• Nasze rekomendacje
  •  
    UWAGA!
    JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
    admin@osme-pietro.pl
    PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
     
  • Słup ogłoszeniowy
  •  
    Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
    Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.

    Benjamin Franklin

    UWAGA!
    KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!

    Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
    A oto wyniki



    JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
     

FELICJA ( rozważania podczas ucieczki 25 ) - uzupełnienia 3

Wszystko, co wydaje się za krótkie...
ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Ryszard Sziler
Posty: 409
Rejestracja: 04 cze 2013, 09:00
Lokalizacja: Kolbuszowa
Płeć:
Kontakt:

FELICJA ( rozważania podczas ucieczki 25 ) - uzupełnienia 3

#1 Post autor: Ryszard Sziler » 25 cze 2021, 06:06

*

- A tam nad źródełkiem, na piaszczystym wzgórku dzięcielina mi pała. Nie wiem po co macierzance pała, ale tak zapisano w starych manuskryptach i musi być to prawda, bo w manuskryptach byle czego nie zapisywano, iż, że , albowiem pergamin był niezwykle drogi. Taki drogi, że za niewielką jego ilość krowę można było kupić, a krowa to przecież spore bydle. Teraz czasy się zmieniły i nie tylko że pergaminu nie ma, manuskryptów nikt nie pisze, ale nawet krowy wytracili i jedynie gdzieniegdzie nadal macierzanka się krzewi o swoim niepowtarzalnym zapachu. Kocham się w onej dzięcielinie tarzać, bo pachnę potem jak woda Chanel Chance Eau Tendre (a może być, że nawet ładniej) z marketu pani Zosi, w którym niegdyś mieszkałam – rzekła mysz rozkoszując się późnym letnim popołudniem.

*
- Tak mnie te cholerne komary pokąsały, że musiałam wpierw moczyć ogon w wodzie z miętą, a potem obłożyć go krwawnikiem i babką. Nie dość, że cierpię fizycznie, to jeszcze naraziłam się na taką śmieszność , że żaby do teraz rechoczą urągliwie na mój widok. Oczywiście powiedziałam im co myślę o ich udziale w redukcji zagrożeń. Odpowiedziały mi, że komar to nie jest danie, a ewentualna przystawka i one nie mają zupełnie ochoty na monosmakowy szwedzki stół; a w ogóle to nic mi do ich diety. Jeżeli tak bardzo przeszkadzają mi komary to one mi radzą sprowadzić sobie do dziupli jaskółki, a te na pewno zrobią porządek z komarami i ze mną. Takie mam przyjemniutkie sąsiadeczki. Zwykłe wredoty bajorne, że szkoda mówić, ech, a ja im chlebka nakruszyłam, kiedy mi spleśniał… - wyrzekała mysz tuląc tkliwie do brzucha obolały ogon.

*
- Widzę, że coś nieszczególne było dziś polowanko, bo przecież, jak mi się zdaje, do świtu jeszcze daleko – powiedziała Felicja rozbudzona skrobaniem nietoperzowych pazurków nad swoją głową.
- Faktycznie, nie całkiem udane – westchnął gacek.
- A to z powodu?
- Wynikły pewne przyczyny obiektywno- subiektywne.
- A bardziej szczegółowo można?
- A niech ci będzie…To przez te przebiegłe ćmy. Wpierw zastosowały ograny manewr oskrzydlający przechodząc następnie w rozsypkę, a kiedy zacząłem je okrążać kominem, poszły w dół spiralami, co mnie wyjątkowo mocno dezorientuje, ale nie zniechęca. Niestety wtedy pojawiły się niedźwiedziówki i to przesądziło sprawę.
- A cóż to za bohaterki?
- Żadne tam bohaterki! Wręcz przeciwnie, to podstępne fałszerki , które zmieniły rycerskie zmagania w farsę.
- Bo…?
- No wiesz - z ociąganiem poinformował mysz gacek – one wysyłają głosy łudząco podobne do naszego nietoperzego sygnału alarmowego…
- Ach, rozumiem - uciekłeś.
- Wycofałem się po prostu, bo nie byłem pewny czy to ktoś z rodziny nie ostrzega przed sową. A teraz o głodzie…
- Wytrzymasz do rana; rano nałapię ci much, które wygrzewają się na korze. Zapowiada się wielodniowa pogoda, bo winniczki poprzyczepiały się do czego się tylko dało i zamurowały wejścia do swoich domków, więc much będzie dużo.
- I nie naśmiewasz się ze mnie? – bardziej stwierdził niż spytał nietoperz.
- Mało wiesz o mnie. A teraz cicho, bo dalej śpię. – mruknęła mysz i tym skończyły się ich nocne pogaduchy.

*
- Czemu ty Filipie siedzisz w tym podagryczniku i tak się głupio uśmiechasz? – spytała Felicja żółwia.
- Prawda, że głupio! - ucieszył się Filip.
- Owszem, ale dlaczego?
- Bo jestem znów młody Felicjo! – wykrzyknął – We wspomnieniach oczywiście – dodał ze smutkiem.
- No to sobie bądź, a ja tymczasem idę posmakować rdestu.
- Ech, cóż to były za czasy – rozmarzył się żółw – A wiesz ty mała, że właśnie wtedy gdy byłem najszczęśliwszy miałem zamiar również objeść się rdestem. Najeść się go ile wlezie, i tym posiłkiem zakończyć swoją egzystencję, bo jak wiesz rdest ostrogorzki szkodzi wszystkim zwierzętom poza myszami.
- Ty, taki mądry, chciałeś…?!
- Bo byłem bardzo nieszczęśliwy…
- Szczęśliwy - nieszczęśliwy… Nic nie rozumiem.
- Taka jest młodość Felicjo. Taka jest młodość.
- Doprawdy? No to ja ją całkiem inaczej przeżywałam – mruknęła mysz – Dobra. Rdest może poczekać. Opowiadaj.
- Wszystko w koło śpiewało jak dzisiejszego poranka, kiedy właśnie w takim podagryczniku jak ten spotkałem niewielką skromną żółwiczkę, która zrobiła na mnie wstrząsające wrażenie swą nieśmiałą urokliwą szarością. Powiadam – wstrząsające – i wiem co mówię. Przeszliśmy jedynie obok siebie ale odtąd marzyłem, żeby ją poznać bliżej, jednak moje ciało nie chciało. ( No proszę zaczynam nawet mówić wierszem jak wtedy!) Kiedy ją widziałem nogi robiły mi się jak z waty i drżały, zaś serce podchodziło do gardła i tkwiło tam jak wielki kluch utrudniając przełykanie śliny i uniemożliwiając wypowiedzenie choćby jednego słowa. Stałem i gapiłem się, jak przysłowiowe ciele na malowane wrota. Nigdy czegoś takiego nie przeżywałem jak tylko wtedy i właśnie przy niej. Ot i to wszystko. Chociaż jednak nie całkiem wszystko, bo zdarzył się na szczęście lub nieszczęście (czego dotąd nie wiem), taki dzień, kiedy ona widząc moje cierpienia postanowiła jak to mówią: wziąć inicjatywę w swoje ręce, bo chyba nie byłem jej całkiem obojętny, choć tak właśnie myślałem. Któregoś więc dnia chcąc stać się (według siebie) piękniejszą pokolorowała sobie krzykliwie skorupę, co już niemile zaskakiwało nieoczekiwaną obcością, i zapytała mnie o coś schrypniętym ze wzruszenia głosem, który wydał mi się odrażający. No i wyobraź sobie Felicjo - wszystko wtedy nagle mi przeszło! Nogi ponownie się usztywniły, serce wróciło na swoje miejsce. Coś tam bąknąłem i poszedłem w swoją stronę zostawiając ją zdumioną na ścieżce. Potem zrozumiałem mój błąd widzenia, ale było już za późno na cokolwiek, bo zdarzyło się oberwanie chmury i woda zabrała ją daleko stąd. Podobno żyje gdzieś aż za lasem, założyła rodzinę i ma się całkiem dobrze. Ja także zresztą i niczego nie pragnąłbym zmieniać, ale przyjemnie jest wskrzeszać tamte wzruszenia, szczególnie o takim poranku jak dzisiejszy – roześmiał się Filip.
- I co ja mam na to powiedzieć? Że czasem nie warto się upiększać, tak? – spytała mysz.
- A musisz coś mówić? – zdziwił się żółw.

ODPOWIEDZ

Wróć do „OKRUCHY PROZATORSKIE”