniu.
- Już się robi, przepraszam, że tak na pana zareagowałam, ale to był odruch, myślałam, że…
- Nic nie szkodzi, przyzwyczaiłem się, że ludzie na mnie różnie reagują. Jak widzę interes kręci się dalej – stwierdził zmieniając temat.
- No jakoś kręci – odpowiedziała podając mu szklankę z whisky.
Ktoś ją zawołał z zaplecza i urwała się rozmowa.

Siedział przez dłuższą chwilę sącząc whisky, w tle grała jakaś muzyka, po jakimś czasie, zaczęła docierać do niego rozmowa, dwóch mężczyzn, siedzących obok.
- Więc mówisz, że Kafka w Procesie chciał nie tyle przedstawić bezradność jednostki względem systemu, a przede wszystkim uzmysłowić czytelnikowi, że każdy jest winny i musi ponieść tego konsekwencje? – powiedział jeden z nich, poprawiając okulary.
Wyglądał trochę dziwnie, długie siwiejące włosy spięte w kucyk, okulary lenonki i krótki wąsik. Ubrany w flanelową koszulę, zupełnie nie pasował do eleganckiego wnętrza.
- Tak, zawsze jest przyczyna i skutek. Za kradzież karą jest więzienie, za życie śmierć- odpowiedział jego rozmówca.
Ten z kolei był łysy o wychudłej twarzy z mocno wystającymi kośćmi policzkowymi i dużych wyłupiastych oczach. Oboje sprawiali wrażenie jakby urwali się z choinki. No i ta rozmowa, Kafka?
- Czyli każdy kto się urodził jest winny? – zapytał z lekką ironią w głosie ten o wyglądzie podstarzałego hipisa.
- Tak, jedyne co można zrobić to się odraczać – odpowiedział stanowczo łysy.
- Hm… no w sumie racja, ale w życiu jest coś jeszcze głębszego, jakaś tajemnica, którą trzeba odkryć. Człowiek szuka w nim jakiegoś spełnienia? – stwierdził hipis.
- Tak i stąd brama – odpowiedział sięgając po kufel, łysy.
- Uważasz, że za nią jest spełnienie? Może i tak, ale może tam być tylko pustka… - ni to zapytał ni to stwierdził podstarzały hipis.
- Być może, ale zawsze warto walczyć – odpowiedział łysy.
- Nawet jak to nie ma sensu?
- Przede wszystkim, bo walka nadaje czemuś sens i pozwala zapomnieć, że wszystko jest bez sensu.
Mirek chcąc nie chcąc przysłuchiwał się rozmowie, która go z jednej strony trochę zaciekawiła, z drugiej była trochę denerwująca.
- Ha…Ha...Ha… Wciągnęła pana dyskusja - odezwała się z za baru szefowa.
Nawet nie zauważył, kiedy tam weszła.
- To dwaj panowie „M” moi stali klienci, uwielbiam wsłuchiwać się w ich rozmowy, choć zazwyczaj nie wiem, o co chodzi.
- Niech pani nie przesadza! Pani Basiu, zazwyczaj dyskutuje pani razem z nami – odezwał się łysy.
- Dlaczego panowie „M”? – zapytał Mirek.
- Dwa Marki, pan Marek – wskazała na tego z długimi włosami. - Jest polonistą, drugi pan Marek – wskazała na łysego. – Filozofem, są tutaj co weekend i zawsze dyskutują na ambitne tematy.
- Bardzo mi przyjemnie –powiedział Mirek i w tym momencie zauważył tą od osiemnastu pchnięć. Szła do któregoś ze stolików. – Joanna! Pamiętał. – W jej ruchach był jakaś dostojność, nic z tych głupawych małolat z wymuszonym uśmiechem, poruszających się na anorektycznych nóżkach, wywołujących u nie jednego mężczyzny poczucie lekkiego przerażenia. Zapewne pracowała już długo w tym fachu. Miała w sobie to coś i mogłaby mieć każdego - stwierdził nie mogąc oderwać od niej wzroku. Długie czarne włosy spięte z tyłu, czarne spodnie, biała koszula z muszką niby typowa kelnerka, ale ona wyglądała w tym naprawdę pociągająco, nie da się koło takiej kobiety przejść obojętnie. Podczas przesłuchania miała taką bladą i obojętną twarz, że wręcz odstraszała swym widokiem, a teraz…
- Co pan się tak zamyślił? – odezwała się szefowa przerywając jego zauroczenie.
- A… tak jakoś – odpowiedział trochę speszony.
- Joanna… zawsze ktoś do niej zagaduje.
- A jak zniosła to, co się stało?
- Całkiem dobrze, że mną było trochę gorzej, musiałam wziąć dwa tygodnie wolnego, byłam trochę poobijana no i ten facet... do teraz zdarza się, że we śnie widzę jego twarz. Z Aśką nigdy potem o tym, nie rozmawiałyśmy, nie miałam odwagi, ona chyba też.
Podeszła do baru z zamówieniem.
– Pani Basiu, trzy piwa, dwa drinki wódka z colą. – Potem spojrzała na Mirka.
– O!? Znajoma twarz, czułam, że kiedyś nas pan odwiedzi – powiedziała z uśmiechem.
Sprawiała wrażenie jakby znała go zupełnie z jakiejś zdecydowanie przyjemniejszej historii.
- Jestem tu trochę przypadkiem, spacerowałem sobie po mieście, no i jakoś znalazłem się przed drzwiami Hetmańskiej.
- No cóż w tej mieścinie wszystkie drogi prowadzą do Hetmańskiej – powiedziała i poszła z zamówieniem do stolika.
-Czy jeszcze panu coś nalać? – odezwała się szefowa.
- Nie… – Spojrzał na zegarek, była dwudziesta pierwsza. –Będę się zbierał – powiedział dopijając whisky.
- Jeszcze młoda godzina.
- Siedzę tu już zdecydowanie za długo, ale na pewno znowu tu zajrzę.
- No to do znowu – powiedziała z uśmiechem szefowa.


***
Siedział przed telewizorem, co chwilę zmieniając kanały. Nie mógł nic dla siebie znaleźć. Wreszcie na którymś ze sportowych trafił na boks – No zobaczymy? – powiedział do siebie, odkładając pilot na stolik. Lubił popatrzeć na dobry boks, szczególnie na starych mistrzów takich jak Tyson czy Holyfield. Ci, którzy walczyli teraz, byli mu zupełnie nieznani, ale tłukli się całkiem nieźle.
Po pierwszej walce, mimo, że była bardzo emocjonująca zaczęły mu się zamykać oczy, senność coraz bardziej zaczęła się do niego dobierać. W pewnym momencie usłyszał dzwonek do drzwi. – Co jest? – Zerwał się z fotela. Spojrzał w wizjer – to niemożliwe!? – Nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył.

- Skąd pani…? Skąd pani wie, gdzie mieszkam? – wydusił z siebie widząc szefową „Hetmańskiej” stojącą przed drzwiami.
- Zamiast pytać mnie o takie nieistotne szczegóły, może wpuści mnie pan do środka.
- Proszę, niech pani wejdzie – odpowiedział.
Potem pomógł ściągnąć jej płaszcz i zaprosił do pokoju.
- Ma pani ochotę na drinka – zapytał.
- Tak, napiła bym się czegoś – odpowiedziała z uśmiechem.
- Mam tylko wódkę z colą – oznajmił zaglądając do lodówki.
- Może być – odpowiedziała.
Przyszedł z drinkami usiadł koło niej i dalej ta niecodzienna, a raczej nieconocna wizyta zaczęła przebiegać już typowo jak na takie odwiedziny. Najpierw położył rękę na jej kolanie, potem zbliżył usta do jej ust, zaczęli się całować, obejmować z coraz większą dozą namiętności. Szybko pozbyli się ubrań, ona usiadła na niego, objęła dłonią jego męskość i kilkoma ruchami postawiła go na baczność. Po czym powoli na nim swoją najbardziej intymną częścią. Ich ciała zaczęły pracować w szybkim rytmie coraz głębszych doznań, wydając z siebie od czasu do czasu tłumione jęki.
Prawie już dochodząc, poczuł na szyi jej dłonie, które się coraz mocniej zaciskały.
- Niebezpiecznie jest pożądać, szczególnie jej – powiedziała zaciskając jeszcze mocniej dłonie.
- Co…!? – wydusił z przerażeniem Mirek i złapał jej ręce w nadgarstkach próbując zerwać uścisk.
Zaczęła się szamotanina, w końcu wyrwał się z uścisku, zrzucił ją z siebie i zaczął okładać ją pięściami, coraz mocniej i mocniej.
- Cholera! – Obudził się w fotelu, spojrzał na zegarek, była trzecia trzydzieści. – Ten boks, naprawdę szkodzi! – stwierdził wyłączając telewizor. Potem poszedł do łóżka mając nadzieję, że już żaden koszar mu się nie przyśni.
Kiedy się znowu obudził, dochodziła dziesiąta, to jak na niego późna pora, zazwyczaj wstawał o ósmej, oczywiście jak miał wolną sobotę, potem poranna kawa, śniadanie i weekendowe zakupy? Tym razem, najpierw trzeba było zacząć od zrobienia zakupów.



Wychodząc ze sklepu usłyszał, gdzieś za plecami – Dzień dobry – wydawało mu się, że to nie do niego, dopiero, gdy usłyszał ten sam głos po raz drugi, odwrócił głowę.
- A!? To pani, dzień dobry – odpowiedział, widząc przed sobą Joannę.
-Weekendowe zakupy? – zagadnęła.
- Tak, zazwyczaj, wcześniej odwiedzam sklepy w sobotę, ale, dzisiaj zaspałem.
- O!? Ciężka musiała być noc ha…ha…ha
- Zdecydowanie, przed telewizorem oglądając boks.
- Eee… a ja już myślałam, że...?
- Że, co?
- Że, to jakaś, zgrabna i powabna wyssała z pana wszystkie siły ha...ha…ha
- Niestety, tym razem był to telewizor, a po nim straszny koszmar.
- O!? Jak się ogląda boks, to potem śnią się koszmary, więc kto chciał w nim pana zabić?
- Hm… trochę mi głupio o tym mówić…
- Gonił pana śnieżny potwór, chciał pan uciekać, ale nie mógł się ruszyć i…
- Nie, to była pani szefowa.
- Słucham!? To niesamowite, chciała pana zabić?
- Tak, ale nie dałem się i to ja zabiłem ją, a potem się obudziłem.
- O! To faktycznie koszmar, muszę opowiedzieć o tym szefowej, uśmieje się.
- Może lepiej nie.
- Dlaczego, ona ma duże poczucie humoru, no ale zapewne ten koszmar zaburzył panu cały rytm dnia. Na pewno bez śniadania, kawy i tych wszystkich leniwych myśli w sobotni poranek, kiedy ma się świadomość, że nie trzeba się zrywać do pracy.
- Oj tak, ale jakoś to przeżyję.
- Ja również dzisiaj jeszcze nie piłam kawy, więc może teraz jest dobry moment?
Trochę zdziwiła go ta propozycja, tak od razu, po prostu, niemniej była to bardzo kusząca propozycja.
- Czemu nie – odpowiedział uśmiechając się do Joanny.
Weszli do najbliższej kawiarni, którą dostrzegli idąc w kierunku rynku.
Usiedli naprzeciwko siebie. Ona zaczęła opowiadać o kupnie nowej bluzeczki w jej ulubionym kolorze, fioletowym, on udawał zainteresowanego, ale niespecjalnie mu wychodziło.
- A jaki jest pana ulubiony kolor? – zapytała trochę rozbawiona jego zakłopotaniem.
- Hm…? Tak naprawdę to nie wiem, może niebieski – odpowiedział niepewnym głosem.
Kelnerka przyniosła kawę.
– Nareszcie! – stwierdziła Joanna podenerwowanym głosem. Zrobiła łyka. – No nie, co to ma być!
Mirek spojrzał na nią z lekkim zażenowaniem, zaskoczony jej reakcją.
- Chodźmy stąd! – powiedziała wstając z fotela. - Knajpie, która podaje taką kawę nie wróżę długiej przyszłości.
Mirek również wstał od stolika, nawet nie zdążył spróbować, a teraz już nie wypadało. - Chyba jednak nici z porannej kawy – powiedział półgłosem.
- O! Nic z tych rzeczy! Zapraszam pana do siebie, mieszkam tu niedaleko – oznajmiła parząc z wyrzutem na speszoną kelnerkę.
- Bardzo pani miła, ale nie wiem czy…? – Mirka kompletnie zaskoczyła ta propozycja i poczuł się tak samo jak ta speszona kelnerka.
- Wypada, ja to wymyśliłam, więc muszę to doprowadzić do końca – powiedziała stanowczo, ale zaraz potem się uśmiechnęła.
Nigdy taka sytuacja mu się nie przytrafiła, ktoś prawie nieznajomy zaprasza go do domu na kawę? Z jego punktu było to bardzo nierozważne, no wiedziała, że jest policjantem i może dlatego mógł się jej wydawać bezpieczny…

Położyła filiżanki na stoliku i usiadła obok niego, zrobiła mały łyczek, on zaraz za nią.
- No i jak? - zapytała.
- Wyśmienita – odpowiedział.
Zaczęli rozmawiać na różne tematy od dzisiejszej pogody do swoich zainteresowań. On jej powiedział, że jest amatorem nurkowania, ona, że namiętnie czyta kryminały. Po krótkim czasie, Joanna przejęła inicjatywę, zaczęła mu opowiadać o swojej wczesnej młodości, chłopakach, dyskotekach, które kiedyś uwielbiała. Potem zaproponowała coś mocniejszego. Mirek zgodził się na jednego drinka, mówiąc, że po nim będzie się zbierał. Potem był drugi, atmosfera coraz bardziej zaczęła się rozluźniać. Pierwszy całus w usta, drugi już bardziej namiętny. Zaczęła się tworzyć coraz gorętsza atmosfera. Najpierw z ciała opadła koszula, potem bluzka, biustonosz i tak do samej nagości. Ześliznęli się z sofy na podłogę i zaczęli przetaczać się z pleców na plecy, zatrzymując się przed półką z telewizorem. Spojrzała na niego lekko agresywnym wzrokiem, złapała za włosy i przejechała językiem po jego twarzy. Chwile potem zobaczył ją, jak pełznie w stronę okna, przypominając jakiegoś drapieżnika, który skrada się by pochwycić upatrzoną zdobycz. Oparła ręce na parapecie, spojrzała na Mirka, puściła mu oczko i pokręciła pupą. Po chwili był już w niej, ściskał jej biodra i nacierał, coraz szybciej i mocniej, aż cały pokój wypełnił się rytmem uderzających o siebie ciał. No i stało się, cały ten błogostan wytrysnął i rozlał się na pupie Joanny, a potem mogła już tylko nastać cisza łapiąca spokojny oddech. Mirek uszczypnął się w ucho nie do końca wierząc w to co się stało. Tym razem to nie był sen, tym nie mniej trudno mu było uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Po takim erotycznym koszmarze teraz coś przyjemnego i o dziwo prawdziwego.
- Powiedz coś – odezwała się po dłuższym milczeniu.
- Coś.
- Ha…ha...ha… No cóż. Powiedz coś o sobie?
- Jestem mężczyzną w średnim wieku, łapię bandytów i od czasu do czasu uprawiam nieziemski sex.
- No to całkiem interesujące życie, od czasu do czasu też bym chciała złapać jakiegoś bandytę.
- A ty?
- Co ja?
- Jaka jesteś?
- Nie myśl sobie, że idę z pierwszym lepszym do łóżka i to na pierwszym spotkaniu.
- Oczywiście, że nie! – powiedział uśmiechając się. – To muszą być bardzo wyjątkowi mężczyźni.
- Oczywiście! No to już wiesz, że zaliczam się do tych porządnych.
- Tak…
- I to nie ja ich podrywam, tylko oni, nawet jak sami nie zdają sobie z tego sprawy.
- Ha...ha…ha… – Nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
Walnęła go poduszką i sama zaczęła się śmiać.
- A… jeżeli chodzi o…
- Bywali, ale okazywali się strasznymi nudziarzami – odpowiedziała wchodząc mu w zdanie.
- A tamten? Byłaś z nim trochę dłużej, a przecież to był…
- Tak wariat, ale było w nim coś, co przyciągało, uwielbiał mnie i nienawidził. Potrafił być naprawdę słodki, ale też bardzo brutalny.
- No tak… rozumiem.
- Chyba nie! Ale nie ważne – odpowiedziała.
Dało się wyczuć, że posmutniała. Mirkowi zrobiło się trochę głupio, niechcący zaczął ten temat, nie wiedząc teraz jak z tego wybrnąć. Spojrzał na nią, była gdzieś bardzo daleko. Trudno było znieść tą chłodną ciszę. Szybko wrzucił na siebie ubranie, znowu na nią spojrzał, wpatrywała się w to samo miejsce.
Powiedział – Cześć. – odpowiedziała obojętnie, nie zwracając na niego uwagi.
Wyszedł delikatnie zamykając drzwi, strasznie zły na siebie, że wszystko spieprzył tym jednym niepotrzebnym pytaniem.

***

Wieczorem siedząc przed telewizorem myślał o Joannie, chciał ją jakoś przeprosić, ale pójście do niej na przykład jutro z kwiatami jakoś mu nie odpowiadało. Zdawał sobie sprawę, że to tylko taka przypadkowa przygoda i mógł wyjść na głupka. W końcu przyszła mu do głowy „Hetmańska”. Przyjdzie od tak na drinka i zobaczy jak na niego zareaguje.

- Dzień dobry – odezwała się szefowa zobaczywszy Mirka.
- Dzień dobry – odpowiedział rozejrzawszy się dookoła. Nie zauważył Joanny, za to dwóch panów Marków siedziało przy barze i znowu o czymś dyskutowało.
- Czym mogę służyć? – zapytała szefowa.
- Piwo – odpowiedział i usiadł przy barze obok dyskutantów. Chwilę potem zobaczył jak do stolika podchodzi jakaś młoda dziewczyna z zamówieniem. Zapewne zmienniczka Joanny, wobec tego niepotrzebnie tu przyszedł, ale teraz nie wypadało mu tak po prostu wyjść.
- Umówił się pan z kimś? – zapytała szefowa podając piwo.
- Nie, a czemu? – odpowiedział trochę zaskoczony jej pytaniem.
- Rozejrzał się pan, jakby kogoś szukał?
- Nie, taki tam policyjny odruch – stwierdził i ukłonił się w stronę Marków.
- Dzień dobry – odpowiedzieli odwracając się na chwilę w jego stronę, a potem znowu wrócili do dyskusji.
- Prawdziwa miłość dąży zawsze do zniszczenia osoby ukochanej, pamiętasz w „Idiocie” scenę, kiedy Rogożyn i książę Myszkin spędzają noc z trupem Nastazji Filipowny? – zapytał Marek nauczyciel.
- Tak! Niesamowita scena – odpowiedział Marek filozof.
- Przepraszam, że się wtrącam, ale nie rozumiem – wtrącił się do rozmowy Mirek. – Miłość kojarzy mi się zupełnie z czymś innym, raczej poświęceniem dla ukochanej osoby z walką o jej dobro?
- No wie pan… to też jest jakaś racja, ale Dostojewski mówi o zupełnie czymś innym, o pożądaniu i związanej z nim dewiacji – stwierdził Marek filozof. – Po czym wstał z hokera podszedł bliżej Mirka i z kontynuował swój wywód. – Zaczyna się od pierwszego spojrzenia, twój obraz się zakrzywia, widzisz w tej drugiej osobie coś czego w niej nie ma. A ona widzi to żałosne spojrzenie i coraz bardziej zaczyna tobą pogardzać. Efekt jest zawsze ten sam, rodzi się w tobie Rogożyn morderca – oznajmił Marek filozof, uśmiechając się do Mirka z lekką nutą ironii.
Można się go było lekko przestraszyć, te wybałuszone oczy, wystające kości policzkowe i łysina tworzyły obraz trochę upiorny, ale Mirka byle co nie ruszało, spojrzał na niego trochę poirytowany i pokręcił głową.

- To co pan powiedział brzmi bardzo pompatycznie i szaleńczo, większość ludzi układa sobie życie bez takich idiotyzmów – stwierdził obojętnym głosem Mirek.
- Ale… co to za ludzie? – odezwał się Marek polonista kręcąc głową. – Przedłużają gatunek dla samego przedłużania gatunku, samoświadomość u nich prawie nie istnieje. Żyją pewnymi narzuconymi schematami, na okrągło plotą o jakichś pierdołach, a u Dostojewskiego jest zupełnie inaczej. Ludzie żyją impulsem, zachwytem, nienawiścią. To nie ich tworzy świat, to oni tworzą świat.

Mirek nie chciał już z nimi rozmawiać. Zmęczyła go ta jałowa dyskusja, od wielu lat zmaga się z ludźmi żyjącymi impulsem i szaleństwem i tylko w książkach albo filmach wygląda to ekscytująco.

Dyskusja na szczęście dalej się nie potoczyła, dwaj Markowie, poprosili o rachunek, stwierdzając, że na dzisiaj już wystarczy, alkoholu i wywodów.

- Widzę, że trochę się pan tym przejął? – odezwała się szefowa po wyjściu dyskutantów.
- Nie, ale oni żyją w jakimś innym świecie, przynajmniej tak wynika z ich rozmów.
- Literatura, filozofia, to trudne tematy, ale wciągają. Ci dwaj panowie przychodzą tu od wielu lat i toczą ze sobą dyskusje. Właściwie to mało o nich wiem. Polonista uczy w Liceum Ekonomicznym, a filozof wykłada na Uniwersytecie Wrocławskim i naszej wyższej zawodowej. Poza tym nic o nich nie wiem. Czy mają rodziny? Gdzie mieszkają? Co robią oprócz pracy i weekendowych dyskusji? Nigdy ich o to nie pytałam, a oni o swoim prywatnym życiu nigdy nie rozmawiają.
- Ciekawe? Nigdy to panią nie interesowało, może to zwyczajni nieudacznicy? Mówili o bohaterach, którzy tworzą życie, a zapewne na swoje nie mają wielkiego wpływu, więc po co to wszystko?
- Nie wiem, po prostu lubię jak rozmawiają – powiedziała z uśmiechem szefowa.
Do baru podeszła kelnerka z zamówieniem.
- Dwa duże piwa – powiedziała młoda dziewczyna nieśmiało spoglądając na Mirka.
- Już się robi - odpowiedziała szefowa.
Po chwili zamówienie było gotowe i kelnerka ruszyła w stronę stolika.
- Zmienniczka? – zapytał niby od niechcenia.
- Tak, dwa dni pracy, dwa dni wolne – odpowiedziała szefowa.
- Dzisiaj pani Joanna się byczy.
- Ale jutro melduje się w pracy… oj ta Aśka!
- Utrapienie? – zażartował Mirek.
- Nie… jest dobra, przyciąga klientów. Zawsze na jej zmianie jest większy utarg, zagada, pożartuje. Tylko… ona przyciąga do siebie dziwnych facetów.
- Co zrobić – powiedział z lekkim uśmiechem, znając już trochę Joannę.
- Przyjechała tu z Wrocławia, chciała zostawić wszystko za sobą, całe dotychczasowe życie. Jej mąż...?
- Miała męża!? – zapytał mocno zdziwiony tym faktem.
- Tak, był aktorem, pracował w teatrze i jakoś im się wiodło, ale po kilku latach zaczęło być coś z nim nie tak. Coraz częściej zaglądał do kieliszka, zaczął ją oskarżać o zdradę. Potem dostał jakąś rolę z którą nie mógł sobie poradzić. Aśka miała już tego dość i myślała już o tym, żeby od niego odejść…
- I?
- I któregoś dnia, po pracy, wchodząc do mieszkania, zobaczyła jak siedzi na fotelu z podciętymi żyłami.
- O cholera!
- No, a niedawno tamten horror. No a poza tym ona lubi koloryzować, przesadzać często coś zmyśla. Ze mną niby rozmawia normalnie, ale z personelem, chociażby Beatą…
- Beatą?
- To ta młoda co dzisiaj gania z tacą. Często opowiada jej jakieś bzdury, a to, że była tam i tam, a to, że zna tego i tego…
- No cóż, chyba to jej pomaga w pokonywaniu codzienności.
- Ha…ha…ha – no można to i tak nazwać – stwierdziła szefowa, rozbawiona słowami Mirka.
- Na mnie już czas – stwierdził spoglądając na zegarek.
- To do znowu – odpowiedziała szefowa.

Idąc ulicą, zauważył kilka metrów przed sobą, parę. Szli objęci co chwilę się z czegoś śmiejąc. Kiedy mijali latarnię, zobaczył ich trochę wyraźniej – Joanna? - Nie był pewny, ale odruchowo przyspieszył kroku i zaraz zwolnił. – Co ja robię! – pomyślał.
Mężczyzna spojrzał na niego, Mirkowi zrobiło się trochę głupio i odwrócił się w stronę wystawy sklepowej. Młody rudawy blondyn z dużym zarostem. Zdążył zauważyć jak przystało na rasowego oficera policji.
Para zniknęła za rogiem, a on bił się z myślami – Cholera! Przecież to nie moja sprawa – Niestety, nie wystarczyło głośno to powiedzieć, by przestać o tym myśleć. Świadomość, że teraz dotyka ją jakiś inne facet, rozwiercała go od środka, nawet nie miał pewności czy to była ona? A jednak coś w nim totalnie szalało. Chwilę potem wpadł na jeszcze większy idiotyzm, postanowił to sprawdzić, mieszkała przecież niedaleko.

Zajrzał na zegarek, dochodziła dwudziesta trzecia, nacisnął domofon, nikt się nie odezwał, nacisnął jeszcze raz i znowu nic. Stał jeszcze chwilę przed klatką nabierając pewności, że jednak...
Potem emocje trochę opadły, pozbierał się do kupy i ruszył w swoją stronę, stwierdzając ściszonym głosem – Co mnie to kurwa obchodzi.


***
Minęły dwa tygodnie, zdążył się już wykaraskać ze stanu podprogowego szaleństwa. Przez ten czas unikał wychodzenia z domu i alkoholu. Właśnie zaczął się poniedziałek w pracy, chociaż on wczoraj również był na służbie, tak wypadło jak to w tym zawodzie bywa.
Od niechcenia wsłuchiwał się w rozmowę swoich współpracowników, o minionym weekendzie. Michalski był na rybach, złapał dość sporego szczupaka, a Jaro najmłodszy z ich wydziału, zdecydowanie za dużo wypił i teraz głowa mu pęka.
- A ty Mirek coś taki osowiały? – zapytał Michalski.
- Ja? A nic, jakoś nie najlepiej się czuję, ale to nie kac, chyba raczej niskie ciśnienie.
- No cóż bywa – stwierdził Michalski.
Zaraz potem, zadzwonił telefon. - Wyciągnięto z rzeki jakiegoś mężczyznę – oznajmił głos w słuchawce.
- Cholera! Z samego rana topielec! - stwierdził Michalski kręcąc głową.


- Co się tu stało? – Mirek zapytał jednego z policjantów będących przy zwłokach.
- Skoczył z mostu! Jest kilku świadków tego zajścia.
- Dawaj ich! – powiedział stanowczym tonem Michalski
- Wskoczył na murek, a potem w dół – powiedział jeden ze świadków.
- Szedł mostem i tak po prosu skoczył? - zapytał z lekkim niedowierzaniem Mirek.
-Tak! Właśnie tak! – odpowiedział drugi świadek.
- No cóż, dziwny jest ten świat i dziwni na nim żyją ludzie – stwierdził Mirek sięgając do kieszeni po papierosa.
- Wypadało spojrzeć na tego nieszczęśnika – powiedział Michalski.
- Racja, spójrzmy na tego martwego ekscentryka – powiedział Mirek trochę ironicznym tonem.

Kiedy zobaczył jego twarz, zamurowało go. – To ten blondyn, którego widział…!? – powiedział do siebie Mirek.
- Znałeś go? - zapytał Michalski.
- Nie! Ale chyba znam przyczynę.
- Co!?
- Muszę to wyjaśnić! – powiedział i szybkim krokiem ruszył w stronę swojego samochodu.
- Co musisz?! – krzyknął Michalski zupełnie zaskoczony jego zachowaniem.
- Zabierzesz się na komisariat radiowozem, ja niedługo będę z powrotem – krzyknął i wsiadł do samochodu.


***

- Ty…? Co się stało – powiedziała zupełnie zaskoczona jego wizytą – Mam mało czasu, muszę iść do pracy.
- Ten facet! – powiedział wchodząc do przedpokoju.
- Jaki facet? – zapytała trochę zaniepokojona jego pytaniem.
- Skoczył z mostu! – oznajmił, wbijając w nią swój przenikliwy wzrok.
- O czym, ty mówisz, kto?! – Spojrzała na niego z lekkim przerażeniem.
- Ten z którym szłaś nocą, dwa tygodnie temu.
- Nie wiem o czym mówisz, z nikim nie szłam, co z tobą, naćpałeś się?
- Ten blondyn… to kolejna twoja ofiara?
- Odbiło ci?
- Widziałem was, szliście Długą co chwilę się z czegoś śmiejąc, nie wiedzieć czemu, przyspieszyłem kroku, spojrzał na mnie. Było przed jedenastą.
- Nie wiem o czym mówisz, o ile pamiętam spałam jak zabita.
- Byłem u ciebie, dzwoniłem na domofon.
- Co!? Sprawdzasz mnie!? Jakim prawem, kompletnie ci odwaliło, a nawet jakby te dyrdymały były prawdą, to co cię to obchodzi!?
- Nic! Ale…
- Wynoś się! – krzyknęła.
- A twój mąż?
- Co!? Wyjdź! W tej chwili wyjdź! – Popchnęła go na drzwi.
- Podciął sobie żyły, prawda!?
- Wynoś się!!! – krzyknęła z wściekłością.
- Jesteś zimną suką! Musi cię to strasznie podniecać, która to już twoja ofiara!?
- Ty draniu! – Rzuciła się na niego z pięściami.
Odepchnął ją jednym ruchem, upadła na podłogę, ale zaraz wstała, rzucając się na niego z jeszcze większą furią. Odruchowo uderzył ją pięścią, znowu upadła, uderzając o kant półki. Tym razem się nie podniosła. Pochylił się nad nią, potrząsnął za ramiona, kilka razy delikatnie uderzył w policzek. Przyłożył kciuk do tętnicy, nie wyczuwał pulsu. Zaczął ją reanimować, niestety sztuczne oddychanie i uciski nie przywracały je funkcji życiowych. Wyciągnął z kieszeni telefon i wystukał numer na pogotowie, ale kiedy usłyszał głos dyżurnego, przerwał połączenie.
Podniósł ją z podłogi i położył na łóżku. Usiadł przy niej i zaczął wpatrywać się w jej pełną spokoju twarz. – Kim tak naprawdę była? Czy jego podejrzenia były prawdziwe, czy to tylko jego chora wyobraźnia? – Tego już się nigdy nie dowie, wszystko potoczyło się tak szybko, zupełnie wymykając się spod kontroli. Nie można było niczego odkręcić, stało się i koniec.

Jechał w stronę komendy, różne myśli chodziły mu po głowie, zastanawiał się czy może lepiej ze sobą nie skończyć? Po co się ze wszystkiego tłumaczyć i opowiadać tą koszmarną historię. Miał służbowy pistolet, wystarczyło się gdzieś zatrzymać i… jego życie przecież i tak jest skończone. W pewnym momencie stwierdził, że obojętnie co zrobi, to po raz ostatni musi odwiedzić Hetmańską, tą cholerną knajpę, w której zaczęło się to szaleństwo.

- O! Pan Mirek, czym mogę służyć? – odezwała się szefowa.
- Piwo – odpowiedział ściszonym głosem i usiadł przy barze.
Chwile potem weszło dwóch Marków, oczywiście również siadając przy barze. Przywitali się, zamówili po piwku i zaczęli dyskusję.
- W mikroświecie coś istnieje kiedy to obserwujesz, kiedy nie to wszystko jest rozmyte - powiedział Marek filozof.
- Słyszałem o tej teorii, ale w makroświecie istnieje coś równie ciekawego… powiedziałbym coś bardziej przerażającego – stwierdził Marek nauczyciel.
- Co masz na myśli?
- Kiedy czasem spojrzysz na coś i zaczynasz się nad tym zastanawiać, to coś może stworzyć w tobie jakąś nową rzeczywistość. Weźmy na przykład tą szklankę, jest na niej mała rysa. Kiedy na nią spojrzysz tak po prostu i nie wracasz, nic się nie dzieje, ale kiedy wrócisz, zaczyna się dziać coś dziwnego. Zastanawiasz się, może to jakiś znak? Potem zauważasz jakiś inny szczegół, wiążesz z tym pierwszym, potem pojawia się coś jeszcze i jeszcze.
- Na przykład kobieta – stwierdził z uśmiechem Marek filozof.
- Co kobieta? – zapytał trochę zbity z tropu, Marek nauczyciel.
- No czasem taka przejdzie obok, ty na nią spojrzysz, ona się niewinnie uśmiechnie, a ty zaczynasz się zastanawiać …? Być może się jej spodobałeś? Być może nie powinieneś tak tego zostawić? A być może jest zupełnie inaczej. Chcesz poznać prawdę i ten niewinny uśmiech zaczyna być winny.
- Winny… Kafka w trochę innym znaczeniu – stwierdził Marek nauczyciel.
- Zdecydowanie Gombrowicz i jego „Kosmos” - odpowiedział Marek filozof. - Zaczynamy tworzyć coś co istnieje tylko w naszej wyobraźni i z czasem staje się to naszą urojoną prawdą.
- Przepraszam, że się wtrącam – zagadnął Mirek. – Ale o ile zrozumiałem, to sami sobie coś wmawiamy, a potem wychodzą same nieszczęścia?
- Niekoniecznie nieszczęścia, ktoś może wmówić sobie coś bardzo pozytywnego – odpowiedział Marek nauczyciel.
- Więc wszystko zależy od człowieka?
- Też, chociaż raczej byłbym skłonny uważać, że więcej od okoliczności. Zależy w jakim jesteśmy stanie, gdzie jesteśmy i pod jakim wpływem – odpowiedział Marek nauczyciel.
- Do cholery! Co jest grane? – Przerwała te filozoficzne wywody szefowa?
- Co się stało? – zapytał Marek filozof.
- Joanna nie odbiera telefonu, powinna od dwóch godzin być w pracy, nie wiem, co jest grane?
Mirek na chwilę zamknął oczy. Wróciła ponura rzeczywistość – pomyślał i zrobił dużego łyka wypijając cała zawartość szklanki. Sięgnął do kieszeni po portfel chcąc zapłacić, ale ostatecznie zamówił jeszcze jedno.
- No cóż, nie wiem co się stało, nigdy nie nawalała, będę musiała coś wykombinować – powiedziała poddenerwowanym głosem szefowa. Potem zadzwoniła do zmienniczki, która miała dzisiaj wolne, zgodziła się przyjść. – No to całe szczęście – odetchnęła z ulgą szefowa. – Wracając do dyskusji, że sami wmawiając sobie coś, tworzymy jakąś nową rzeczywistość…? Wydaje mi się, że jest jeszcze coś… do czego sami przed sobą nie chcemy się przyznać i tylko w ekstremalnych warunkach wychodzi to z nas.
- No tak, z podświadomości, ciemna strona… - stwierdził Marek filozof.
- Na przykład zazdrość… wtedy, kiedy doszło do tej makabry, pamiętacie panowie? Ten były facet Aśki uderzył ją i zaczął dusić. Przez chwilę, chciałam, żeby ją zabił, potem jej pomogłam, ale to coś w podświadomości tkwiło we mnie, na szczęście to była tylko chwila zawahania. Potem zdałam sobie sprawę, że zazdrościłam jej urody, seksapilu i tego, że jest młodsza.
- Co!? – odezwał się Mirek podniesionym głosem. – Dlaczego pani chciała…?! – krzyknął.
- Nie wiem, ale niech się pan uspokoi, to była tylko chwila. – Odpowiedziała trochę przestraszona szefowa.
- To zupełnie wszystko zmienia! – znowu krzyknął Mirek.
- Niech pan nie krzyczy! – powiedziała stanowczym tonem szefowa.
- Niech pan się uspokoi! – również podniesionym głosem powiedział pan Marek nauczyciel.
- To panią miałem zabić! To było w moim śnie! – Mirek krzyknął przerażającym głosem i złapał szefową za klapy koszuli.
Pan Marek nauczyciel złapał go za ramię. – Co pan wyprawia! – powiedział i w tym samym momencie dostał pięścią w twarz, lecąc na przerażonego Marka filozofa.
Mirek znowu złapał szefową tym razem za szyję i zaczął dusić, coraz mocniej zaciskając uścisk. W pewnym momencie poczuł jakiś rozrywający ból na swojej szyi, momentalnie puścił uścisk. To był ten sam nóż spod lady, wbity przypadkowo prosto w tętnicę. Mirek zrobił kilka kroków patrząc w górę na sufit, dostrzegł na belce stropowej wyraźnie wyryty napis „Winny” i padł na ziemię. Niestety w jego przypadku nie było szans na odraczanie wyroku. Kiedy dochodzą takie zjawiska jak namiętność i wyimaginowana rzeczywistość, śmierć jest nagła i nieprzewidywalna.


***

- Nazwisko?
- Kazimierska… Kazimierska Barbara – powtórzyła szefowa.
- To już druga taka makabra w pani lokalu – stwierdził Michalski przyglądając się przesłuchiwanej.
- Tak, ale… to już się więcej nie zdarzy – odpowiedziała z lekkim uśmiechem.
- Oby, ten facet to był spoko gość nie wiem co mu odbiło? – powiedział zszokowany tym faktem Michalski.
- Wie pan… za dużo ciężkich myśli się tam unosiło, seks, pożądanie, zazdrość. Teraz atmosfera jest czysta, całe to zło nawzajem się pozjadało, teraz można tam spokojnie filozofować.
- Tak...? – Kompletna wariatka, chyba jej po tym wszystkim kompletnie odbiło - pomyślał Michalski, patrząc na jej uśmiechniętą twarz.
- Ta knajpa przyciąga wielu ciekawych ludzi, może kiedyś pan do mnie zajrzy?
- Może kiedyś – odpowiedział lekko przerażony jej propozycją, Michalski.
- Hetmańska, pamięta pan?
- Tak, nigdy nie zapomnę tej nazwy.


Koniec.

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16787
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Hetmańska

#2 Post autor: eka » 27 kwie 2021, 18:08

Osiemnaście pchnięć w obronie własnej? : ) Ejże... w realu dostałaby wyrok na parę latek w kiciu i Mirek nie musiałby jej zabijać.
Ale nie chodzi przecież o to, żeby wyławiać nierealne rozwiązania, bo to nie jest stricte opko kryminalne. Bardziej psychologiczne na onirycznym fundamencie. Hetmańska jest rękach niebezpiecznej istoty, femme fatale przebranej w szatki niegroźnej, spokojnej kobiety.
Wiesz... zastanawiam się, do czego chcesz czytelnika doprowadzić.
No tak... sny rządzą. Rzeczywistość im podlega. Tak mi się wywnioskowało, być może błędnie.
Może jak wrócę do lektury, znajdę coś jeszcze albo zmienię zdanie.
Interesująca, wciągająca historia.

:kofe:

Krokus
Posty: 481
Rejestracja: 18 gru 2020, 19:45
Płeć:

Hetmańska

#3 Post autor: Krokus » 28 kwie 2021, 10:40

eka pisze:
27 kwie 2021, 18:08
Osiemnaście pchnięć w obronie własnej? : ) Ejże... w realu dostałaby wyrok na parę latek w kiciu i Mirek nie musiałby jej zabijać.
Ale nie chodzi przecież o to, żeby wyławiać nierealne rozwiązania, bo to nie jest stricte opko kryminalne. Bardziej psychologiczne na onirycznym fundamencie. Hetmańska jest rękach niebezpiecznej istoty, femme fatale przebranej w szatki niegroźnej, spokojnej kobiety.
Wiesz... zastanawiam się, do czego chcesz czytelnika doprowadzić.
No tak... sny rządzą. Rzeczywistość im podlega. Tak mi się wywnioskowało, być może błędnie.
Może jak wrócę do lektury, znajdę coś jeszcze albo zmienię zdanie.
Interesująca, wciągająca historia.

:kofe:
W realu osiemnaście pchnięć zadanych przez kobietę w amoku do dość powszechna rzecz, jedno albo dwa pchnięcia zadają wyrachowani, zimnokrwiści dranie, ale masz rację nie to jest najważniejsze, w opku, sen pełni jakąś role, ale przede wszystkim knajpa, dyskusje, Kafka, Dostojewski, Gombrowicz, ich dzieła kumulują się w tej dziwnej restauracji jakby w realu tworząc swych bohaterów. No i ta szefowa...

Dzięki eko za komentarz.

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16787
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Hetmańska

#4 Post autor: eka » 29 kwie 2021, 22:15

Krokus pisze:
28 kwie 2021, 10:40
W realu osiemnaście pchnięć zadanych przez kobietę w amoku do dość powszechna rzecz,
Serio?
Z aktualnie ok.90 tys. osadzonych, tylko niecałe 3 tys. stanowią kobiety, z czego 1/3 to przestępstwa ekonomiczne. : )

A co do:
Krokus pisze:
28 kwie 2021, 10:40
sen pełni jakąś role, ale przede wszystkim knajpa, dyskusje, Kafka, Dostojewski, Gombrowicz, ich dzieła kumulują się w tej dziwnej restauracji jakby w realu tworząc swych bohaterów. No i ta szefowa...
Muszę wrócić do tekstu i wątek aluzji literackich dokładnie przestudiować.
No cóż z pamięci, to Mirek ciut z Raskolnikowem się kojarzy, a Kafkowe co tu jest? Proces? Zamek? Przemiana?
Gombrowiczowskie upupianie?
No nie wiem...

Krokus
Posty: 481
Rejestracja: 18 gru 2020, 19:45
Płeć:

Hetmańska

#5 Post autor: Krokus » 29 kwie 2021, 22:52

eka pisze:
29 kwie 2021, 22:15
Krokus pisze:
28 kwie 2021, 10:40
W realu osiemnaście pchnięć zadanych przez kobietę w amoku do dość powszechna rzecz,
Serio?
Z aktualnie ok.90 tys. osadzonych, tylko niecałe 3 tys. stanowią kobiety, z czego 1/3 to przestępstwa ekonomiczne. : )

A co do:
Krokus pisze:
28 kwie 2021, 10:40
sen pełni jakąś role, ale przede wszystkim knajpa, dyskusje, Kafka, Dostojewski, Gombrowicz, ich dzieła kumulują się w tej dziwnej restauracji jakby w realu tworząc swych bohaterów. No i ta szefowa...
Muszę wrócić do tekstu i wątek aluzji literackich dokładnie przestudiować.
No cóż z pamięci, to Mirek ciut z Raskolnikowem się kojarzy, a Kafkowe co tu jest? Proces? Zamek? Przemiana?
Gombrowiczowskie upupianie?
No nie wiem...
Jeżeli chodzi o Dostojewskiego to jego "Idiota", bohaterka Nastazja Filipowna i całe to wokół niej szaleństwo Kafka oczywiście "Proces" i pewna interpretacja 'winnego". Gombrowicz to " Kosmos" , jezeli patrzysz na coś od tak i to do ciebie nie wraca wszystko jest ok. ale jeżeli wróci, zaczniesz sobie to interpretować po swojemu, doszukiwać się ukrytych znaczeń, to może to tobą zawładnąć, będziesz tworzyć rzeczywistość, która w jakiś dziwny sposób zaczyna '"istnieć". Moim zdaniem to bardzo niebezpieczne.

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16787
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Hetmańska

#6 Post autor: eka » 01 maja 2021, 18:48

Dziękuję za objaśnienie. Interesujące nawiązania.
Czyli nie tak oniryzm i jego siła, jak niebezpieczne wgłębianie się w ukrytą naturę rzeczywistości? Wydaje mi się, że jej naturalne uwarunkowania człowiek budując swoją kulturę, znacznie modyfikuje. Dodaje sensy w nią niewpisane.
Ale... mogę się mylić. Definicje rzeczywistości są różne.
Wkręcić sobie można wiele, po trosze to szukanie Sensu jest przyczyną.
Ukryte znaczenia to przede wszystkim wciąż jej terra incognita niedostępne nauce. Prawa fizyczne zawiadujące wszechświatem, zaledwie liźnięte. Uporządkowana (przez kogo/przez co) magia istnienia rzeczywistości.
Pozdrawiam serdecznie.

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”