• Nasze rekomendacje
  •  
    UWAGA!
    JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
    admin@osme-pietro.pl
    PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
     
  • Słup ogłoszeniowy
  •  
    Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
    Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.

    Benjamin Franklin

    UWAGA!
    KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!

    Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
    A oto wyniki



    JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
     

Inczi

Opowieści pisane prozą - nie powieści
ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
mirek13
Posty: 1617
Rejestracja: 18 mar 2017, 19:23

Inczi

#1 Post autor: mirek13 » 10 paź 2021, 22:12

- Chuj mnie strzela na takie życie. - Inczi podparł pięścią brodę i beknął. - Ups... sorrry. Tylko praca i przepite weekendy. Kierat normalnie. I po co? - Westchnął.
Po pierwszej zero-siedem zawsze miał skłonności do filozofii z poziomu piwnego stolika, o ile Indianie siadają przy takich meblach. No i raczej piwska nie chleją. Jak to się u nich nazywa? Aa, masato. Sfermentowane coś na ślinie... ślina mi podeszła pod przełyk.
Zgarnął długie, jeszcze wilgotne włosy w koński ogon i związał kolorową tasiemką. Skrzyżował nogi na krześle i kiwał się monotonnie.
- Pomyśl – mówi. - A tam żyjesz całkowicie w rytm natury. Leżysz cały dzień w hamaku, baby zapierdalają na poletkach, gotują żarcie, a ty leżysz i o niczym nie myślisz. Wokół dżungla, Amazonka płynie leniwie jak lawa z Lullalilako, a ty nic nie musisz. |Żarcie się skończy to w las, jakąś gadzinę ukatrupisz i luzik. A my...? - Westchnął znowu. - Ten chuj Dudek, co wyciska z ciebie wszystkie soki, kasa na konto, dzieci, żona chce więcej, dom się buduje. I po co to? – powtórzył.
Co mam mu odpowiedzieć? Takie życie mrówek. Tym z odrobiną szczęścia, mrówek na kontrakcie w Niemczech. Jedna pensja to sześcio-krotność miesięcznych zarobków w kraju. Ludzie budują za to domy, kształcą dzieci, kupują samochody. Zgrzytają zębami, chowają dumę w kieszeń, czasami walą pięścią w futrynę (wydawałoby się, że bez powodu) i jadą dalej z koksem.
Z kuchni dolatywały aromatyczne zapachy. Rodondon, nasz nadworny kucharz, lubił pitrasić.
Wychylił się na chwilę z kuchni.
- Inczi, przestań pierdolić w cały świat. Spieprzaj do sklepu, bo właśnie skończyliście sami flaszkę. Biegusiem! - dodał miękko i z satanistycznym uśmiechem.
Inczi westchnął.
- Idziesz ze mną Piotrek?
- Idź, nie chce mi się.
Z pokoju wyszedł zaspany Ryś. Rozejrzał się nieprzytomny z lekka.
- Żarcia jeszcze nie ma...? Noszszsz, wychlaliście flaszkę?!
- Spoko. Inczi już poszedł do sklepu.
- No jak poszedł? Buty stoją koło łóżka.
Zapadła cisza. Rodondon wyszedł z kuchni, kiwając głową.
- Kurwa, ten debil indiański poszedł boso.

- Wiesz co Piotrek... tam musi być niesamowicie. Szaleństwo kolorów, ptaki śpiewają jak szalone, słychać wrzaski małp, głosy zwierząt... dzień, noc, dżungla nigdy nie śpi. Gwiazdy na niebie wielkie jak arbuzy, deszcz to ściana, a słońce to piec. Wszystko jest tam inne, takie... - szukał odpowiedniego słowa. - Takie pełne. Aż krew inaczej tętni w żyłach.
Wszyscy już poszli spać. Siedzieliśmy we dwóch przy stole zawalonym resztkami jedzenia i pustych butelek po „Gorbaczowie”.
Jest sobota, ciepła lipcowa noc. Wychodzę zapalić przed dom. Inczi za mną. Zapalam papierosa i wydmuchuję pasmo dymu w granatową przestrzeń.
- Inczi, żyjemy tu i teraz. Co mnie obchodzą dżungle i dzicy? W Polsce czeka na ciebie żona i dzieci. Budujesz chałupę, masz świetne wykształcenie, więc co ty pierdolisz o Amazonce?
Patrzył gdzie nade mną.
- Nienawidzę tych komputerów. Pięć lat wtłaczano mi do głowy, że są przyszłością. Że świat będzie się kiedyś opierał na nich. My też. - Ścisnął dłońmi barierkę. - I co to będzie za świat? Ja wiem więcej niż ty. Puścisz bąka pod kołdrą, a to już będzie w bazie danych. Z kim śpisz, co lubisz, o czym myślisz... Maszyna będzie za ciebie myśleć, liczyć i mówić co możesz. Czy dobrze dzisiaj jadłeś, czy wypróżnienie było o czasie i czy aby nie zużyłaś za dużo kalorii w czasie seksu z żoną.To może będzie wygodne życie, ale czy nazwać to można życiem?
- Przesadzasz. Mamy dwutysięczny rok i jakoś komputer nie steruje moim kiblem.
- Zobaczysz – mruknął. - Idziemy spać.
Coś w nim było. Czegoś mu podświadomie zazdrościłem. Jestem tu czwarty rok i powoli robię się roboczym wołem. Praca – kwatera – jedzenie – spanie. Weekend to flaszka i reset.
A on niby żyje jak my, ale inaczej. Nosi te swoje paciorki i koraliki. Zapuszcza włosy, które dziwnym trafem wyglądają na tłuste nawet po umyciu. Chodzi boso, podkoszulki pociął we frędzle i wiecznie zaczytany w książkach o Ameryce Południowej. Raz słyszałem jak mamrotał słowa po hiszpańsku czy portugalsku. Pewnie się uczy.
A ja?

Ryś wpadł na kwaterę jak pocisk.
- Kurwa, Inczi miał wypadek!
Miałem drugą zmianę i gotowałam obiad. Moja kolej.
- Co się stało?
- Wrzeciono chwyciło go za te kudły. Wyrwało kawał skóry z głowy. Ja pierdolę, pogotowie właśnie go zabrało.
Wieczorem piliśmy na smutno.
- No i ściągnęło palantowi skalp, a tu nie ma Indian – mruknął Rodondon. - Ironia losu dla tego świra.
- Ci Indianie nie ściągają skalpów. Pojebało ci się z północnymi. Ci upierdalają głowy. A ta mu została. - powiedziałem, nalewając w kieliszki.
- No i chuj – bez sensu odezwał się Ryś.
- Przynajmniej odszkodowanie dostanie.
- Gówno dostanie! Powinien te kłaki związać. Dudek mówił, że jeszcze kłopoty będzie miał.
- Aha – mruknąłem. - To za jego zdrowie. Pewnie już nie wróci.

Wrócił. Trzy miesiące był w kraju, zrobili mu przeszczep i wyglądał prawie jak dawniej. Tylko schudł.
Dudek chyba nie miał jednak czystego sumienia z tym odszkodowaniem i wyraził zgodę, aby Inczi przyjechał z żoną i dziećmi. Ryś pojechał na dwa tygodnie urlopu i pokój był wolny.
Śliczna kobieta, a do kompletu dwoje aniołków w postaci siedmioletniego chłopca i pięcioletniej dziewczynki. Normalnie obrazek reklamowy szczęśliwej rodziny z amerykańskich filmów familijnych.
Jeździli po okolicy, zwiedzali, bawili się w Disneylandzie. Zawsze za ręce i patrząc bardziej na siebie, niż wokół.
Tylko pozazdrościć.
- Wiesz – powiedziała do mnie któregoś razu, jak siedzieliśmy przy stole, pijąc kawę. - Kocham tego wariata. Myślę, że on mnie też, ale... - zawahała się. - czasami jest jak nieobecny. Nie ma go dla nas. Bredzi o tych Indianach, wykonuje jakieś tańce i łazi jak meksykański łachmyta. Sąsiedzi mówią, że jest nieco walnięty.
- Przeszkadza ci to?
- No nie, ale czuję, jakbym go nie miała całego.
- Daj spokój. Zarobi na ten dom, wróci, zajmie się tymi komputerami i będziecie żyli jak inni ludzie. Trochę późno, ale z głupot wyrośnie. To fajny gość - powiedziałem, ale gdzieś z tyłu głowy chyba rozumiałem ją.
Wyjechała.

Miesiąc później wszystko trachnęło. Wróciliśmy z jednej zmiany na kwaterę.
- Gdzie Inczi? - zapytał Rodondon.
- No jak to gdzie? - Wzruszyłem ramionami. - Z wami na dziale pracował.
- No właśnie nie pracował. - Ryś był autentycznie wkurzony. - Musiałem obsługiwać dwie maszyny. Pił wczoraj? - Spojrzał na mnie.
- Nie. - Nacisnąłem klamkę od jego pokoju.
Był pusty. Nie było nic Incziego. Ubrań, plecaka, jedzenia. Został tylko komputer.
- O kurwa – wysyczał Ryś, spoglądając mi przez ramię.

Trzy miesiące później przyszedł list. Stempel był z Kolumbii.

Chłopaki, przepraszam, że wyjechałem bez pożegnania, ale nie mogłem już tak dłużej żyć. Może zrozumiecie. Za wszystkie pieniądze kupiłem działkę w głębi dżungli. Dziesięć hektarów. Karczuję teren i będę hodował bydło. Jakoś się powinienem utrzymać. Na razie jestem bez grosza i dorabiam u miejscowych w polu. Ciężko jest, znam tylko kilka słów po hiszpańsku i w języku keczua, ale jestem dobrej myśli.
Ania nie zgodziła się tu przyjechać z dziećmi. Nawet ją rozumiem. Dom i rodzina w Polsce. Może ułoży sobie życie bardziej szczęśliwie niż ze mną.
Źle mi z tym, że zabrałem wszystkie pieniądze, ale może wybaczy. Wy też wybaczcie. Zapożyczyłem się u was, bo na bilet już nie miałem. Oddam, jak hodowla ruszy...

- Ja pierdolę! - Ryknął Rodondon. Od was też pożyczył?! Ile?!
- Dwa tysiące euro. - pokiwał głową Ryś.
- Ode mnie tysiąc – mruknąłem.
- Ja pierdolę! - powtórzył Rodondon.
… Z miejscowymi jest różnie. Indianie są nieufni wobec białych. Czasami podchodzą pod mój szałas (domu jeszcze nie ma) i patrzą w milczeniu. Raczej wrogo. A okoliczni farmerzy też niechętni. Chyba nie chcą konkurencji. Byli też u mnie jacyś ponurzy goście. Sugerowali uprawę koki, ale odmówiłem. Niech mi wszyscy dadzą tylko spokojnie żyć.
Niebawem się odezwę. Cześć.
Ps. Tu jest naprawdę pięknie. Tak, jak sobie wyobrażałem.


To był jedyny list Incziego.

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16787
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Inczi

#2 Post autor: eka » 11 paź 2021, 07:09

Lubię wrzucanie w świat przedstawiony bez sztucznego prologu. Zmniejsza się dystans między nim a mną. Tekst zyskuje na prawdopodobieństwie.
Hm.
Czemu w finale przyszłość nie rysuje się różowo?
Bohaterowi, po zrobieniu w konia przyjaciół i rodziny, może się powieść? Może być szczęśliwy?
Los będzie mu sprzyjał, czy nie?
Sugerujesz niemal jednoznacznie smutny koniec Incziego.
Opko z tych rozważających istnienie siły wyższej, determinującej los marnotrawnego ojca i kumpla.

Nie oglądać się na nic/na nikogo (egocentryzm), przecież życie jest jedno, czy brać odpowiedzialność za innych, tu żonę i dzieci, których się oswoiło?
Jestem za odpowiedzialnością.

:kofe:

Awatar użytkownika
mirek13
Posty: 1617
Rejestracja: 18 mar 2017, 19:23

Inczi

#3 Post autor: mirek13 » 11 paź 2021, 09:44

Ja zaś zostawiam pytanie otwarte.
Warto poświęcić wszystko dla marzeń, czy nie?
Warto o nie walczyć za każdą cenę, czy nie?
Jak to ja, nie udzielam odpowiedzi.
Czasami udaje się zachować zgniły kompromis pomiędzy byciem sobą, a oczekiwaniami otoczenia.
A w tym wypadku się nie dało i trzeba było wybrać. :smoker:

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16787
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Inczi

#4 Post autor: eka » 12 paź 2021, 16:51

mirek13 pisze:
11 paź 2021, 09:44
Warto poświęcić wszystko dla marzeń, czy nie?
Warto o nie walczyć za każdą cenę, czy nie?
Dla marzeń? Z uwarunkowań losu wynika, że absolutnie nie.
Chyba, że nasze marzenie jest skromne i raczej mieści się w obrębie materialności jako takiej. Ale wtedy raczej nie wymaga aż takich poświęceń i wielkiej batalii, również z samym sobą.
Mało tego, co zresztą zaznaczasz w finale, zrealizowane marzenie może utrudnić, niszczyć samo siebie.
Marzenie (idea) nigdy "nie zmieści się" w rzeczywistości.
Kiedyś się o tym przekonałam.

Awatar użytkownika
mirek13
Posty: 1617
Rejestracja: 18 mar 2017, 19:23

Inczi

#5 Post autor: mirek13 » 13 paź 2021, 00:08

To nie jest takie proste Ewa.
Ktoś mi po lekturze wskazał przykład himalaistów i ich rodzin.
Nie ma ich miesiącami, jak są, wszystko jest podporządkowane górom i przygotowaniom do nowej wyprawy.
Niektórzy giną.
A żony mówią w wywiadach, że rozumieją ich i akceptują.
A przecież w imię swoich marzeń też odbierają im czas, poświęcają wszystko dla gór, tworzą czasami sieroty i wdowy! :smoker: :myśli:

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16787
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Inczi

#6 Post autor: eka » 14 paź 2021, 16:46

O wspinaczce nie pomyślałam, ale ciekawym jest czy doznania himalaistów singli i tych z partnerem, i z dziećmi, są identyczne?
Kto bardziej eksploatuje realizację?
Ikar? Dedal?

Awatar użytkownika
mirek13
Posty: 1617
Rejestracja: 18 mar 2017, 19:23

Inczi

#7 Post autor: mirek13 » 15 paź 2021, 00:39

Nie widzę w opku zakresu problemu, który poruszasz.
W wypadku peela mówimy o partnerowatych.
Czy on nie jest wariacją podobną himalaistom?
A ich żony mówią, że rozumieją i akceptują, choć oni robią to samo co Inczi.
Realizują marzenia wbrew tej odpowiedzialności o której wspomniałaś.
Nie odpowiadam co dalej stało się z peelem, ale można domniemywać, że zginął.
Podobnie jak niektórzy z tych łazików górskich.

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16787
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Inczi

#8 Post autor: eka » 15 paź 2021, 08:50

mirek13 pisze:
15 paź 2021, 00:39
Czy on nie jest wariacją podobną himalaistom?
mirek13 pisze:
10 paź 2021, 22:12
Ania nie zgodziła się tu przyjechać z dziećmi. Nawet ją rozumiem. Dom i rodzina w Polsce.
Wybór tym się różni. Himalaiści, co oczywiste, nawet nie mogą (i sami nie chcą) zamieszkać z rodziną w miejscu ich fascynacji. W Inczi nie ma nic z Odyseusza : )

Awatar użytkownika
mirek13
Posty: 1617
Rejestracja: 18 mar 2017, 19:23

Inczi

#9 Post autor: mirek13 » 15 paź 2021, 09:52

A czy ktoś by się zdziwił, gdyby żona himalaisty tak się wypowiedziała?
" To nie mąż. On jest mężem gór. Im poświęca czas, środki i myśli. Nie patrzy na konsekwencje, choć w każdej chwili mogę zostać wdową, a dzieci sierotami.
W nim nie ma grama odpowiedzialności za rodzinę".
A jednak tak nie mówią. Może myślą.
Jeśli chcesz realizować marzenie, to musisz się liczyć z konsekwencjami.
Czy to w porządku? Nie wiem.
Obyśmy mieli tylko bezpieczne marzenia, ale tych raczej nie wybieramy. :smoker:

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16787
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Inczi

#10 Post autor: eka » 15 paź 2021, 18:11

Mirek. I jak tu ludziom odbierać prawo do realizowania marzeń?
Każdy, masz rację, musi liczyć się z konsekwencjami. Realizujący je i osoby z jego kręgu.
Może trzeba być dla kogoś marzeniem, aby go przytrzymać? Pięknym, niebezpiecznym, trudnym do zdobycia. Pełnym tajemnic. Obiecującym :)

Nie lubię wchodzić w skórę moralistów, ale i dla mnie odpowiedzialność za kogoś słabszego to priorytet.
Pewnie to efekt genów kobiecych. Bardzo rzadko matki zostawiają swoje dzieci i realizują marzenia.
Wy jesteście inni.
Kolumb, Magellan... są plusy i minusy.
Relatywizm we wszystkim.

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”