• Nasze rekomendacje
  •  
    UWAGA!
    JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
    admin@osme-pietro.pl
    PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
     
  • Słup ogłoszeniowy
  •  
    Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
    Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.

    Benjamin Franklin

    UWAGA!
    KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!

    Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
    A oto wyniki



    JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
     

Drzewo pomidorowe

Opowieści pisane prozą - nie powieści
ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
biegnąca po fali
Posty: 2519
Rejestracja: 08 kwie 2016, 18:24

Drzewo pomidorowe

#1 Post autor: biegnąca po fali » 11 lut 2023, 21:03

Jeremi spoglądał na prawnuka szukając w głowie odpowiedzi na kolejne z tysiąca zadanych tylko dzisiejszego dnia pytań.
- Wiesz, synku... są pytania na które nie ma dobrej odpowiedzi. Nie ma i nie będzie. Sam się czasem zastanawiam dlaczego ja taki stary wciąż jeszcze żyję, a twój ojciec... To nie od nas zależy i za mali jesteśmy żeby to wszystko zrozumieć. No! Bierzemy się do roboty.
Jeremi podniósł się z ławki, a Staś bez ociągania za to niezwykle delikatnie, z namaszczeniem wręcz, zaczął zrywać dojrzałe pomidory i porządnie układać je w podstawionej przez dziadka skrzynce.
- Dziadku... Czy je to boli? Te pomidory.
- Nieee. - odrzekł Jeremi. - Na pewno nie bardziej niż ziemię wbijany w nią szpadel czy niebo chmury rozorane przez samoloty. O! Spójrz tylko jak szybko goi się rana. - to mówiąc uniósł rękę wskazując chłopcu smugę jaką zostawiał za sobą samolot, a którą bardzo szybko rozwiewał wiatr, przywracając błękitowi nieskazitelną gładkość. Chłopiec długo patrzył w niebo, a kiedy w końcu opuścił głowę padło kolejne pytanie:
- Dziadku... A o co chodzi z tym rokiem drzew? Słyszałem jak babcia coś o tym mówiła, ale nie wszystko rozumiałem.
- Widzisz synku... - Jeremi podrapał się po ogorzałym od słońca policzku i ponownie przysiadł na ławce. - Bo widzisz... kiedy byłem taki jak ty, wybuchła wojna. I wojska wroga długo ostrzeliwały naszą wieś, spadło dużo bomb, a wszystko przez to, że ktoś doniósł Niemcom, że w naszych piwnicach i stodołach ukrywają się Żydzi. Zginęło wielu miejscowych. Jakąś część uciekła, a reszta trafiła do niewoli. Wieś spalono. Nie ocalał żaden dom, żadne drzewo. Tylko wypalona ziemia. Kiedyśmy wrócili z tułaczki, każdy najpierwej stawiał dom, później stodołę. Kobiety formowały niewielkie ogródki i coś tam nawet w nich rosło, ale drzewa nie wyrastały, ani z nasion ani z pestek. Pustynia, synku. Pustynia. Zaczęto nawet nazywać tę ziemię przeklętą. Postawiono więc kapliczkę. Najpierw jedną, później kolejną z drugiej strony wsi, tam od Klimontowic. I modliły się baby po wieczornym udoju i chłopy przed porannym obrządkiem. Zachodzili pojedynczo albo gromadnie w drodze na pole. Wszystko na nic. Aż tu wrócił z zagranicy dawny dziedzic i jął dwór odbudowywać, ten co to ruiny stoją jeszcze za lasem. A wraz z dworem postawił też mały kościółek. Ten do którego do dziś chodzim z babcią. I zaraz na trzeci dzień po poświęceniu zerwał się w samo południe taki, ale to tski wiatr jakby wszystko chciał unieść i cisnąć taką stodołą czy oborą o ziemię aż by pękła i zaczęła rodzić. I faktycznie zaczęła, choć obyło się bez niszczenia. Wystarczyło, że dąc od Klimontowic naniósł stamtądamtąd i ziemi żyźniejszej i nasion drzew i traw i kwiatów nawet, a potem spuścił na to deszcz. Padało tydzień bez ustanku, a kiedy już przestało ziemia zazieleniła się świeżą trawą, a tu i ówdzie zaczęły wychodzić z ziemi maleńkie sosny, brzozy, jesiony i inne cuda.
- A jakie inne cuda? - dopytywał chłopiec.
- A choćby i sadzonki pomidorów. I rosło to wszystko jak na drożdżach. A tak dobrych pomidorów jak wtedy z tamtych cudownych krzaków, to już nigdy synku nie jadłem. Choć dogadzałem tym swoim i dbałem jak o własne dzieci. Choć sprowadzałem przeróżne sadzonki... nie udało się. Ale jak widzisz wciąż jeszcze próbuję. Mimo swoich lat nie zrezygnowałem ze szklarni i tak długo jak będę żył tak długo będę szukał tamtego smaku.
- Dziadku... A po co jest wojna?
- Wojna nie jest po coś. - odpowiedział z namysłem Jeremi. -Wojna jest dlatego. Dlatego, że ktoś chce więcej niż dostał, że nienawidzi ludzi innych niż on. Wojna jest... A wiesz, właściwie, to masz rację. Wojna jest po coś. Po to żebyśmy potrafili docenić pokój. Wolność, dom, słońce i księżyc. Gwiazdy, które nie spływają krwią. No dobrze. - Jeremi klasnął w spracowane dłonie. - Zerwij jeszcze kilka pomidorów. O tych, to bawole serca. O. I wystarczy. I chodźmy już do domu, bo babcia już pewnie na nas czeka z zupą pomidorową.
- Jesteś bardzo mądry, dziadku. Wszystko wiesz i na wszystkim się znasz. To dlatego, że jesteś senatem rodu?- dopytywał chłopiec.
- Senatem? Chyba seniorem? Co? Nie czasem seniorem rodu, synku? - Jeremi zaśmiał się rubasznie i poklepał po okrągłym brzuchu. - Mądrość nie przychodzi wraz z tytułem. Już prędzej z wiekiem czy doświadczeniem. A ja już długo żyję i dużo widziałem. Każdy dzień czegoś uczy. Sam zobacz ile się dzisiaj dowiedziałeś ciągnąc dziadka za język. A jak poprosisz babcię, to i ona ci coś opowie. I zupę nauczy gotować. A gotuje tak, że żaden król tak dobrze nie jada. A co ona z pomidorami wyczynia. I przeciery robi. I w całości w słoikach zaprawia. I z zielonych sałatki robi. I z czerwonych. I ze śmietaną przyrządza. Nawet do mizerii dodaje.
Jeremi bardzo kochał swoją żonę. Dała mu czworo dzieci. Te dzieci szesnaścioro wnuków, a wnuki już troje prawnuków. Rozrastała się ta jego wymarzona rodzina, nawet nie myślał, że doczeka. No może wnuków. Ale prawnuków? No i Salcia wciąż przy nim. I dzięki Bogu sprawni są jeszcze. Samodzielni. Dla nikogo nie są ciężarem. I o to się zawsze modlił i zostało wysłuchane. Tylko Marcinka żal. Tak bardzo żal. Nie ma już Jasiek ojca. Dobrze, że choć matka przeżyła ten straszny wypadek co Jeremiemu wnuka zabrał, a Marcinka ukochał sobie Jeremi najbardziej. To jemu chciał przepisać swoje szklarnie, a i Marcin sam z siebie był tym żywo zainteresowany. Prowadzili z żoną agroturystykę. Tu niedaleko. Parę kilometrów od Klimontowic. Myślał chłopak żeby do tych pomidorów jeszcze inne warzywa dołączyć. Ogórki, fasolę. Coby swoim letnikom zdrową, ekologiczną żywność podawać. Może nawet sieć sklepów otworzyć... Ale wszystko się skończyło zanim jeszcze zaczęło. Nie będzie ekologicznych ogórków i eko mizerii dla turystów. Chyba żeby może Jasiek...? Ale to jeszcze dziecko takie... W mieście chowany, to i może w zupełnie inną stronę będzie chciał iść. Jeremi wiedział, że on już tego nie zobaczy, nie sprawdzi. Nie dopilnuje.

Babcia krzątała się przy kuchni. Nalała im po talerzu gęstej pomidorówki na ryżu po czym siadła przy nich i patrzyła jak jedzą. Na koszulce Jaśka wyrastały coraz to inne pomidorowe kleksy, tworząc niepowtarzalny wzór pośród splotów bielutkiej bawełny.
- Dziadku... - zaczął chłopiec - a te drzewa, które wtedy urosły... one jeszcze tu są?
- Niektóre tak. - odparł Jeremi. - Z innych zbudowano domy. Z jeszcze innych mosty albo kościoły.
- A czy one wiedzą, że umierają?
Jeremi utkwił wzrok gdzieś ponad głową Jaśka, ponad sufitem i dachem. Długo milczał, aż w końcu odpowiedział:
- Widzisz synku, każdy kiedyś umrze i wszyscy o tym wiedzą, ale milczą na ten temat. Jak drzewa. To chyba ze strachu, bo każdy się boi tego czego nie zna. Czasami śmierć przynosi ulgę, ale o tym też się nie pamięta. Bo człowiek pamięta tylko to co chce. Wypiera złe. To czego nie potrafi ogarnąć rozumem, co wymyka się jego kontroli. Próbuje to wymazać, unieważnić. Ale nie da się. Bardzo pomocna jest w tym starość. Im człowiek starszy tym mniej pamięta i tak jest dobrze. Czasami zapomina nawet się bać i wtedy staje się wolny. Inna rzecz, że starzeje się tylko ciało. Dusza pozostaje młoda i dlatego ulatuje gdzie chce. Taką wolność daje tylko śmierć. Śmierć nie postarza, nie przykuwa do łóżka...
- A co ty, Jeremi, dziecku takimi rzeczami dzieciństwo zagracasz? - Salomea brutalnie przerwała wywód Jeremiego. - Ma on na to jeszcze czas. Jeszcze się naklęczy, pleców nazgina. Dałbyś już spokój. Ty tu zostań i słoików doglądaj, a i przecier od czasu do czasu zamieszaj, a my pójdziemy sobie z Jaśkiem na spacer. Pokażę mu gdzie świętujemy Rok Drzew, a później skąd się biorą paliki przy pomidorach. Ty wiesz, że on myślał, że to są pnie? - to powiedziawszy roześmiała się skrzekliwie i rzuciła w Jeremiego fartuchem. Wtedy i on się roześmiał, a Jasiek postanowił, że wieczorem narysuje dla nich najprawdziwsze w świecie pomidorowe drzewo.
i przeszłość
dopóki widać ślady

AS...


za zamknięciem powiek wolność
o której nie umiem myśleć

witka

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16854
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Drzewo pomidorowe

#2 Post autor: eka » 12 lut 2023, 17:10

Zaskakujący tytuł, pewnie jakaś groteska, pomyślałam, zabierając się do lektury. Pomyłka.
Opko wymagające solidnej korekty technicznej (interpunkcja przede wszystkim).
Zdziwił mnie również sposób kary za przechowanie Żydów. Naloty? Pierwsze słyszę, ale może i tak było.
Tekst ociera się o magię, choć dominuje proza życia.
Pozdrawiam.

Awatar użytkownika
biegnąca po fali
Posty: 2519
Rejestracja: 08 kwie 2016, 18:24

Drzewo pomidorowe

#3 Post autor: biegnąca po fali » 12 lut 2023, 18:02

Zaraz magię. Są rzeczy, które się filozofom nie śniły. Z tymi nalotami tom może przedobrzyła, aczkolwiek parę kilometrów ode mnie... No nieważne.

Dzięki za poczytanie. Interpunkcja kaput, wiem.
i przeszłość
dopóki widać ślady

AS...


za zamknięciem powiek wolność
o której nie umiem myśleć

witka

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16854
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Drzewo pomidorowe

#4 Post autor: eka » 14 lut 2023, 17:19

biegnąca po fali pisze:
11 lut 2023, 21:03
- Dziadku... Czy je to boli? Te pomidory.
- Nieee. - odrzekł Jeremi. - Na pewno nie bardziej niż ziemię wbijany w nią szpadel czy niebo chmury rozorane przez samoloty. O! Spójrz tylko jak szybko goi się rana. - to mówiąc uniósł rękę wskazując chłopcu smugę jaką zostawiał za sobą samolot, a którą bardzo szybko rozwiewał wiatr, przywracając błękitowi nieskazitelną gładkość.
Tu magicznie jest. I kropka.
biegnąca po fali pisze:
12 lut 2023, 18:02
aczkolwiek parę kilometrów ode mnie... No nieważne.
Ewa, proszę, powiedz, bo to ważne.

:kofe:

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”