• Nasze rekomendacje
  •  
    UWAGA!
    JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
    admin@osme-pietro.pl
    PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
     
  • Słup ogłoszeniowy
  •  
    Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
    Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.

    Benjamin Franklin

    UWAGA!
    KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!

    Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
    A oto wyniki



    JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
     

Pajęczyce cz.VII

Opowieści pisane prozą - nie powieści
ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Krokus
Posty: 481
Rejestracja: 18 gru 2020, 19:45
Płeć:

Pajęczyce cz.VII

#1 Post autor: Krokus » 24 lut 2024, 15:49

Wracał do domu na piechotę, z komendy miał jakieś dwa kilometry do siebie. Zazwyczaj, kiedy się nigdzie nie spieszył, zostawiał samochód na parkingu policji. To bardziej motywowało go, by wcześniej wstać i być w formie, kiedy wznowił treningi judo, czuł się znacznie lepiej, co nie znaczy, że pociąg do alkoholu minął. Zdawał sobie sprawę, że za parę godzin może poczuć silne parcie, by się napić. Teraz starał się o tym nie myśleć, zaczęło się ściemniać, a on cieszył się każdym równym krokiem. Nastawiał się na oglądanie w domu jakiejś dobrej klasyki, czasem lubił sobie przypomnieć coś w stylu Maratończyka albo „Trzy dni kondora”.

W pewnym momencie zauważył po drugiej stronie ulicy znajomą twarz. – Wojtek Markowski – prokurator, kilka spraw prowadzili razem. Szedł z jakąś młodą kobietą, ona kurczowo trzyma się, jego ramienia, wsiadają do auta i odjazd. – Niesamowite! – powiedział do siebie, Witek. Zna go od lat przykładny mąż i ojciec, a tu przemyka z jakąś lolcią? Trudno mu było uwierzyć, w to co zobaczył. Spojrzał na zegarek, dochodziła osiemnasta. Zapewne odwiezie ją do domu, żonie powie, że musiał zostać dłużej, w pracy i tak się do będzie kręcić do pewnego momentu, aż… No chyba, że w porę zmądrzeje. To nie jego sprawa, ale…
Wyciągnął z kieszeni komórkę i zadzwonił do Michalskiego.
- No Witek, co jest?
- Kiedy ostatnio widziałeś Wojtka? – zapytał wpatrując się w miejsce skąd odjechali.
- Markowskiego?
- Tak.
- Hm… chyba w zeszłym tygodniu, w środę. A co?
- Nic, mignął mi przed chwilą i jakoś uświadomiłem sobie, że dawno go nie widziałem – odpowiedział, uświadamiając sobie, że z tym telefonem to głupi pomysł i nie wiadomo, dlaczego zadzwonił.
- Ostatnio jest jakiś dziwny, nerwowy, najwyraźniej ma jakieś, osobiste problemy, ale tak naprawdę nie wiem – odpowiedział Michalski poważnym tonem. Podejrzewając, że Witek zamienił z nim kilka zdań i również to zauważył.
Witek trochę się zdziwił tą odpowiedzią, spodziewał się czegoś w stylu: Już jesteś wstawiony i wzięło cię na sentymenty? W takim razie to musi być poważna sprawa, ale lepiej się w to nie mieszać.
Teraz jednak nici z oglądania dobrego samopoczucia i tak dalej. Wiedział, że mimo wszystko, różnego rodzaju myśli i domniemania będą kłębiły się w jego głowie i skończy się to jednym…
Nie zamierzał walczyć z sobą w mieszkaniu, po prostu pójdzie do baru, zamówi piwo, potem drugie i kielicha i jakoś to będzie.
- Czy coś jeszcze podać? – zapytał barman, widząc jak Witek szybko opróżnił kufel.
- Pięćdziesiątkę i piwo – powiedział zdecydowanym tonem.
- Już się robi – odpowiedział barman, nie pytając, jaką wódkę, jakie piwo. Widział go pierwszy raz, ale zdawał sobie sprawę, że wódka ma być ze średniej półki. Nie jakiś tam Belweder czy Absolut, tylko Wyborowa albo Sobieski. Z piwem podobnie.
Po chwili, na barze stał duży Żywiec i kieliszek Wyborowej.
Witek uśmiechnął się do barmana i uniósł kieliszek szybko wypijając jego zawartość.
Barman zapytał:
- Powtórka z rozrywki?
Pokiwał głową i poczuł, że chce mu się do toalety.

Kiedy wrócił, przy barze dwa krzesła dalej siedziała jakaś młoda kobieta, coś zamawiając u barmana. Chyba kogoś mu przypominała, ale nie mógł sobie przypomnieć. Spojrzała w jego stronę, uśmiechnęła się. To była chyba ta kelnerka, która dała mu namiary na Aldonę, szukał jej, a teraz coś takiego? Inna fryzura, krótkie włosy, czarne, wtedy miała długie, spięte w koński ogon, ciemne, ale nie tak jak teraz, może to nie ona. Podszedł do niej.
- Dobry wieczór – powiedział z lekkim uśmiechem.
- Dobry wieczór – odpowiedziała.
- Chyba już kiedyś spotkaliśmy się?
- Proszę usiąść. – spojrzała na niego już nieco poważniej.
- Nie wiem, czy to czysty przypadek, czy…
- Przeznaczenie, a jak postępy w śledztwie? – Weszła mu w zdanie, spoglądając na jego, nieco już zmącone alkoholem, oczy.
Trochę zaskoczyło go to pytanie, tak od razu do konkretów, kim ona tak naprawdę jest? Najwyraźniej musiała go obserwować i zapewne przyszła by mu coś ważnego przekazać, w co ona gra?
- Nic specjalnego, a czemu pani pyta?
- Bo jestem ciekawska – odpowiedziała z lekkim uśmiechem
- Powiedz mi w co ty grasz?
- Interesuje mnie ta kobieta, co zabiła Lola.
- A skąd wiesz, że to kobieta?
- Wróżka mi powiedziała.
- Słuchaj! Nie bądź taka mądra, pogrywasz sobie ze mną, najpierw dajesz namiary, potem znikasz, szukałem cię. Byłem na twoim starym mieszkaniu, wyprowadziłaś się. Pytałem tej kobiety, co dałaś mi jej adres, nie zna cię. Wiec pytam jeszcze raz, w co grasz?
- Pamiętasz, gdzie mnie widziałeś, ostatnio?
- Hm… u Maxa, siedziałaś przy barze z jakąś inną…
- Dziwką, tak, dobrze pamiętasz i musisz wiedzieć, że Max wszystko co ci powiedział, wie ode mnie.
- O!? to jesteś jedną z jego kurewek?
- Chyba byłam… Szary z Dzikim dowiedzieli się, że jest informatorem gliniarzy i chcą go sprzątnąć. Max dostał cynk i gdzieś zwiał. Także nie masz już, swojego biura informacji.
- Cóż… nic o tym nie wiedziałem, szkoda, mam nadzieję, że wcześniej wsadzimy tych dwóch, zanim się do niego dobiorą.
- Oby, ale jak będziesz w takiej formie, jak teraz to zawsze będziesz się spóźniał.
- Dobra, dobra, nie martw się o mnie – Miała rację, ale zdenerwowało go, jej ton. – Mów co wiesz, może wtedy ruszymy z miejsca?
- Wszystko już powiedziałam, chyba, że ty wiesz coś więcej, jakiś domysł, nowy trop, czy coś w tym stylu? – powiedziała wstając z hokera.
- Powiedz skąd wzięłaś dane, tej kobiety, śledziłaś ją?
- Przychodziła do restauracji, w której dorywczo pracowałam, Max daje dodatkowe premie za takie informacje, tylko w tym przypadku, wszystkiego mu nie powiedziałam.
- A dlaczego mi?
- Wydałeś mi się w sam raz, indywidualista z nałogami, zapewne działasz trochę niekonwencjonalnie. Nie mówisz o wszystkim, swoim kolegom z pracy. Spodobałeś mi się.
- Zrobiłaś to w taki sposób, jakbyś się bała… czy reszta wie o pani Aldonie?
- Tak, ale właściciel knajpy, był dobrym kumplem Lola i wszyscy bali się powiedzieć coś więcej.
- A ten gość jeszcze nie wrócił z Meksyku, najwyraźniej spodobało mu się tam, ale nie mamy go w swoich kartotekach.
- Taki tam se gość, ponoć od dziecka znali się z Lolem.
- Rozumiem, kolega, że szkolnych lat.
- No, ten bardziej grzeczny. Idę już, zapewne jeszcze się spotkamy.
- Tym razem dasz mi twoje namiary?
- Nie bój, jak co to ja cię znajdę – odpowiedziała z lekką nutą ironii.
Patrzył na nią, aż zamknęła za sobą drzwi, nie podobało mu się, że sobie z nim tak pogrywa. Dużo wie i prowadzi jakąś dziwną grę. Widać, że też poluje na tę niebezpieczną kobietę, gdyby mu wszystko powiedziała, byłoby łatwiej, ale to musi być osobista zemsta.








- O czym myślisz? – zapytała, obejmując go ramieniem.
Spojrzał na nią, ale nic nie odpowiedział. Leżeli oboje, w łóżku przy świetle nocnej lampki. Hotel „Krokus” był typowym miejscem, na ciche romanse. Trzy gwiazdkowy, niedrogi, nikt o nic nie pytał. Wojtek płacił za dobę, a wychodzili po dwóch, trzech godzinach i można było niby tak normalnie wrócić do domu i funkcjonować jak przykładny mąż i ojciec.
- Wiesz… - Chciał jej powiedzieć, że tak dalej być nie może. Było mu z tym źle, że zdradza żonę z jakaś małolatą i nie miał ochoty dłużej tego kontynuować. Niestety bał się, że ona zrobi sobie coś złego i będzie miał ją na sumieniu, a przy okazji cała sprawa może się wydać i straci również żonę. - Przypomniał mi się wczorajszy dokument, który oglądałem wczoraj w telewizji. Był o malarstwie Rembrandt dużo mówili o jego obrazie: „Lekcja anatomii”.
- No i? – Spojrzała na niego z lekkim zdziwieniem.
- Malarz pokazuje zwłoki, pewnego złodzieja. Skazano go na śmierć. Rembrandt się z tym nie zgadza. Przedstawia go w swoim dziele jako postać w jakimś sensie niezwykłą. Wszyscy wokół zwłok, są nimi, można powiedzieć zafascynowani. Po ich twarzach można odnieść wrażenie, jakby ten nieżyjący człowiek ich bardziej fascynował niż życie.
- Hm… znam ten obraz, ale jakoś niespecjalnie mnie interesował, zresztą jak sam Rembrandt. Z tamtego okresu, największe wrażenie wywiera na mnie Caravaggio.
- Tak, wiem, Dawid z głową Goliata. Nie znam się na malarstwie, ale obraz, o którym mówię, bardzo mnie zaciekawił. Chyba z racji mego zawodu.
- No tak, coś w tym musi być, ktoś skazany na śmierć, za kradzież płaszcza – stwierdziła obojętnie, dostrzegając, że jej kochanek, wewnętrznie walczy z sobą. Zapewne nie chce rozmawiać o malarstwie, tylko o tym, że ma już tego dość – Nie teraz, jeszcze nie teraz – mówiła w myślach, z perfidną świadomością, panowania nad całą sytuacją.
- Wiesz… zadziwiające jest to, że spotkaliśmy się w takich okolicznościach, jeszcze niedawno miałam dość życia. teraz również bywają doły, ale zaraz przypominam sobie o tobie i przygnębienie mija.
Spojrzał na nią trochę zmieszany, nie mógł jej teraz powiedzieć, że ich romans, należy jak najszybciej zakończyć, bał się, że może zrobić sobie krzywdę.
- Jak patrzysz tak na mnie to wiem, że musisz już się zbierać.
Pokiwał głową i podniósł się z łóżka, myśląc tylko o tym, by wyjść stąd jak najszybciej.
- Wiem… masz przeze mnie problemy, porządny z ciebie facet, a ja namieszałam, przepraszam… - wtuliła głowę w poduszkę.
Podszedł do niej, dotknął jej włosów.
- Idź już – powiedziała drżącym głosem.
Nie odpowiedział, patrzył tylko w jej stronę, zrobiło mu się jej strasznie żal.
- Idź już! – powtórzyła, tym razem, stanowczym tonem.

Kiedy wyszedł, wyciągnęła głowę z pod poduszki, była zadowolona z siebie. Świetnie to zagrała, jej ofiara, ma coraz większe wyrzuty sumienia, gdyby miała więcej czasu, mógłby go doprowadzić do takiego stanu, że sam skończyłby z sobą, niestety za jakieś dwa, trzy tygodnie, on musi odejść z tego życia, a ona musi obmyślić plan, żeby jak poprzednio, policja miała duży problem z ustaleniem, kto, co i dlaczego?
Zamierzał skontaktować się z Aldoną, nigdy do niej nie dzwonił, starał się na razie trzymać ją z dala od śledztwa, a kiedy jego koledzy z branży zaczęli by go podejrzewać, że prowadzi coś na własną rękę, szybko wy wyniuchali z kim rozmawia przez telefon. Tym razem postanowił to zrobić, zależało mu na czasie, ta dziewczyna nie dawała mu spokoju, najwyraźniej musiała go obserwować, wyczuła moment i kiedy siedział już nieźle wypity, dała o sobie znać w bardzo zagadkowy sposób. Trudno powiedzieć, co nią kieruje czy działa na czyjeś zlecenie, Max się ulotnił i nic mu nie powie, a pani psychiatryczce może grozić niebezpieczeństwo i to z różnych stron.
Wystukał numer, ale nikt się nie odezwał nawet skrzynka z prośbą o pozostawienie wiadomości. Spojrzał na zegarek była siedemnasta dwadzieścia. Jeszcze zdąży odwiedzić ją w przychodni. Narzucił na siebie kurtkę i niemal wybiegł z mieszkania, po czym się wrócił, przypominając sobie, że nie zamknął drzwi na klucz. Potem zdecydowanie przekraczając dozwolona prędkość pędził w kierunku przychodni.
Tam niestety okazało się, że pani Aldona dzisiaj nie przyjmuje, czy jutro, nie wiadomo. W recepcji powiedzieli, że coś pilnego jej wyskoczyło i nie wiadomo, czy będzie w tym tygodniu.
Nie odbiera telefonu, nie ma jej w pracy, zapewne w domu też jej nie zastanie? Nie mniej postanowił to sprawdzić. Być może ktoś ją ostrzegł, że coś jej może grozić, albo zwinęli ją ludzie Szarego i…
Kiedy nacisnął na domofon, tak jak się spodziewał, nikt się nie odezwał. Nie miał pomysłu co robić dalej, ostatnio zbyt wiele kobiet sobie z nim pogrywa, a on stoi w miejscu.
W drodze do domu, zadzwonił telefon, to Michalski, niespecjalnie miał ochotę teraz rozmawiać, ale odebrał, bo być może to coś pilnego.
- Hej, gdzie jesteś?
- A co?
- Mam nadzieję, że nie w żadnym barze.
- Aktualnie wracam do domu, a potem, kto wie…
- W Berlinie w jednym z hoteli znaleziono ciało niejakiego Zenona Morawskiego, pseudonim Max, coś ci ten koleś mówi?
Witek pokręcił głową, mówiąc do siebie – Osz kurwa jego mać -. Potem potwierdził Michalskiemu:
- Tak, to mój dobry informator.
- Chyba, ktoś się musiał o tym dowiedzieć, bo po co by spierdalał za granicę, no i ktoś musiał go sprzedać, nie wiadomo kto go załatwił, ale to męska robota, dwa strzały z bliskiej odległości w tułów i głowę, pistolet z tłumikiem, nikt nic nie słyszał.
- Cóż… szkoda faceta, to Dziki z Szarym, dowiedzieli się, że jest informatorem, zapewne, od którejś z jego dziwek.
- Skąd wiesz?
- Powiedziała mi o tym, pewna młoda dama.
- Uważaj, bo jak będziesz prowadził coś na własną rękę, to oni cię odstrzelą, a nasi zgnoją.
- Wiem, wiem… dlatego też nie bawię się w takie rzeczy.
- Dobra dobra, ja tam nie wnikam, tylko uważaj.
- No przecież uważam, dzięki za informacje.
- Do jutra, tylko baru już nie odwiedzaj.
- Skąd ci to przyszło do głowy, o dziewiętnastej idę na trening.
Trochę zdołowała go ta informacja, na Maxa zawsze można było liczyć, co prawda alfons, ale na swój sposób uczciwy. Dzięki jego informacjom, posadził kilku groźnych zbirów. Był zawsze ostrożny, znał się na ludziach, umiejętnie dobierał współpracowników, tym razem musiała go sprzedać jedna z jego kurewek, może ktoś ja przycisnął i wszystko wyśpiewała? Pomyślał, o tej życzliwej kelnerce, dzięki której, dowiedział się, kto sprzątnął Lola. Wszystko gmatwa się coraz bardziej, jeśli Szary z Dzikim sprzątnęli też panią Aldonę, to będzie miał przesrane, jeśli jego szefostwo się dowie, że nic im o niej nie powiedział. Nie zamierzał jednak, ujawniać tych faktów, chciał jeszcze trochę poczekać, czuł, że coś ciekawego, niedługo się wydarzy.






Siedziała w samochodzie słuchając Judas Priest „Break in the law” lubiła podczas jazdy słuchać coś mocniejszego, stała teraz na czerwonym świetle kiwając do rytmu, głową w pewnym momencie zobaczyła na chodniku Markowskiego rozmawiającego z jakimś młodym mężczyznom. On też wyglądał jakoś znajomo, kiedy zobaczyła jego profil, krzyknęła: Ja pierdole!? – to był Wojtek. Teraz dopiero skojarzyła, że Markowski zawsze z kimś jej się kojarzył. Poczuła przerażenie, nie miała jeszcze stuprocentowej pewności i postanowiła to sprawdzić. Wyświetliło się zielone światło i musiała ruszać. Nie miała już ochoty jechać do galerii po jakiś nowy ciuch. Postanowiła wrócić do domu, trochę ochłonąć, następnie ruszyć w okolice domu Markowskiego i upewnić się, czy jej przypuszczenia są słuszne, czy może są tylko znajomymi, bo ich rodziny się przyjaźnią. Nigdy nie pytała Wojtka o jego rodziców, on też nic jej nie mówił. Nie znała nawet jego nazwiska, kompletnie ją to nie obchodziło. A tu teraz takie coś… Wojtek nie miał jego oczu, przy pierwszym spotkaniu z Markowskim, zaraz by skojarzyła. Budowa ciała, rysy, duże podobieństwo. Nie miała pojęcia jak to teraz rozegrać, Wojtek był dla niej osobą z tego lepszego świata, jedyną jasną postacią w jej mrocznym życiu, nie mogła go skrzywdzić.
Jadąc do domu, wstąpiła do sklepu, gdyż przypomniała sobie, że skończył jej się alkohol, a w takim przypadku, alkohol był niezbędny.
Witek pakując pieczywo do papierowego worka usłyszał kobiecy głos: pół litra Wyborowej i jeden Chivas.
Odruchowo spojrzał w stronę kasy, to była ta dziewczyna, która widział z Markowskim. – Chyba szykuje się mała impreza, we dwoje – pomyślał. Młoda kobieta niemal wybiegła ze sklepu. Witek z czystej ciekawości wyszedł zaraz za nią i chociaż ten głupawy romans nie powinien go obchodzić, pojechał za nią, prowadzony, gliniarskim instynktem czystej ciekawości.



Zatrzymała się na Wileńskiej. Wysiadła, ruszyła w stronę klatki z numerem pięć. Witek odczekał pięć minut i podszedł do drzwi, za którymi zniknęła młoda kobieta. Mieszkań było dziesięć, trudno powiedzieć w którym mieszkała ta młoda uwodzicielka. Zrobiło mu się trochę głupio, że wpadł na taki pomysł, wiedział, że to nie jego sprawa i nawet przed sobą nie potrafi wyjaśnić, dlaczego pojechał za nią, chyba faktycznie istnieje coś takiego jak zboczenie zawodowe i w tym momencie nie było mu z tym dobrze.
Kiedy stał jeszcze przed klatka i w duchu śmiał się z siebie. Młoda kobieta wyszła prawie wpadając na niego. Witek kompletnie się tego nie spodziewał, robiąc w ostatniej chwili, krok w bok. Spojrzała na niego i przypomniała sobie go z feralnego wieczoru. – O kurwa! To ten gość, on mnie śledzi. Czyżby działał na własną rękę, z policją już by mnie dawno mieli – pomyślała zszokowana i szybkim krokiem ruszyła w stronę samochodu. Odpaliła i ruszyła z piskiem opon. Witek jej nie poznał i tylko się uśmiechnął, tłumacząc sobie, że przestraszył ją, bo zapewne też zauważyła go w sklepie. Zapewne teraz, się bardzo denerwuje, myśląc, że jakiś zboczeniec ją śledził. Trochę bokiem mu wyszła ta gliniarska ciekawość.

Agnieszka wiedziała, że teraz przede wszystkim musi pozbyć się tego faceta i musi zrobić to szybko i sprawnie, reszta jest teraz nie ważna. Nie wiadomo w jaki sposób ten koleś ją wytropił, ale teraz zachował się nie profesjonalnie, jak mu się wydaje, że jest Scherlokiem Holemsem, to niech mu się wydaje, jutro będzie po nim. - Pomyślała i pojechała za nim. Jechał dość wolno, więc nie było problemu podążać za nim. Nie mogła jednak jechać zaraz za nim, domyśliłby się, że ktoś za nim jedzie, zachowała bezpieczną odległość by nie wzbudzić podejrzeń. Wjechał na osiedle dwudziestolecia i stanął przed jednym z bloków. Numer budynku, czterdzieści siedem, numeru mieszkania, oczywiście nie mogła się w tej chwili dowiedzieć. Usunięcie go, w tej chwili, też nie było możliwe, musiała znaleźć odpowiedni moment, a to wymagało przygotowania. Ta sytuacja była bardzo ryzykowna, co, jeśli on o niej czegoś się dowiedział i przekazał komuś, albo zamierza to zrobić. Musiała działać, ale niestety, teraz, to było zbyt ryzykowne. Wróci tu jeszcze dzisiaj, ale przedtem postanowiła upewnić się, czy Markowski to ojciec Wojtka, jeżeli tak, to będzie musiała odmówić zlecenia, oddać zaliczkę i pomyśleć, co dalej?

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”