• Nasze rekomendacje
  •  
    UWAGA!
    JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
    admin@osme-pietro.pl
    PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
     
  • Słup ogłoszeniowy
  •  
    Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
    Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.

    Benjamin Franklin

    UWAGA!
    KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!

    Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
    A oto wyniki



    JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
     

Widok z maligny

Opowieści pisane prozą - nie powieści
ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
biegnąca po fali
Posty: 2527
Rejestracja: 08 kwie 2016, 18:24

Widok z maligny

#1 Post autor: biegnąca po fali » 28 sie 2023, 20:04

Właściwie nie miał powodów do narzekania. Owszem, był ranny, ale leżał sobie ładnie w przywięziennym szpitaliku, za oknem złote liście kładły się na bruk wprost pod końskie kopyta i rozpędzone koła dorożek, unoszących z terkotem rzucane spod woalek zalotne spojrzenia dam. Wprawdzie nie mógł tego widzieć, ale od czego jest wyobraźnia? Mogło być gorzej. Mógł zginąć pod takimi kopytami albo przebity mieczem. Mógł spłonąć w jednej z wiejskich chat albo paść trafiony z łuku. Mógł. Tymczasem znalazł się tam gdzie było o tyle bezpiecznie, że nic z wyżej wymienionego go nie spotkało. Tylko ten cholerny gówniarz z głową oddaloną od tułowia o jakieś osiem kroków. I przyboczni króla, którzy zjawili się akurat wtedy, kiedy unosił ten głupi łeb na wysokość swojego coby spojrzeć w te wredne ślepia i zapytać czy się opłacało.

Jeszcze nie wiedział co z nim będzie. Trudno było spodziewać się uniewinnienia. Trochę liczył na dożywocie, ale w jego sytuacji... to chyba nie wchodziło w grę. Zdaniem wszystkich zabił syna swojego Pana i raczej nikt nie uwierzy, że to nie on, że tamten zdradził ojca, swój kraj i poddanych. Wina rycerza była bezsporna. W końcu to on został pojmany gdy trzymał za włosy ściętą głowę księcia, to jego ręka umazana była błękitną krwią jedynego potomka, następcy tronu, który sprzedał się za kilka obietnic. Za władzę do której nie dorósł.

Zyndram z nudów liczył karaluchy wypełzające ze wszystkich możliwych zakamarków. Czasem pozwalał im po sobie chwilę spacerować, w końcu jednak zrzucał z obrzydzeniem. Bał się że wejdą pod bandaże i drążąc tunele w jego ciele dotrą aż do mózgu. Dotrą i co? Przejmą nad nim władzę? Czy może wyżrą do cna i trafi pod topór już jako kompletny bezmózg, któremu wszystko jedno czy to gilonyna, topór czy może sznur zwisający z szubienicy zakończą jego życie. Z rany na brzuchu sączyła się krew. Niby nieznacznie, ale jednak. Doktor nie bardzo się tym przejmował. Utrzymywano go przy życiu chyba po to tylko by w końcu spektakularnie ukarać. Dokonać egzekucji na oczach ludu, ku przestrodze, by nikt już nigdy nie odważył się podnieść ręki na króla albo jako przykład biblijnej sprawiedliwości czyli oko za oko, ząb za ząb.

Zostanie ścięty. Tyle wydedukował, analizując sytuację w jakiej się znalazł. Zetną go może nawet jego własnym mieczem, a jego głowa będzie się turlać po stopniach zamkowego dziedzińca, gubiąc kolejne zęby, może nawet gałki ocznej, bo trochę tych stopni jest. A może zetną go na baszcie, a baszta ma tych stopni jeszcze więcej i korytarz jest wąski więc spadająca głowa będzie się dodatkowo odbijała od ścian. On wtedy będzie już martwy i powinno być mu wszystko jedno ale nie było. I rozgniewała go ta wizja. Ta jawna niesprawiedliwość. On, rycerz króla nie zasłużył na takie traktowanie. Zawsze wierny, oddany, nieraz ranny, jak teraz, życiem ryzykował za władcę i ojczyznę i ma ginąć w ten sposób? Nie wystarczy, że odcięto mu ucho? Że brzuch poszarpany i szrama przecina policzek? Nie było jednak nikogo kto by za nim poświadczył. Od jakiegoś czasu nikt już nikomu nie ufał. Ludzie bali się odwrócić plecami nawet do domowników. Naród się podzielił, wybuchły zamieszki. Sam bunt nie był czymś niespodziewanym. Niespodziewana była za to jego skala. Siła. I to, że podzieliła się nawet rodzina królewska. Że syn stanął przeciwko ojcu. A że zawsze był nieudacznikiem i tchórzem, to i teraz odwagi mu zabrakło żeby stanąć z ojcem twarzą w twarz i powiedzieć: To ja, Ojcze podburzyłem Twój lud, ja najechałem na zamek.

Myśli rycerza wędrowały to tu, to tam. Jak karaluchy. Z upływem dni zobojętniał. Coraz częściej odpływał umysłem w nieznane dotąd rejony. Tym dalej im większa trawiła go gorączka. Często spotykał tam kobietę o dużych, białych piersiach, które ssał łapczywie nie mogąc ugasić pragnienia. Kobieta ta nie miała twarzy. Jakby zaczynała się od piersi i na tychże kończyła. Zyndram niby wiedział, że to wytwór jego umysłu, ale pragnął jej obecności. Pragnął ukryć się w jej ramionach przed katem i sobą samym. To było jego ostatnie życzenie. Życzenie skazańca na którego cześć tu i ówdzie wiwatowano, gdzie indziej zaś na samo wspomnienie spluwano pod nogi.

Osądzono go bez jego udziału. Nie mógł się więc bronić. Wyrok odczytano mu z nieskrywaną satysfakcją. Niczego innego się nie spodziewał. Kat ostrzył już topór. Widowisko miało się odbyć nazajutrz w samo południe na pałacowym dziedzińcu. Szczątkami miały się zająć drapieżniki. Nie był przecież godny spocząć w ziemi, którą skalał, mordując rzekomo księcia. Zapytany o ostatnie życzenie poprosił o tamtą kobietę. Delegaci popatrzyli po sobie bez słowa po czym wyszli z celi. Tego samego wieczoru zjawiła się u niego kobieta. Ale ta miała twarz, na niej krzywy uśmiech rozciągnięty na zepsutych zębach. Jej piersi były małe i puste za to nogi szeroko rozłożone. Czekała chyba na jakiś znak, ale Zyndram niczego od niej nie chciał. Czuł się ponownie oszukany o czym niezwłocznie poinformował swojego Boga zarzucając mu porzucenie. Bóg jak to Bóg. Przemilczał wszystkie zniewagi, może zbyt zajęty czymś innym, a może po to by doprowadzić swój plan do końca. Może nim zadziałał musiał wpierw sprawdzić w swoich księgach co tam było temu rycerzowi pisane? W każdym bądź razie nie było to jutrzejsze ścięcie, bo egzekucję niespodziewanie odroczono z powodu choroby kata.

Kat, pięćdziesięcioletni rosły mężczyzna, cieszący się dotąd nadzwyczajnym zdrowiem obudził się tego ranka jakby w nieswoim ciele. Wszystko go bolało. Ciałem wstrząsały dreszcze, pot lał się strumieniami. Przez to wszystko nie zdążył za potrzebą i teraz leżał pośród własnych odchodów, nie mogąc podnieść się z ziemi, a że mieszkał sam długo mu przyszło czekać na pomoc. Ta przyszła z zamku skąd posłano gońca coby sprawdził dlaczego mimo późnej pory kat jeszcze nie jest na miejscu, nie przygotowuje sprzętu do egzekucji. Wszak zebrał się już spory tłum i ksiądz czeka z ostatnią posługą. Goniec wrócił z nietęgą miną. Zwołano naradę, powiadomiono Króla i jako że kat nie posiadał zastępcy, przesunięto ścięcie na czas bliżej nieokreślony.

Zyndram, który zdążył się już pożegnać z życiem i światem musiał na nowo rozdzielać swój czas, pomiędzy sen, liczenie karaluchów, rozmowy z samym sobą albo kobietą bez twarzy. Przychodziła kiedy pragnął i odchodziła kiedy nie miał siły już ssać. Odstawiała od piersi czułe niby matka, której Zyndram nigdy nie poznał. Musiała go porzucić uciekając z wioski, podejrzewana o czary. Tylko tak mogła ratować swoje życie. Stan zapalny w organizmie Zyndrama pogłębiał się uniemożliwiając mu trzeźwe myślenie. Wszystko zlewało mu się w niezrozumiałą całość. Tyle ludzi, miejsc i czasów na tej małej przestrzeni, pomiędzy czterema ścianami, podłogą i sufitem, pomiędzy barłogiem a kratami szczerzącymi się z niewielkiego okienka. W krótkich i coraz rzadszych chwilach umysłowej jasności przypominał sobie dlaczego tu jest i co go czeka, ale coraz mniej go to interesowało. Liczyła się tylko ta kobieta, jej ciepłe ramiona i głos, który uspokajał wszystkie burze. Coraz więcej do niego mówiła. Coraz głośniej i wyraźniej. Już nie pojedyncze słowa, ale całymi zdaniami. Tłumaczyła jak się przechodzi na drugi brzeg, objaśniała tamten świat, tak żeby przestał się bać. Bo prędzej czy później trzeba tam będzie pójść. Kat w końcu wyzdrowieje, urok nie został rzucony na zawsze. Można go zdjąć, wielu posiada taki dar. A topór jest poniekąd jak wybawienie. Odcina ból i strach, czarne myśli od których chmurzy się niebo. Mówiła, a Zyndram roztapiał się z każdym kolejnym słowem. Nie był już odważnym rycerzem. Znowu był tamtym małym chłopcem, który potrzebuje opieki i kłamstw, które pozwolą spokojniej oddychać. Matka wiedziała, że nie doczeka egzekucji. Musiała to przeczuwać skoro przyszła. Ale to by oznaczało, że jednak nie udało jej się uciec. Że jak jej obiecano spłonęła na stosie za wszystkie dobro jakie ludziom uczyniła. Taki los. Taka śmierć. Okrutna i niesprawiedliwa. Właśnie szedł w jej ślady. Opluwany przez tych których bronił za cenę własnego życia, za cenę ran i blizn.

Tej ostatniej nocy Zyndram wstał. Sam zdumiony nagłym przypływem sił podszedł do okienka i uwiesiwszy się krat długo spoglądał w niebo. Z rzadka przecinały je rozgałęzione błyskawice i dało się słyszeć pomruki nadchodzącej burzy. Zyndram pomyślał jak to dobrze byłoby stać tak po środku dziedzińca i łapać w otwarte usta krople wody, jaką ulgę przyniósł by deszcz jego rozpalonej gorączką skórze. Był dziwnie spokojny, choć kat wyzdrowiał i za parę godzin miał przystąpić do egzekucji. Zyndram chciał jeszcze tylko ostatni raz zobaczyć wschód, to jak budzi się słońce i wyciąga z mroku kształty i kolory, to jak nawet dźwięki ubiera w nieco jaśniejszy ton, tak że te które nocą budzą grozę są muzyką za dnia. Czekał, aż wreszcie niebo na horyzoncie zaczęło wyraźnie odcinać się od ziemi. Z tej zaś wyrosły tu i ówdzie budynki i drzewa, pierwsze ptaki i ludzie. Wśród nich i kat. Krzątał się z lewej strony dziedzińca, gdzie zwykle ścinano skazańców. Zyndram wyraźnie wydział przez swoje okienko jak ostrzy jego miecz, jak powoli schodzą się gapie. Była wśród nich kobieta, którą kazał odprawić. Była i ta z maligny. Mimo, że wcześniej nie widział jej twarzy był tego pewien. Miała jak on kruczoczarne włosy i jak on co chwilę zakładała je za uszy. Patrzyli na siebie długo aż w końcu skinęła mu głową. Na ten znak Zyndram zwolnił uścisk. Zdrętwiałe palce oderwały się od krat i ciało głucho opadło na ziemię. Zdążył jeszcze spojrzeć na zabłąkany promień słońca podpełzający pod prawą dłoń. Chciał go dotknąć, ale ten zaraz zgasł dociśnięty opadającą powieką. I nie było już bólu ani strachu. Tylko przestrzeń. Przestrzeń, powietrze i gwiazdy. Od teraz o jedną więcej.
i przeszłość
dopóki widać ślady

AS...


za zamknięciem powiek wolność
o której nie umiem myśleć

witka

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16894
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Widok z maligny

#2 Post autor: eka » 31 sie 2023, 13:53

Ładna końcówka.
Jakoś nie porwało mnie tym razem, sorry.

:kofe:

Awatar użytkownika
biegnąca po fali
Posty: 2527
Rejestracja: 08 kwie 2016, 18:24

Widok z maligny

#3 Post autor: biegnąca po fali » 31 sie 2023, 20:06

Trudno. Dziękuję, że zajrzałaś:)
i przeszłość
dopóki widać ślady

AS...


za zamknięciem powiek wolność
o której nie umiem myśleć

witka

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16894
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Widok z maligny

#4 Post autor: eka » 01 wrz 2023, 12:55

Tak sobie myślę, że znowu mi brakuje warstwy dialogowej. Ona zawsze ożywia 3-osobową narrację, nie pozwala jej zsunąć się w streszczanie zdarzeń i emocji.
Ale to tylko ja.

Pozdrawiam :kofe:

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”