Legenda o powstaniu miasteczka, czyli o Kolbuszu i nieszczęsnym diable Fajferku ( którą Felicja opowiedziała ślimakowi Mateuszowi pewnego zimowego wieczora):
Kiedyś tu była puszcza, że ho ho…a przez nią całkiem na ukos wiodła Zbójecka Droga. Tą drogą jeździli maziarze z mazidłem i kupcy ze swoimi kuframi. Czasem też trafił się jakiś wędrowiec idący byle dalej od swoich dotychczasowych spraw. No i oczywiście zawsze niespodzianie i nieprzewidywalnie pojawiali się na niej zbójcy. A z nimi nie było żartów. Mimo tego nie należało jednak zbaczać z tej drogi, bo tuż obok niej czaiły się młaki i topieliska. Można w nich było przepaść na wieki, nie tylko tracąc tam majątek, ale też i duszę. Bo diabłów kąpało się tam co niemiara. I zbójcy o tym dobrze wiedzieli, a podróżni niekoniecznie…
Wśród tych topielisk trafiały się też i wyspy. Porosłe trawą, a zbudowane z namulisk ulepionych przez nurty rzeczek na pniach powalonych drzew i licho wie na czym tam jeszcze. Gdzieniegdzie na tych wyspach żyli ludzie. Nie nasza sprawa skąd i dlaczego się tu znaleźli, możemy tylko powiedzieć, że wśród nich trafiali się niekiedy także ci dobrej konduity. Jak się wtedy mawiało.
Jednym z nich był Kolbusz. Z opowieści tych, którzy go pamiętali wiemy, że był to mąż niezwykły. Opisywano go różnie, raz tak, a raz inaczej, przytoczymy więc z tych opisów tylko jedno powtarzające się, a więc pewne zdanie: diabły się go bały.
Kiedy wstawał rankiem, przeciągał się i ziewał przed swą lepianką - diabły brały ogony w garście i wynosiły się w największą głuszę. Co tam robiły do późnego wieczora również mało by nas obchodziło, gdyby nie to, że jeden z nich, niedorostek jeszcze, postanowił nie poddawać się tradycyjnej rutynie i wylazł na światło dzienne. Akurat wtedy gdy Kolbusz szedł w krzaki za swoją potrzebą i nie miał nastroju do żartów.
- Czego tu? – spytał tylko, na co diablątko szczerząc ząbki odparło rezolutnie:
- O to samo mogę ciebie zapytać.
- Zaczekaj ino, a dowiesz się niechybnie – warknął Kolbusz i zniknął w chaszczach, a bezmyślne diable cierpliwie czekało na swoje nieszczęście.
Jednakże kiedy Kolbusz ulżył sobie i wyszedł na słońce znacznie już pogodniejszy - wszystko być może rozeszłoby się po kościach. Zobaczywszy diabła prychnął bowiem tylko i chciał go wyminąć, aliści Fajferek ( tak się wabiło diablątko ) miał zgoła inny pomysł na rozpoczynający się dzień bo nie dał się spędzić ze ścieżki.
- Ty jesteś Kolbusz? – spytał durnowato, jakby tego nie wiedział.
- Noo – przytaknął ten z wyraźną godnością .
- Kolbusz, stąd, że się kolebiesz, tak? Czy też może twoje miano wzięło się od kolby, w której destylujesz zacier, że jedzie po całym lesie i wszystkie liście nim cuchną? A najpewniej od tego i tego, bo jak się nabęckasz, to cię kolebie od krzaczka do krzaczka, co nie jeden raz już widziałem – bezrozumnie drażnił los diablik, a Kolbusz stał obok z rozdziawioną zdziwieniem gębą. W końcu otrząsnął się ze swojej niepewności, co ujął lapidarnie:
- Dupe tyko zawracosz, cy guziora sukosz?
- Hy! – prychnął bezczelny młodzik stając w postawie bojowej.
- Acha to jo jus swoje wim! – rozgryzł niespodziewany problem protoplasta Lasowiaków i przylał Fajferkowi tak, że inne diabły zaczęły piszczeć i skamlać po oczeretach, jakby to je, a nie jego tak okrutnie okładał.
Nic jednak tak nie zabolało Fajferka jak ryki zbójeckiej bandy, która przypadkowo trafiła na to lanie i teraz dosłownie pokładała się ze śmiechu na gościńcu, kiedy wpadł łbem w krzaki, które dopiero co odwiedził Kolbusz.
Jak tam po tym wyglądał to wyglądał, dość że odtąd nigdy już nie udało mu się zwieść żadnego zbója z traktu i choćby troszkę sponiewierać w błocie. Kiedy bowiem błysnął ślepiami w ciemności każdy tylko pociągał nosem i zaraz wybuchał śmiechem mając w pogardzie kuszące światełko. Gorzej, bo odtąd nawet dzieciaki wołały za nim Fujferek smrodliwie przekręcając jego piekielne miano. Nie dziw więc, że w końcu skonfundowany ukrył się w którymś z leśnych mateczników na tak długi czas, że niektórzy zaczęli już wątpić w jego istnienie.
/…/
Lata minęły Kolbusz skurczył się, zmalał, aż w końcu rozpłynął się w przeszłości; diablik zaś zmężniał i zhardział, ale zadra w jego pamięci nie uległa zmianie. Piekła tak samo jak ongiś i nadal gwałtownie domagała się zadośćuczynienia za dawną zniewagę. Ale na kim tu się było mścić?
Smętny diabeł wałęsał się więc i wył nocami na resztkach zarastających bagnisk, aż powszechny smutek ogarniał okolicę. Ale, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, więc i ten smutek przeminął, co wcale nie znaczy, że z pożytkiem dla Fajferka ( przezwanego wtedy Frajerkiem ) i dla Kolbuszowej również.
/…/
Kolbuszowej dlatego, że z czasem obok kuczy Kolbusza sklecono inne budy. Lepsze i gorsze w zależności od pomysłów i sił, choć - nie łudźmy się – także od środków płatniczych. Tych wywodzących się zapewne - jak to sugeruje nazwa - od "płatnerzy", którzy prawdopodobnie płatali tu zabłąkanych podróżnych. Ale czy to pewna etymologia wiedzą jedynie nieliczne dęby, jakie przetrwały z tamtego czasu. Niestety szum liści przestał być w pełni zrozumiały odkąd wyprowadziły się z lasu krasnoludki, biegle tłumaczące ten język na gwarę lasowiacką. Pewnym jest natomiast, że zbiór przykolbuszowych chałup nazwano „Kolbuszową” i to bynajmniej nie dla uczczenia Kolbusza, lecz - jak uparcie twierdzą złośliwcy - dla wspomnienia jego żony...a czemu, to już całkiem inna historia.
-
- Nasze rekomendacje
-
-
UWAGA!
JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
admin@osme-pietro.pl
PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
-
- Słup ogłoszeniowy
-
-
"Wszyscy, którzy zachowali ojczyznę, wspierali ją, pomnażali, mają wyznaczone w niebie określone miejsce, gdzie szczęśliwi rozkoszują się życiem wiecznym".
Cicero "De re publica"
JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
Legenda o powstaniu miasteczka
- Ryszard Sziler
- Posty: 409
- Rejestracja: 04 cze 2013, 09:00
- Lokalizacja: Kolbuszowa
- Płeć:
- Kontakt:
Legenda o powstaniu miasteczka
Ostatnio zmieniony 04 lut 2022, 16:42 przez Ryszard Sziler, łącznie zmieniany 3 razy.
- eka
- Posty: 18444
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Legenda o powstaniu miasteczka
Pikna historyja.
Kolbuszowa, bo kele buszu urosła : )
Kolbuszowa, bo kele buszu urosła : )
- Ryszard Sziler
- Posty: 409
- Rejestracja: 04 cze 2013, 09:00
- Lokalizacja: Kolbuszowa
- Płeć:
- Kontakt:
Legenda o powstaniu miasteczka


- eka
- Posty: 18444
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Legenda o powstaniu miasteczka
Opowiesz?Ryszard Sziler pisze: ↑04 lut 2022, 05:58Pewnym jest natomiast, że zbiór przykolbuszowych chałup nazwano „Kolbuszową” i to bynajmniej nie dla uczczenia Kolbusza, lecz - jak uparcie twierdzą złośliwcy - dla wspomnienia jego żony...a czemu, to już całkiem inna historia
- Ryszard Sziler
- Posty: 409
- Rejestracja: 04 cze 2013, 09:00
- Lokalizacja: Kolbuszowa
- Płeć:
- Kontakt:
Legenda o powstaniu miasteczka
Proszę bardzo
:
Czy coś się może zaczynać ni z tego ni z owego? Oczywiście, że może; właściwie większość zaczyna się bez żadnej sensownej racji ( jak chociażby życie, czego dowodzą współczesne feministki, które poddawszy się emocjom przeoczyły zabezpieczenie się przed nim). Nie może więc dziwić Czytelnika to, że ta historia zaczęła się od najzwyczajniejszego dłubania w nosie. Jest to, zauważmy, zajęcie jak każde inne, a może nawet szlachetniejsze, bo wybitnie skupiające uwagę, kierując ją ku zainteresowaniom poznawczym ( a bywa, że zgoła mistycznym ) wybitnie wzmacniającym przeżycia.
Zdarzyło się więc, że nasz dawny i przyszły bohater siedział przed prasłowiańskim totemem świątynnym i dłubał sobie w nosie sięgając możliwie głęboko do jednej lub drugiej jego dziurki. A żeby obraz jego zajęcia był pełny musimy tu wspomnieć o równie głębokim wzdychaniu, które uzupełniało treściwe: „Oj doloż ty moja dolo!” rzucane niekiedy w przestrzeń, głuchą na to wezwanie jak stojący obok pień rzeźbiony w światowidowe gęby. Aliści on to właśnie przyczynił się do zastanawiającej historii Kolbuszki ( żony Kolbusza oczywiście ) i tego co z niej wynikło. Traf chciał bowiem, że pilna potrzeba medytacji zwiodła ją w pobliże świętego gaju właśnie w chwili, gdy Fajferek cierpiał tam egzystencjalnie. Chcąc nie chcąc białogłowa usłyszała więc jego jęki i nim jeszcze pojęła kim on jest, już zaczęła litować się nad jego biedą z całego swego niewieściego serca. Bowiem jej wyróżniającą cechą była empatia, która czasami bywa zabójcza, szczególnie jeśli współczuje się diabłu, jak to właśnie się stało.
- Cóż ci to malutki? – spytała baba łzawo .
- A…
Tu niestety Fajferek wiedząc dobrze z kim rozmawia i pomny na swoje niedawne upokorzenie odpowiedział jej zgoła wyjątkowo szpetnie, że aż nie godzi się tego cytować.
- Toś ty taki psi synu! – wyrnęła na niego Kolbuszka, gdy otrząsnęła się z osłupienia – Ty capie niechrzczony, ty …
I tu ona z kolei wyraziła swoją rozbudowaną opinię o niewdzięcznych chłopach, poczynając,od mizernego ogona Fajferka, a kończąc na rozpoczętym praniu , czyli na tym co dla niej było rzeczywiście ważne (z uwypuklonym lejtmotywem nieszczęsnego kobiecego losu) ; czego również nie sposób dosłownie przytoczyć, nawet przy wprowadzeniu do relacji chwilowego zapowietrzenia się baby.
A jednak ta właśnie niewątpliwie paskudna wymiana zdań zapoczątkowała powstanie miasta, co może kiedyś szerzej objaśnię. Tyle mogę rzec teraz, że usłyszał ją był pewien podróżujący tędy książę, a właściwie jego sługa, który akurat zakładał odpadłe od kolasy koło i zaśmiewając się streścił ją potem swemu jaśniepanu.
- Diabeł powiadasz? I baba powiadasz? W tamtym mateczniku, powiadasz? Toż to lepsze niż łażenie po rzymskich katakumbach… A nie zwodzisz ty mnie błaźnie, co? Nie?! No to zawracajże a chyżo! – huknął w odpowiedzi jaśniepan.
Zawrócił i założył sobie miasto; od Kolbuszki – Kolbuszową zwane.

Czy coś się może zaczynać ni z tego ni z owego? Oczywiście, że może; właściwie większość zaczyna się bez żadnej sensownej racji ( jak chociażby życie, czego dowodzą współczesne feministki, które poddawszy się emocjom przeoczyły zabezpieczenie się przed nim). Nie może więc dziwić Czytelnika to, że ta historia zaczęła się od najzwyczajniejszego dłubania w nosie. Jest to, zauważmy, zajęcie jak każde inne, a może nawet szlachetniejsze, bo wybitnie skupiające uwagę, kierując ją ku zainteresowaniom poznawczym ( a bywa, że zgoła mistycznym ) wybitnie wzmacniającym przeżycia.
Zdarzyło się więc, że nasz dawny i przyszły bohater siedział przed prasłowiańskim totemem świątynnym i dłubał sobie w nosie sięgając możliwie głęboko do jednej lub drugiej jego dziurki. A żeby obraz jego zajęcia był pełny musimy tu wspomnieć o równie głębokim wzdychaniu, które uzupełniało treściwe: „Oj doloż ty moja dolo!” rzucane niekiedy w przestrzeń, głuchą na to wezwanie jak stojący obok pień rzeźbiony w światowidowe gęby. Aliści on to właśnie przyczynił się do zastanawiającej historii Kolbuszki ( żony Kolbusza oczywiście ) i tego co z niej wynikło. Traf chciał bowiem, że pilna potrzeba medytacji zwiodła ją w pobliże świętego gaju właśnie w chwili, gdy Fajferek cierpiał tam egzystencjalnie. Chcąc nie chcąc białogłowa usłyszała więc jego jęki i nim jeszcze pojęła kim on jest, już zaczęła litować się nad jego biedą z całego swego niewieściego serca. Bowiem jej wyróżniającą cechą była empatia, która czasami bywa zabójcza, szczególnie jeśli współczuje się diabłu, jak to właśnie się stało.
- Cóż ci to malutki? – spytała baba łzawo .
- A…
Tu niestety Fajferek wiedząc dobrze z kim rozmawia i pomny na swoje niedawne upokorzenie odpowiedział jej zgoła wyjątkowo szpetnie, że aż nie godzi się tego cytować.
- Toś ty taki psi synu! – wyrnęła na niego Kolbuszka, gdy otrząsnęła się z osłupienia – Ty capie niechrzczony, ty …
I tu ona z kolei wyraziła swoją rozbudowaną opinię o niewdzięcznych chłopach, poczynając,od mizernego ogona Fajferka, a kończąc na rozpoczętym praniu , czyli na tym co dla niej było rzeczywiście ważne (z uwypuklonym lejtmotywem nieszczęsnego kobiecego losu) ; czego również nie sposób dosłownie przytoczyć, nawet przy wprowadzeniu do relacji chwilowego zapowietrzenia się baby.
A jednak ta właśnie niewątpliwie paskudna wymiana zdań zapoczątkowała powstanie miasta, co może kiedyś szerzej objaśnię. Tyle mogę rzec teraz, że usłyszał ją był pewien podróżujący tędy książę, a właściwie jego sługa, który akurat zakładał odpadłe od kolasy koło i zaśmiewając się streścił ją potem swemu jaśniepanu.
- Diabeł powiadasz? I baba powiadasz? W tamtym mateczniku, powiadasz? Toż to lepsze niż łażenie po rzymskich katakumbach… A nie zwodzisz ty mnie błaźnie, co? Nie?! No to zawracajże a chyżo! – huknął w odpowiedzi jaśniepan.
Zawrócił i założył sobie miasto; od Kolbuszki – Kolbuszową zwane.
Ostatnio zmieniony 07 lut 2022, 08:17 przez Ryszard Sziler, łącznie zmieniany 7 razy.
- eka
- Posty: 18444
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Legenda o powstaniu miasteczka

Superanckie

Dzięki Ci wielkie i bardzo.
- Ryszard Sziler
- Posty: 409
- Rejestracja: 04 cze 2013, 09:00
- Lokalizacja: Kolbuszowa
- Płeć:
- Kontakt:
-
- Posty: 554
- Rejestracja: 28 lis 2016, 22:03
Legenda o powstaniu miasteczka
Widzę, że Waszmość wyznajesz zasadę, jakoby przedstawiciele czarnej strony wieczności trunkami pogardzali. Szczepanowi się to podoba. Moje bieszczadzkie biesy wody rozmownej takoż nie tolerują.Ryszard Sziler pisze: ↑04 lut 2022, 05:58- Kolbusz, stąd, że się kolebiesz, tak? Czy też może twoje miano wzięło się od kolby, w której destylujesz zacier, że jedzie po całym lesie i wszystkie liście nim cuchną? A najpewniej od tego i tego, bo jak się nabęckasz, to cię kolebie od krzaczka do krzaczka, co nie jeden raz już widziałem – bezrozumnie drażnił los diablik...
Czytało się miło i lekko. A Kolbuszową pamiętam z dawnych lat. Podobno Kolegiatę wyremontowano.