- Obrywam filtra i pakuję niedopałek do, ociekającej smołą, szklanej lufki. Zaciągam się aż po pępek.
Załatwiam mu przysługę na planecie krążącej wokół błękitnej Vegi. To może nie tyle przysługa, co spłata długu. Proksi są świetni w zamianie ziemskich nawyków żywieniowych. A ja chodziłem ostatnio niedożywiony. To ten brak środków płatniczych. Teraz już ich nie potrzebuję. I kończyna mi odrosła. Fantomatycznie, ale przecież. Pożywienie pachnie nęcąco i samo przychodzi do mnie. Przy tym, można z nim czasami interesująco pogadać, lub zabawić się przed konsumpcją.
Z piątej Vegi mam ściągnąć na Proximę pewne superinteligentne zwierzę, które posiada jakieś tam naukowo mistyczne znaczenie dla Proksów. O ile się zorientowałem, interesuje ich osad, który wydziela się z zielonkawej cieczy wyciskanego ręcznie soku z korpusów Vegańczyków. Podobno wieszczy do tyłu w czasie.
Do tyłu? Komu potrzebna jest prawdziwa historia? Jest jak jest, a było jakoś tam.
Z tym wyciskaniem to może niezupełnie ręcznie, bo Proksi zamiast rąk posiadają dwie podobne do słoniowych trąby.
Nie przeszkadza mi specjalnie, że mój tryb życia zmienili na nocny, a słońce Sol mnie teraz zabija. Tak jak drewniane kołki, zresztą. Tylko dlaczego krzyże? Proksi obiecali coś na to poradzić (podobno Jezus nawet dla nich jest póki co nie do obejścia), chyba że z Syriusza A sprowadzę dla nich krzemowoorganiczny, metażywy żyrożuloskop wskazujący sposoby i inne bogate gwiazdy w galaktyce. Może nawet poza galaktyką.
- Przypalam kolejnego peta. To był kiedyś Camel. Czy łyknąć jeszcze, zanim wstąpię w portal fontanny miejskiej?
Ale z którego naczynia?
Osiołkowi w żłobie dano...
Na razie łykam z flaszki Parkową. Przyda się też do dezynfekcji tętnic szyjnych. Trzeba dbać o higienę spożywania.