• Nasze rekomendacje
  •  
    UWAGA!
    JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
    admin@osme-pietro.pl
    PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
     
  • Słup ogłoszeniowy
  •  
    Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
    Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.

    Benjamin Franklin

    UWAGA!
    KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!

    Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
    A oto wyniki



    JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
     

Miecz

Opowieści pisane prozą - nie powieści
ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Krokus
Posty: 481
Rejestracja: 18 gru 2020, 19:45
Płeć:

Miecz

#1 Post autor: Krokus » 08 maja 2022, 13:37

Wpatrywał się w swoje odbicie na głowni miecza, miał strasznie podkrążone oczy i wychudzone policzki. Zostało mu już niewiele czasu, za dzień lub dwa, wojska Nobunagi zdobędą zamek. Wszystko było już przesądzone. Nie bał się śmierci, nigdy przed nią nie uciekał. To ona najwyraźniej przez wiele lat, nie zwracała na niego uwagi. Mógłby tak spokojnie na nią czekać, gdyby nie ten miecz. Nie chciał by wpadł w czyjeś niegodne ręce. Był prawdziwym dziełem sztuki, wykutym specjalnie dla niego przez mistrza Minamori. Złota tsuba z wygrawerowanymi kwiatami lotosu, symbolizującymi doskonałość. Rękojeść pokryta skórą rekina, idealnie dopasowana do jego dłoni, no i ostrze, które do tej pory nigdy nie zhańbiło się, przecięciem czyjegoś niewinnego oddechu. Dobywał go tylko w uczciwej walce, przeciwko takim wojownikom jak on. Miecz był częścią jego duszy, zdawał sobie sprawę, że powinien zginąć trzymając go w ręku. Niestety cenił go bardziej niż własne życie. Długo bił się z myślami, aż wreszcie krzyknął:
- Mondo!
- Tak panie?
- Muszę napisać list!
- Przyniosę papier i coś do pisania.
Jego wiadomość nie była długa. Tu nie trzeba było wielkich słów. Na końcu zdania napisał zaś:
Będę naprawdę szczęśliwy, jeśli przyjmiesz tę najbardziej drogocenną dla mnie rzecz Nobunago.
Tak brzmiało ostatnie zdanie Yioshimasy.

****

Po zdobyciu zamku, Nobunaga nie chciał oglądać, przyniesionej mu głowy przeciwnika. Siedział w swym namiocie, zastanawiając się, nad ostatnimi wydarzeniami. Ujął go ten dziwny gest, swojego największego wroga. Nienawidził go jak każdego z rodu Ashikaga, a tu coś takiego?
- Benkei! – zawołał nagle swego sługę, który jak zwykle był gdzieś w pobliżu.
- Tak panie?
- Co powiesz na to? – Wyciągnął z pochwy miecz Yoshimasy i podał samurajowi.
Ten spojrzał na błyszczącą głownię, dotknął ostrza delikatnie, lecz i tak na jego palcu pojawiła się krew. Wykonał kilka cięć w powietrze.
– W wykonaniu tego miecza, śmierć nie jest brutalnym katem, tylko wielką artystką – powiedział Benkei i oddał miecz Nobunadze.

****

Minęły dwa miesiące od pokonania Yoshimasy. Nobunaga przechadzał się po swoim ogrodzie, myśląc o wyjeździe do Kioto. Nagromadziło się wiele spraw, które niezwłocznie trzeba było załatwić. Jego władza nie była jeszcze należycie ugruntowana, dowiedział się, że kilku jego stronników spiskuje przeciw niemu. Należało działać szybko i ostrożnie…
Kiedy wrócił do zamku, usłyszał jakiś podejrzany odgłos na końcu korytarza. Przyspieszył kroku, instynktownie łapiąc za rękojeść miecza Yioshimasy. Rozejrzał się dookoła, ale cały korytarz wypełniała tylko budząca niepokój pustka. – Niedobrze, w pobliżu czai się coś złego? – pomyślał. Zaraz potem z prawej strony rozsunęły się drzwi i ktoś rzucił na podłogę, coś od czego cały korytarz w mgnieniu oka wypełnił się mgłą. Chciał dobyć miecza, ale poczuł uścisk na nadgarstku, a potem stracił równowagę i poleciał na podłogę. Ktoś go zdradził i zapewne zaraz dowie się kto?

- Mijahira!? To ty!? – wykrzyknął zdumiony.
- Tak, ja – odparł tamten, nie mając na twarzy cienia wstydu. – Uległem tej strasznej pokusie. Byłem twoim wasalem, służyłem ci wiernie i myślałem, że tak zostanie. Niestety, stanąłem zbyt blisko ciebie i zapragnąłem zająć twoje miejsce.
- Czy ktoś na tym zamku ocalał? – zapytał spokojnym głosem Nobunaga.
- No cóż… twoja żona i syn, niestety, sam rozumiesz… no, ale komuś darowałem życie.
- Benkei! - krzyknął Nobunaga, na widok wprowadzonego na salę, wiernego samuraja.
- Zostało ci niewiele czasu, wiesz co masz robić, a on będzie ci asystował. - Mijahira kiwnął do swoich ludzi i natychmiast przecięli im więzy.
Oddano Nobunadze oba miecze. Ten przeszedł z nimi na środek sali, potem klękając w pozycji zazen, położył je obok siebie. Wyciągnął z pochwy długi miecz, spojrzał na Benkeia, który stał obok niego, potem podał mu go do rąk. Tamten stanął za jego plecami.
Nobunaga dobył krótkiego krótki miecza, rozsunął kimono. Przyłożył ostrze do brzucha. Przez chwilę patrzył w dół na podłogę, nagle podniósł wzrok i wbił ostrze w podbrzusze. Gwałtownym ruchem w górę rozciął brzuch aż do mostka. Widać było, jak zaciska zęby i spina się z bólu, ale nie krzyknął ani razu. W pewnym momencie dał się słyszeć krótki świst i zaraz potem spadła na podłogę głowa Ody Nobunagi.
- Stało się, tak było pisane - powiedział Mijahira.
Benkei wytarł miecz z krwi i schował do pochwy.
- Chcesz mi służyć? – zapytał Mijahira.
- Nie, nikomu już nie będę służył – odpowiedział Benkei.
- Rozumiem, zamierzasz podążyć za swoim panem.
- Tego nie wiem, na razie nie jestem na to gotowy, muszę się oswoić z zaistniałą sytuacją.
- Zastanów się jeszcze, taki wojownik jak ty bardzo by mi się przydał.
- Ty nie masz szans Mijahiro, za jakiś czas podzielisz los mojego pana.
Mijahira najpierw lekko zmrużył oczy, potem posłał mu złowrogie spojrzenie.
– W takim razie odejdź stąd, zanim skończy się moja cierpliwość. Nie po to cię oszczędziłem, by teraz tak po prosu zabić.
Benkei nie odpowiedział, tylko podał mu miecz.
- O nie! Należy do ciebie. Nie kolekcjonuję darowanych mieczy. Mam tylko ten jeden. – Złapał za rękojeść własnego. – On jest mną, ja nim.
- No cóż, w takim razie obyśmy się już nigdy nie spotkali – odpowiedział Benkei.
- Pamiętaj, taki miecz, to czyjaś zagubiona dusza - stwierdził z lekkim uśmiechem Mijahira.

****
Jadąc w jeszcze nieznanym kierunku, Benkei, zastanawiał się nad słowami Mijahiry. Być może martwe przedmioty, związane z ludzkim losem, nabywają jakiejś niezrozumiałej mocy, która wpływa na los właścicielach takich rzeczy?
Ponaglił konia i zaczął galopować. Jedno wiedział na pewno, Mijahira dał mu tylko szansę, nie darował życia. Na pewno wysłał już za nim swoich ludzi.
Pędząc naprzód, jakieś dwadzieścia metrów przed sobą, zauważył człowieka w mnisich szatach. Szedł z dużym tobołem, zarzuconym na plecach. Benkei sam nie wiedząc, dlaczego, zwolnił jazdę i zaczął mu się przyglądać. Mnich uśmiechnął się i ukłonił.
- Dużo spokoju życzę - odezwał się nieznajomy.
- Spokoju? Dlaczego życzysz mi spokoju?
- Wyglądasz na takiego, co właśnie się dowiedział, że żyje.
- Że żyję?
- Wielu ludziom wydaje się, że żyją, ale oni tylko śpią, to co prawda też życie, ale takie nieświadome.
- A ja, zacząłem żyć świadomie?
- Gdyby było inaczej, nie zwróciłbyś na mnie uwagi.
- Więc życie to uwaga? – Zsiadł z konia i podszedł do mnicha. – Co to, tak naprawdę oznacza?
- To poziomka w gęstej trawie – odpowiedział mnich.
Rozmowę przerwał, tętent kopyt, ktoś się zbliżał z dużą szybkością. Benki wskoczył na konia, rzucając miecz w stronę mnicha. – Łap! – zawołał, a mnich odruchowo wyciągnął rękę.
- Jestem mnichem nie wojownikiem!?
- To piękny miecz, ale ma w sobie czyjąś tęsknotę. Być może w twoich rękach jego dusza się uspokoi – krzyknął Benkei i pogalopował.
Chwile potem, grupa jeźdźców, przejechała traktem nie zwracając uwagi na idącego mnicha ze szmacianym tobołem.
Nie miał wielkich szans by uciec, rozmowa z mnichem choć krótka, to jednak w tych okolicznościach i tak trwała zbyt długo. Sięgnął po łuk, spojrzał na jeźdźców, byli już w zasięgu strzał, napiął cięciwę wycelował, chwilę potem, jeden z wojowników spadł z konia. Zostało ich pięciu, to i tak zbyt wielu, by mógł w pojedynkę się z nimi mierzyć. Skręcił w stronę lasu. Przejechał jakieś dwieście metrów leśną dróżką po czym zeskoczył z konia i klepnął go w zad, by biegł dalej sam. Kilka minut później pościg wpadł do lasu, podejmując fałszywy trop. Szybko jednak zauważyli swa pomyłkę. Dwóch zsiadło z koni, wypatrując śladów. Nagle, jednego z nich przeszyła kolejna strzała. Reszta zeskoczyła ze swych wierzchowców, chowając się za drzewami. Nastała krótka chwila ciszy, którą przerwała rzucona raca, wzniecając huk i gęstą, gryzącą w oczy mgłę. Przerażone konie uciekły w głąb lasu. Jeden z samurajów, usłyszawszy za sobą jakiś szelest, spojrzał za siebie. Zdążył tylko zauważyć niewyraźną twarz i zacharczeć pchnięty w krtań. Pozostałych dwóch pospieszyło mu z pomocą, ale oprócz dogorywającego ciała nikogo w tym miejscu już nie było. Za to za plecami poczuli, że coś się do nich zbliża. Momentalnie odwrócili się, ale Benkei był szybszy, dwa błyskawiczne cięcia, definitywnie zakończyły ich żywot.

****

Mnich zbliżał się właśnie do swej rodzinnej wioski. Co kilka miesięcy odwiedzał brata z rodziną. Przy okazji, rozdawał mieszkańcom zioła, doradzał im w różnych codziennych i niecodziennych sprawach. Był bardzo z nimi zżyty i kiedy tylko nadarzała się okazja odwiedzał ich.
Tym razem, kiedy tam dotarł na miejsce, widok go przeraził. Zobaczył uzbrojonych ludzi, wyciągających siłą wieśniaków ze swych domów. Wszystkich zapędzali na środek osady. Ich dowódca siedział na koniu niczym kamienny posąg. Mnich przemknął w jego stronę niemal niezauważony. Dopiero jakieś pięć metrów od dowódcy, kilku wojowników zastąpiło mu drogę.
- Życie ci niemiłe mnichu! – krzyknął jeden z nich.
- Nazywam się Kazushi, jestem pielgrzymem, chciałem tu przenocować – odparł spokojnie.
- Będziesz musiał zrobić to gdzie indziej - odpowiedział stanowczo dowódca.
- Jeśli mogę spytać, co chcesz zrobić z tymi ludźmi?
- Zasłużyli na śmierć!
- Dlaczego?
- Jak ktoś pomaga wrogom mojego pana, to jest po prostu trupem, tylko jeszcze o tym nie wie. Znaleźliśmy tu dwóch ludzi Nobunagi, ukrywali ich.
- Tak… wszyscy zasługujemy na śmierć, tylko chodzi o właściwy czas.
- Nie zastanawiam się nad tym mnichu, to twoja domena. Ja po prostu działam.
- Nigdy nie zastanawiałeś się panie nad życiem?
- Widzę, że do czegoś dążysz, na pewno chciałbyś ocalić tych ludzi, ale nie dasz rady. Jestem bardzo sumienny w tym co robię.
- Życie dla kogoś takiego jak ty ma swoją cenę, nie zawsze warto je odbierać.
- Ci wieśniacy, są niczym, ich życie niewiele jest warte.
- A gdybym dał ci coś, co uznasz za bardzo cenne. Darowałbyś im życie?
- Ha…ha… ha… a co ty mi możesz dać?
- Być może, dla kogoś takiego jak ty, to jedyny zachwyt.
- Więc cóż to takiego?
- Czy dotrzymasz słowa?
- Uważaj! Nie igraj ze mną. Co będzie jak mi się to nie spodoba?
- Zabijesz mnie, to chyba uczciwe?
- Hahaha! W życiu kogoś takiego jak ty nie spotkałem. Co by nie powiedzieć jesteś odważny – powiedział samuraj, spoglądając na mnicha z ironicznym uśmiechem.
- Niech tak będzie!
Mnich wyciągnął z worka miecz, który otrzymał od Benkeia.
Dowódca wyjął go z pochwy, spojrzał na głownię, potem na ostrze.
- Skąd go masz!?
- Podarował mi go pewien samuraj, stwierdzając, że jest w nim jakieś szaleństwo.
- Szaleństwo? Ten samuraj musiał być niespełna rozumu, podobnie jak ty mnichu.
- Sądząc po tym co mówił, to chyba zaciekawiła go sama esencja życia.
- To bardzo piękny miecz – stwierdził dowódca nie zwracając uwagi na słowa mnicha. - Mógłbym cię zabić, potem całą resztę, jak zamierzałem, ale…? – Znowu spojrzał na miecz, pokiwał głową. – Masz dzisiaj szczęście – oznajmił i krzyknął do swoich ludzi – Yame! Zaraz potem wszyscy wskoczyli na konie i odjechali.
Wieśniacy podbiegli do mnicha.
- Kazushi!
- Yasuhiro! – krzyknął mnich z radością na widok swego brata.
- Co mu powiedziałeś, że odjechali?
- Nic specjalnego, urok miecza, przemówił za mnie.

****
Benkei zbliżał się do brzegu rzeki Shihano, było słychać już jej szum, niebo przybierało kolor purpury, a słońce świeciło krwawą czerwienią. W pewnym momencie dostrzegł w trawie krzaczek z dwiema poziomkami. Przystanął, zerwał i włożył owoce do ust. Poczuł na podniebieniu lekko matową słodycz. Nie był to jakiś zachwycający smak, takie tam słodkawe byle co. Gdyby nie to, zagadkowo brzmiące zdanie mnicha, zapewne nie zwróciłby na nie uwagi. Nagle usłyszał tętent kopyt. – Teraz to pojąłem! Ten odgłos… tak właśnie brzmi nieuchronność! – powiedział do siebie z lekkim uśmiechem Benkei. Chwilę potem zobaczył zbliżających się jeźdźców. Tym razem nie zamierzał już uciekać.
- Chyba masz już dość? - zapytał dowódca.
- Uciekamy, bo gonią nas dzikie bestie, przepływamy na drugi brzeg rzeki, a tam jest ich jeszcze więcej… - odparł Benkei tajemniczo.
- Nie ma żadnych szans, prawda – stwierdził dowódca z ironicznym uśmiechem?
- Nie ma, ale gdzieś pomiędzy tym wszystkim rosną poziomki.
- Poziomki? No i…?
- Kiedy je dostrzeżesz i skosztujesz, stajesz się częścią zachodu słońca.
- A kiedy nastanie ciemność?
- Umierasz świadomy.
- Czego?
- Że, był niepowtarzalny – odpowiedział nieco zamyślony Benkei.
Dowódca pościgu spojrzał na niego z lekkim uśmiechem, dobył miecza i podjechał bliżej. Przyłożył mu ostrze do krtani. Benkei poznał to ostrze i żal mu się zrobiło tego poczciwego mnicha, który zapewne zginął, przeszyty jego lodowatym dotykiem. – Piękny miecz – powiedział spokojnym głosem.
- Tak, dostałem go od pewnego szalonego mnicha, który twierdził, że dostał go od pewnego jeszcze bardziej szalonego samuraja. Ocalił w ten sposób siebie i wioskę zawszonych kundli.
- Hahaha! Czasem warto oszaleć – powiedział, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
Samuraj uniósł miecz w górę i szybkim ruchem wykonał cięcie, ale nie w Benkeia, zamiast niego przeciął powietrze. Kiwnął ręką, dając znak swoim ludziom do odwrotu.
- Panie, co powiemy Mijahirze!? – odezwał się jeden z samurajów.
- A co mieliśmy zrobić?
- Zabić go!
- Hahaha… zabić? A jak można zabić martwego człowieka?


Koniec.

Awatar użytkownika
Lucile
Posty: 4805
Rejestracja: 23 wrz 2014, 00:12
Płeć:

Miecz

#2 Post autor: Lucile » 08 maja 2022, 14:12

Wciągnęła mnie Twoja japońska opowieść. Podejrzewam, że oparta na historycznych faktach.
Takie, podane ze swojego punktu widzenia, a raczej "czucia", lubię najbardziej.
Dobrze się czytało.
:kofe:
Non quivis, qui vestem gestat tigridis, audax


lucile@osme-pietro.pl

Krokus
Posty: 481
Rejestracja: 18 gru 2020, 19:45
Płeć:

Miecz

#3 Post autor: Krokus » 08 maja 2022, 14:31

Lucile pisze:
08 maja 2022, 14:12
Wciągnęła mnie Twoja japońska opowieść. Podejrzewam, że oparta na historycznych faktach.
Takie, podane ze swojego punktu widzenia, a raczej "czucia", lubię najbardziej.
Dobrze się czytało.
:kofe:
Dzięki za komentarz, historia częściowo historyczna, cieszy mnie, ze się spodobało.

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16787
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Miecz

#4 Post autor: eka » 09 maja 2022, 06:35

Bardzo zajmująca opowieść. Rzecz jest dobra dzięki użytkownikowi czy... na odwrót.
Jak dla mnie to najlepsza Twoja proza z tych, które znam. Jest nad czym pomyśleć.
Nawet przecinki wolne od zasad : ) oceny nie zmienią.

Krokus
Posty: 481
Rejestracja: 18 gru 2020, 19:45
Płeć:

Miecz

#5 Post autor: Krokus » 09 maja 2022, 17:54

eka pisze:
09 maja 2022, 06:35
Bardzo zajmująca opowieść. Rzecz jest dobra dzięki użytkownikowi czy... na odwrót.
Jak dla mnie to najlepsza Twoja proza z tych, które znam. Jest nad czym pomyśleć.
Nawet przecinki wolne od zasad : ) oceny nie zmienią.
Dzięki za komentarz Eko, cieszy mnie że się spodobało.

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”