• Nasze rekomendacje
  •  
    UWAGA!
    JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
    admin@osme-pietro.pl
    PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
     
  • Słup ogłoszeniowy
  •  
    Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
    Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.

    Benjamin Franklin

    UWAGA!
    KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!

    Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
    A oto wyniki



    JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
     

B A Ś Ń P O D R Ó Ż N A czyli tam i z powrotem / 5 /

Tu piszemy powieści w odcinkach
ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Ryszard Sziler
Posty: 409
Rejestracja: 04 cze 2013, 09:00
Lokalizacja: Kolbuszowa
Płeć:
Kontakt:

B A Ś Ń P O D R Ó Ż N A czyli tam i z powrotem / 5 /

#1 Post autor: Ryszard Sziler » 27 maja 2019, 06:25

*


Rozdział piąty,
czyli o tym dlaczego jest tak a nie inaczej i jak przeciwdziałać kłopotliwej syntezie.


Wcześniej, gdy niebo przestało być czarne i jak lubią poeci stało się najpierw granatowe z czymś zielono połyskującym po jednej stronie, a potem płowiało, płowiało aż do niezdecydowanego błękitu - wstał świt. Wtedy gdzieś tam na krańcu naszej opowieści z zakamarków nocnych wyjechał cygański wóz z niebieskimi firankami i kiwającym się na koźle cieniem. Daleko w różowawej mgle pojawiały się i znikały czyjeś pochrapujące jeszcze domy a on, jechał przed siebie skrajem pól, jak się wydawało, bez konkretnego celu.

- Ej! Ty! Dzisz?! – zawołał ktoś nocnym zmęczonym głosem.

- Co jest? – odburknął ktoś inny.

- Się popatrz. Dział to kto, żeby bez konia jechał?

- Mnie tam co do niego? – zaskrzeczało z rowu – Z koniem czy bez, a podwieźć może. Hej tam, kumie! Kumie! A podwiezieszże mnie?

W odpowiedzi wóz nieprzyjemnie zaskrzypiał, przejechał nasyp kolejowy i potrącając błędne ogniki ( - O tej porze błędne ogniki, też coś! – skrzypnął ) wtoczył się w łąki. Następnie podzwaniając pogardliwie łańcuchem wlokącym się przy dyszlu minął brzozowe zagajniki zajęte bez reszty swoimi rozwijającymi się liśćmi i minął powracające do domu żaby z obwiązanymi gardłami. Mijał także te wszystkie niepotrzebne nikomu niezwykłości , które tak nas zachwycają szczególnie wiosną. W końcu jego podzwanianie rozpłynęło się w oddali i nie sposób go już było słyszeć z przydrożnego rowu.
Zastygłe w zdumieniu ogniki świt zamienił w rosę i obsypał nią trawy.

Na wóz cierpliwie czekała kuźnia za piątym czy szóstym rozlewiskiem licząc od szpaleru topól przy Dawnej Drodze. Bardzo już stara i niezupełnie normalna. Patrzyła swoim jednym oknem w głąb piaszczystego traktu chowającego się teraz w zamglonych łąkach i pokaszliwała. Poza oknem zasnutym bielmem pajęczyny miała jeszcze dach potargany przez jesienie i kuny, a w środku zapach wygaszonych iskier i zwariowany młot w kącie, który po północnym uderzeniu zegara wydudniał piosenkę swojej młodości o bagnetach i swobodzie.

- Bum – bu – bum-bum-bum-bum-bum-bum
Bu – buuuuuuuuum. Buuuuuuuummm. Bum!...

Kiedy niebo porysowało się wykrzyknikami błyskawic kuźnia zaczęła się niepokoić. Z wystygłego paleniska powyłaziły wszystkie złe myśli i niedobre przeczucia. Usiadły rządkiem na krokwiach, patrzyły w łąkę, która stała się już tak mała, że można było zobaczyć jej koniec i chichotały. Kuźnia mruknęła niechętnie i strząsnęła je na podłogę między przerdzewiałe hufnale, resztki koła wiekowej karocy i dzwonek od sań, który znał wszystkie przydrożne karczmy zimowych gościńców. Nim wygramoliły się ponownie spróbowała myśleć o tym, o czym myśli się tuż przed deszczem w początkach kwietnia, wiedząc, że po nim na pewno już przy południowej ścianie zakwitnie kępka oswojonych fiołków.

A szarość zabierała sobie coraz więcej łąki, po to by opowiadać rozkapryszonej ciepłem zieleni przekorną baśń o powrocie zimy.
Deszcz ze śniegiem zaglądał już w kąciki okna, gdy kuźnia zobaczyła wóz z najeżoną plandeką, pędzący na złamanie dyszla o pół koła przed szalejącą za nim burzą. Wiatr gnał przed nim chmurę zgarniętych z łąki tamtegorocznych resztek i trąbił w trzcinach wiosenną pobudkę. Niedobre przeczucia same pospadały w niepamięć, a kuźnia otworzyła resztki swoich drzwi z takim rozmachem, że na stryszku obudził się śpiący puchacz. Nieprzytomnie rozglądnął się dookoła, potrząsnął swoją małżonką i mruknął :

- Ćć-cie. Diabli nadali diabła i to wszystko na co je stać.

I zasnął. A żona nie potrafiła zasnąć już do zachodu.

A potem była już tylko burza. Taka, jakiej potrzebuje każda wiosna, żeby rozwinąć się kwietnie.


*


Buty Amadeusza marszcząc noski wąchały wilgoć. A wilgotne było wszystko począwszy od Michała Gabriela, który wyżymając sobie kołnierz mruczał :

- Nawet nie przypuszczacie ile może się w nim zmieścić deszczu. Założyłbym się, że prawie z całej chmury.

Szałaputka tymczasem wysuszały jego własne gorące myśli. Gdy burza kończyła wypłukiwanie natrętnych wspomnień o zimie nawet z najgłębszych mysich nor stały się one już tak chaotyczne i przyspieszone, że gdyby się je chciało koniecznie zapisać, wyglądałoby to mniej więcej tak :
„Oo…nie będę taki głupi żeby zostawać królem, cieknie tu jak z rynny, tylko nie królem, wszyscy przede mną zrobili to głupstwo i zostali królami i po co im to było, o czym mówi ten Amadeusz, wsuwali korony na uszy tak że potem nie mogli ich zdjęć nawet do snu, tak było z nimi wszystkimi po kolei kwiatuszku najdroższy, i ci zachłanni Jaśkowie złota złota wołali, nie chcę złota mogę ci to przyrzec, nie lubię piorunów, o znowu i znowu, to dopiero piorun i jak blisko, och jakże ta burza się przeciąga, zrobię ci miejsce tylko dla ciebie kochany takie wyłożone czymś bardzo miękkim i miłym i tam sobie będziesz mieszkał i nie rozstaniemy się nigdy, tylko ty i ja nikt więcej, czy to prawda że wystarczy cię poprosić a dasz wszystko czego się pragnie, tak ale jeszcze nie teraz nie teraz dopiero jak sobie pójdą ci dwaj wtedy zaszalejemy na całego ale nie bój się, co za ulewa co za ulewa, nie będę cię zamęczał i tylko czasami poproszę lekko pocierając twoje płatki bardzo leciutko jak Aladyn lampę, zobaczysz, ale dlaczego nie chciała ciebie ta wąsata pokraka dlaczego wybrała dzban zamiast ciebie, nic z tego nie rozumiem, ja bym zawsze tylko ciebie wybierał z całego świata tylko ciebie wiesz że tak…”

W tym czasie wiatrak już rozgarniał skrzydłami chmury szukając słońca, a Amadeusz z Michałem Gabrielem rozmawiali o tym, co przynoszą ze sobą burze.

- Znalazłem kiedyś zaraz po jej odejściu baryłkę rumu, takiego prawdziwie pirackiego – powiedział Michał Gabriel. - Zapewniam cię, że przed burzą nic tam nie pachniało rumem.

- Tak – przytaknął Amadeusz – burze wloką ze sobą bagaże nie tylko podręczne. Czasami więc coś się im zgubi. A zguby bywają rożne. Raz jest to kolczyk pirata, a kiedy indziej baryłka rumu, a zdarza się, że są to…

- Zwykłe kałuże – skrzywił się Szałaputek. A w myślach dodał : „Jacy oni są przyziemni. Jacy śmieszni. I jak to dobrze, że spotkałem ciebie kwiatuszku” – dotknął kwiatu z czułością. „Wystarczysz mi za cały świat!”

Deszcz był już tak mały, że można go było schować do kapelusza. Amadeusz wzruszył ramionami i ziewnął, wytknął ogon przez szparę w deskach i czekał na ostatnią krople burzy.

- I..iiiiii…. - dopingował Michał Gabriel – Jest!

- Jest! – przytaknął Amadeusz wciągając ogon.

„Deszcz kończący się na szczurzym ogonie. Wstrętne!” – pomyślał Szałaputek – „Gdybym był burzą na pewno miałbym zapasową błyskawicę w zanadrzu.”

I zaraz po tej dość niesympatycznej refleksji wrócił do przerwanego wątku zachwyceń nad swoją przyszłością, z tym że teraz już znacznie spokojniej:

„Do tej pory było wszystko inne i ja. Odtąd jestem Ja i wszystko inne ! – wyjaśniał sobie.
- Zawsze byłem spychany na margines. Lekceważony, potrącany szyderstwami, zasypywany niekończącymi się pretensjami o to, że nie latam, przy jednoczesnym przycinaniu skrzydeł… Teraz będzie inaczej. Całkiem inaczej – przekonywał siebie. Nie będzie już takiego małego czegoś, które można celowo lub przez nieuwagę nadepnąć. Nie będzie krasnoludka, a prawdziwy Krasnolud. I to taki, któremu nawet wierzby będą się kłaniały, kiedy będzie szedł drogą. A niby dlaczego nie?! – snuł butne myśli - Och, kwiatuszku! Znajdowali cię już różni. Jakieś tam Jaśki, Wojtki, Jacki i marnowali swą szansę. Królami chcieli być. Głupcy. A po cóż mi królestwo i królowanie? Co już mówiłem wcześniej.” – dodał szybko, bo kwiat zaczął się niespokojnie wiercić i łaskotliwie marszczyć.
„Nie, nie chcę prostackiej żarłoczności. Ja chcę – Wiedzy. Pragnę poznawać, rozumieć, wiedzieć – tego chcę właśnie. Pojmujesz kwiatuszku?”
Tu ucałował kwiat, a ten wzdrygnął się z odrazy i gwałtownie skurczył.
„Ot, chociażby wiedzieć…czym jest woda…”- ciągnął skrzat.
Woda – zagadało nagle natrętnie w głowie Szałaputka - tlenek wodoru; nazwa systematyczna IUPAC: oksydan – związek chemiczny o wzorze H2O, występujący w warunkach standardowych w stanie ciekłym. W stanie gazowym wodę określa się mianem pary wodnej, a w stałym stanie skupienia –lodem. Słowo woda jako nazwa związku chemicznego może się odnosić do każdego stanu skupienia. Woda jest bardzo dobrym rozpuszczalnikiem dla substancji polarnych. Większość występującej na Ziemi wody jest „słona” (około 97,38%), tzn. zawiera dużo rozpuszczonych soli, głównie chlorku sodu. W naturalnej wodzie rozpuszczone są gazy atmosferyczne, z których w największym stężeniu znajduje się dwutlenek węgla. Woda występująca w przyrodzie jest roztworem soli i gazów. Najwięcej soli mineralnych zawiera woda morska i wody mineralne; najmniej woda z opadów atmosferycznych. Wodę o małej zawartości składników mineralnych nazywamy wodą miękką, natomiast zawierającą znaczne ilości soli wapnia i magnezu – wodą twardą. Oprócz tego wody naturalne zawierają rozpuszczone substancje pochodzenia organicznego, np. mocznik, kwasy humusowe itp…”
„Chwileczkę, chwileczkę…Zaraz, zaraz… Spokojnie… To miał być tylko przykład”- zawołał w myślach krasnal – „Definicja wody nie ugasi żaru wszystkich moich pytań. Ja chcę wiedzieć po co, dlaczego, wszystko…”

- O matko moja! – wrzasnął nagle łapiąc się oburącz za głowę – Nie! NIE (!) NIE WSZYSTKO (!)
- Ufff! Noo…To tak tylko mi się zawołało. Tak tylko – powiedział szybko do zaskoczonych tym wybuchem współwędrowców jakby owo „tak tylko” miało cokolwiek tłumaczyć.

- Nic ci nie jest? – zatroskał się Zbieracz.

- Ależ skąd. Pewnie, że nic. Tak sobie tylko rozmyślam o wszystkim…O tajemnicach wiatraka i świata, i w ogóle…No ale o wszystkim naraz nie da się myśleć jednocześnie. – zapewnił Szałaputek pospiesznie i niezbyt sensownie, słysząc jednocześnie w swojej głowie zgrzytliwy szelest kwiatu :

„Ty tam, zastanawiaj no się nad tym o co prosisz, bo więcej nie zamierzam korygować twoich urojeń. Jasno się wyrażam?”

„Ale przecież…- zbierał myśli Szałaputek – przecież… Ty mówisz?!” – nagle znów nieomal wykrzyknął.

„I masz szczęście, że mówię. Dzięki temu dowiesz się wiele na swój temat malizno.”

„No co też ty? Telepatyczne, czy jak ?”

„Tak czy siak, nie twoja rzecz; ważne, że odtąd nie ma poprawek. Dotarło to tam do twojego poziomu?”

„W każdej instrukcji obsługi czarodziejskich kwiatów piszą, że kwiat ma służyć bohaterowi.
Więc ja – żądam; ty – wykonujesz.”– napuszył się krasnal.

„Po pierwsze : ty prosisz – poprawił go kwiat - a ja ewentualnie spełniam. Po drugie jakiż z ciebie bohater niziołku?

Wziąłeś mnie – szczęście to twoje, ale pamiętaj o tym, że kto mnie ma, ten wszystko może, co chce, tylko z nikim i nigdy swoim szczęściem dzielić się nie wolno…”- tak twój kwietny pradziad informował pewnego Jacka, co podsłuchał był niejaki pan Kraszewski, więc się wszystko wydało – objaśnił skrzat.

„Słuchaj no przemądrzały pokurczu – warknął kwiatek w głowie krasnala – „TERAZ jest tak jak ja mówię, a przy wątpliwościach możesz mnie cmoknąć w łodyżkę.”

„Ależ!..”

„Nie zawracaj mi kielicha” – uzupełniła paproć.

„Ty…ty…bo cię wyrzucę!” – zagroził bez przekonania krasnal.

„Już to widzę” – prychnął pogardliwie kwiat.

„ No może rzeczywiście nie chcę ,– bo, bo…jesteś mi droższy niż myślisz...- po chwili ociągając się wyznał skrzacik – Wiesz, pragnę mieć w tobie przyjaciela, a nie maszynkę do spełniania życzeń… Piętaszka i Dobrą Wróżkę w jednym! …- wypalił i uzupełnił błagalnym gorącym szeptem: - Będziesz nimi prawda?”.

Nie doczekał się jednak odpowiedzi, bo kwiat zamknął swoje gorejące oko i milczał wzgardliwie. A Szałaputek po pewnym czasie nie wiedział już czy lepsze było to milczenie, czy tamto aroganckie gadanie.

- O tajemnicach rozmyślasz? A gdzież tu masz tajemnice? – dziwił się tymczasem Zbieracz.

- Ależ są…Są w koło. Jajecznice, buliony na grzybkach, kwiaty…Właściwie wszystko jest tajemnicą, którą rozwiewa poznanie… – odmruknął bezbarwnie, trochę jakby nieobecny krasnal.

- Aha, czyli, że to już bardzo poważna sprawa…

- Cóż jest niepoważne? – pytaniem odpowiedział krasnal.

- Sieć tajemnic złowiła go i nie pozwala mu już niczego więcej widzieć poza nią samą – roześmiał się gorzko szczur, patrząc na dumnie, choć niepewnie prostującego się krasnoludka. - A tak między nami, to mądrość nie jest równoznaczna z wiedzą, wiesz? – zwrócił się do Szałaputka, który coraz bardziej się zachmurzał.

- Bo wiedza nie obejmuje wszystkiego co istnieje. Przynajmniej nie nasza wiedza. A od dyletanctwa tylko się głupieje i mnoży tajemnice, zamiast je rozwiązywać. Niestety, gdybym i nawet posiadł całą ludzką wiedzę i tak byłbym tylko dyletantem… – bez odrobiny smutku rzucił w przestrzeń Michał Gabriel.

Tymczasem w słonecznym przedpołudniu całe podnóże wzgórza rozzłociło się łanem kaczeńców, które słoneczną smugą Złotego Potoku ( który właśnie od ich barwy wziął swoją nazwę ) sięgały prawie po kapliczkę na rozstajach, ledwie stąd widoczną w niebieskawej mgiełce oddalenia. Jedną z niepozornych „budek telefonicznych bezpośredniego połączenia z Najważniejszym” – jak mawiał o kapliczkach Michał Gabriel.


*


„No to czego?” – pyszcznęło nieprzyjemnie kwiecie w głowie Szałaputka, który teraz coraz częściej trzymał się z dala od wszystkich.

„Co czego?” – zdziwił się krasnal.

„Czego chcesz?” – spytała z niesmakiem paproć – „Życzysz” – poprawiła niechętnie.

„Muszę to przemyśleć” – ostrożnie odpowiedział Szałaputek pamiętając dobrze niedawne zdarzenia.

„A po co to odwlekać? Lepiej mieć już za sobą i pławić się w luksusie. No więc?”

„Co nagle to po diable” – krasnal zripostował kwietną namolność maksymą babci.

„Zostaw no piekło w spokoju i zajmij się sobą” – prychnął kwiat. – „Wiesz przynajmniej kim chcesz być?”

„Chcę być Szałaputkiem” – zdecydowanie powiedział Szałaputek.

„Oho, w dodatku - żartowniś… - skrzywił się kwiat z taką ironią, że dłoń zapiekła krasnala. - Przepatrzmy możliwe propozycje – kontynuował niezrażony – W możliwościach prócz króla, który oczywiście przebija wszystkie inne, mamy bankiera, polityka, nieprawdopodobną ilość dyrektorów i prezesów, lekarzy, naukowców, czarodziejów, a nawet, czego nie polecam – filozofów. Naturalnie są jeszcze pomniejsze ewentualności, ale tymi plewami nie będziemy się teraz zajmować. Więc zapytam : KIM?”

„Powiedziałem już – westchnął krasnal – że mnie interesują tylko odpowiedzi na pytania, i to pytania zasadnicze o sens wszystkiego, w tym przede wszystkim o SENS ISTNIENIA, bo go zgubiłem, tak jak moja babcia gubi igły i naparstki…, a odszukać go można wiedzą, tak sądzę.”

„To po co ty mnie brałeś?!” – zawarczał kwiat – „Trzeba sobie było książkę pożyczyć. A tak w ogóle, to żeby coś zgubić, to wpierw trzeba to mieć głupolu.”

„Jaką książkę? Nie ma takiej, która by odpowiadała na to o co pytam…

„ Zapewniam cię, że jest.”

„Powiesz mi która?”

„ Nie tylko że nie leży to w zakresie moich usług, ale wręcz trwale je wyłącza, więc na to nie licz. Bierz co dają, a dużo dają, i nie marudź! Mówisz i masz – tak mam w programie. Jest w tym rzeczywiście niewielki myk prawny, znany ci z lektury, że dostajesz wszystko jedynie dla siebie. Innym nic z tego nie dajesz. Zero absolutne. I słusznie przecież, bo nie masz ich za co wynagradzać. Prawda?! Bierz więc śmiało los w swoje ręce i zmieniaj swój świat! No co się jeszcze cykasz? Wejdź do Krainy Szczęśliwości, której drzwi ci otwieram.”

„Kiedy…jakieś to takie… straszliwie obce i zimne co mi mówisz…A ja, a mnie…No jakoś nie gustuję w zimnym…”

„Uważasz, że szczęście jest zimne?!”

„Phi! Szczęście…Cóż to jest – szczęście?”

„ Każdy ma szczęście na jakie zasługuje – sarknął kwiat i dodał : - Powiedzmy inaczej : Pragniesz wiedzy, nieprawdaż? A co jak co, ale wiedza jest zimna. Żadnych sentymentów, żadnych wzruszeń. No chyba, że próbówka z zarazkami wymknie się z rąk i roztrzaska o podłogę…”

„ A nie można by tak…trochę tego, a trochę tego? Co? Wiedza ma w sobie przecież coś z poezji…”

„ Widać, że wcale nie dorosłeś do wielkich spraw krasnalu, a sięgasz po nie, jak dziecko sięga na szafę po słój z konfiturami. Uważaj no, bo ci zaraz cały zleci na głowę. Lalkami ci się bawić, a nie poszukiwaniem Prawdy!”

„ Nie mówisz jak przyjaciel, a ja…”

„ Coś ty sobie ubrdał z tym „przyjacielem”? Na rozum ci padło, czy jak?- prychnął kwiat Jakiż tam ze mnie może być przyjaciel…A jeśli już, to nie z tobą mi się przyjaźnić. Pojęcia nie masz do jakiej ja sfery przynależę, w jakim gronie bywam. Szkoda gadać. Nic z tego!”

„ Ale przecież trochę ciepła jest w tobie, bo świecisz, i…w ogóle…”

„ O świetle też nic nie wiesz.”

„ Ech…A mnie się wydawało, że odnalezienie ciebie jest wróżbą dobrodziejstw na pustynnej wyspie mojego życia…Miałeś być moją… Wróżką Zębuszką… ” – westchnęło płaczliwie rozczarowane maleństwo bezpośrednio do swoich marzeń.- „Chociaż babcia mówiła, że jak się śnią zęby, to nie jest dobrze…” – dodało niezbyt przytomnie.

„Tylko poczekaj no, już ja ci powróżę!” – wrzasnął kwiat w niezrozumiałej furii. – „Szczotlicho przybywaj!”

- Uaaa! – jęknął krasnal łapiąc się gwałtownie za głowę, a nie minęło wiele czasu, gdy uzupełnił jęk o okrzyk:

- Ojejej ! O jej! A co to?! A kto to?! A fuj! FUJ! - widząc nagle przed sobą w smudze cienia materializujące się wiedźmy.

GŁOS III
Cicho bądź. To zaszczyt nas widzieć.

GŁOS I
Wielu by chciało, ale nic z tego. A ty możesz.

SZAŁAPUTEK
Ale ja nie chcę. Nie chcę!

GŁOS III
Zostałeś wyróżniony. Ot co!

SZAŁAPUTEK
Kiedy nie chcę. Fuj!

GŁOS I
Wszak chciałeś się z nami przyjaźnić, malutki…

SZAŁAPUTEK
Nie chciałem!

GŁOS II
To przez ten kwiatek coś se go zabrał. Było nie brać.

GŁOS I
Jak już nas widzisz, to widzisz i nie ma od tego odwołania.

DUCH MŁYNARZA
A lepiej było nie widzieć, wierz mi.

SZAŁAPUTEK
/ zaciskając powieki /
Wiem.

GŁOS III
Może i nie jesteśmy piękne, zresztą to kwestia gustu, ale za to jakie mądre.

DUCH MŁYNARZA
Ochochocho!

GŁOS III / z rozmarzeniem /
No kiedyś to myśmy były jak panny z Awinionu…

DUCH MŁYNARZA / cierpko /
Taaa…Awinion, Karlsbad…Elyta…

SZAŁAPUTEK
/ myśląc o portretach babek /
Karlsbad…Och, ja…

GŁOS IV
Tak i ty znaczy się kochanieńki w Karlsbadzie bywał?

KWIAT
Akurat, zaraz. Do wczoraj w mysiej dziurze tylko siedział.

GŁOS III
Natalio Pietrowna, taż on nazbyt młody i… nikczemny dosyć.

GŁOS IV
Aaa, kiedy nie bywał, tak ja jemu opowiem. Słuszaj mienia…

DUCH MŁYNARZA
Uciekaj! Na co czekasz?

KWIAT / śmieje się zjadliwie /

GŁOS IV
A tyś nam ucik?

DUCH MŁYNARZA
Eche, dałyby mi uciec.

GŁOS V
To co tu innych bałamuci? / do Szałaputka / Nu on durak jest, a ty słuszaj malczik…

SZAŁAPUTEK
Kiedy ja naprawdę…

GŁOS V
Ktoś tu coś mówił? Co? No pytam się! Mówił?

SZAŁAPUTEK
Co to?!

GŁOS V / pojawiając się /
Co mówi?! W trąbke mi mów!

SZAŁAPUTEK / z przerażeniem /
Ooo…o! Tam jeszcze…coś widzę. Widzę…Ooo!..NIE!
/ z rozpaczą /
O JEZU!

/ gwar głosów gwałtownie ucicha /

GŁOS II
O! Tak trzeba było od początku.
Ale ich naraz wymiotło w niewidzialność.

SZAŁAPUTEK / krztusząc się /
To było straszne!

GŁOS V / cichnąc w oddaleniu /
Taż co on taki niezwyczajny? Trąbki usznej nie widział, czy jak?

GŁOS II
Hehehe…
A gadały, że się nie da ich pozbyć, a tu patrzcie ludzie : szast i - nikogo.

GŁOS I
Nie na długo, bo on już nasz.

SZAŁAPUTEK / już raźniej /
Ja jestem tylko swój. Zapamiętajcie sobie paskudy.

/ szelesty, chichoty /

GŁOS III
To tylko ci się tak zdaje malutki. Tylko tak zdaje.

DUCH MŁYNARZA
Wiesz lepiej wyrzuć to zielsko. Dobrze ci radzę.

SZAŁAPUTEK / trochę już mniej pewnie /
Kiedy to skarb jest…

GŁOS IV / radośnie głośnym szeptem /
Ot durak on, durak.

GŁOS I
Nasz jest! Naszszsz…

*


„No to miałeś tak zwane nieoczekiwane spotkanie.”– zakpił kwiatek, kiedy przestało drżeć powietrze po upiornych zjawach, a kolana krasnala giąć się jak trzcina na wietrze – „Chciałeś, to miałeś…I zapamiętaj sobie, że to był tylko taki niewinny wstęp do moich możliwości” – dodał nonszalancko.

„Ach tak…” - przełknął z wysiłkiem ślinę krasnal – „I po co to?”.

„Tak!” – przytaknął świętojański wybryk. – „Po to żebyś wiedział z czym zadzierasz pokurczu i w co się pakujesz”.

„ Nie chciałem…”

„Ależ chciałeś! Złudzenia się rozwiały i wiesz teraz jaki ze mnie przyjaciel. To jest wiedza jaką niewątpliwie zdobyłeś.”

GŁOS
/ całkiem nieokreślony, a skuteczny jak smagnięcie biczem /
„A nie zaświtało ci aby, że akurat tak postępuje prawdziwy przyjaciel? A to wręcz wypacza program…Więc nie wskażę kto się tu i w co pakuje.”

KWIAT
- Aj!

GŁOS
Właśnie.

*


Po tym spotkaniu Szałaputek popadł w rodzaj zawieszenia na pograniczu snu i jawy, bo nie należał już w pełni do żadnego stanu. Wszystko co dotąd było oczywiste wydawało mu się jakby mniej realne i coraz bardziej męczące, z kolei to co dotychczas było raczej mgliste i niepewne zaczynało być niepokojąco wyraźne. Po krzakach i łanach uwijały się teraz dziwożony i południce, których nigdy dotąd nie zauważał , a w rozlewiskach rzecznych pluskały się bezwstydne rusałki śmiejąc się i kiwając na niego. Obok nieomal ocierając się o niego przemykały jakieś cienie, kłębiły się niewyraźne zwidy, a w głuszach leśnych drażniły go roziskrzone skarby wysypujące się niespodzianie spod korzeni mijanych drzew…No a spotkanie z mieszkańcami wiatraka długo jeszcze prześladowało go kiedy tylko przymknął oczy i zrywało z każdego prawie snu. Słowem rzeczywistość krasnala doznała swoistego przenicowania, w którym częściowo zgubił się jego zdrowy rozsądek a zastąpiła go dręcząca niepewność co do prawdziwości świata . Niewiele potem z tych chwil pamiętał i podejrzewał nawet, że są one tylko baśnią wmówioną mu przez paprotny badyl, długo jednak nie potrafił bez drżenia przechodzić obok wiatraków, szczególnie tych pokrzywionych przez czas i zbliżających się ku ruinie, w których, jak sądził, czaiła się następna drapieżna tajemnica.


Na razie jednak nasza grupka obozowała nadal pod wiatrakiem , bo nigdzie jej się nie spieszyło, a jeść miała co dzięki czarodziejskiemu garnuszkowi młynarza, który nie skąpił wszystkim (w tym krasnalowi, którego głód przekonał) nawet najbardziej wyszukanych potraw. Tak przeszły noc i dzień i znowu noc… Aż któregoś kolejnego przedświtu :

Trzeba się zbierać
Trzeba się ruszyć
Już dość trwonienia
Czasu w tej głuszy
- zaśpiewał dyszkantem Zbieracz.

GŁOS IV / jękliwie /
Uff, a to się wstręciuch rozdarł mi nad uchem!

No to raz
No to dwa
Idzie oddział
Trąbka gra
- Bywaj wiatraczku! Idziemy panowie - zakomenderował Zbieracz dwojga imion podrywając się z kamienia.
- Prowadź wodzu! – zawołał Amadeusz podejmując rytmiczną melodię.

GŁOS IV
Nu dalij, dalij paszli wy mnie won! Ali już!

Krasnal spojrzał na górujący nad nim wiatrak i mocno się wzdrygnął, a potem stęknął i powlókł się za nimi…

Najpierw weszli ponownie na tę resztkę drogi, która była niegdyś nie byle jakim traktem. Ciągnęły nim wtedy ładowne wozy i mknęły dyliżanse spędzając w rowy kury, gęsi i dziadów proszalnych; czasami wędrowały tabory z malowanymi królewskimi wozami wypełnionymi pieśniami smagłolicych podróżnych… Teraz zaś senny pas skąpej zieleni, która już mocno wgryzła się w nawierzchnię gościńca nierozważnie zmierzał w łąki, gubiąc się na samym ich początku. Rozchodniki i macierzanki ustąpiły tu wyższym od nich tasznikom i cykoriom, więc zaraz potem już tylko wyboisty ślad dawnej koleiny, o który niekiedy można się było potknąć, przypominał o minionej wielkości i dawnym sensie utwardzonego pasa gruntu. Jednak kawałek dalej przecinały go łany pól zieleniejących oziminą, bez reszty niszcząc to wspomnienie. Kiedy próbowali je ominąć krasnal zatrzymał się nagle i szarmancko ukłonił rosnącej na miedzy kępce ostrężyn.

- Ależ on piękny w swej prostocie – westchnął Zbieracz – kiedy nawet polom się kłania.

- Nie polom tylko tej panience, która tam wije wianek z mleczyków i firletek – zaczerwienił się Szałaputek . – Może to wiosna, nie wiem.

- Przecież tam nikogo nie ma – zdziwił się Zbieracz.

- Jak to nie ma, kiedy jest. I nawet macha nam ręką - naburmuszył się krasnal.

- Fiu, fiu…- czyli widzisz coś, czego ja nie widzę. Czy ty coś dostrzegasz w tym krzaku Amadeuszu?

- Nie – szczur przecząco pokręcił głową.

- A to już nie moja wina – niegrzecznie mruknął skrzat, zastanawiając się jednocześnie nad tym dlaczego akurat on widzi coś, czego nie widzą inni. Coraz bardziej zresztą niewyraźni, jakby zamgleni oddaleniem, choć przecież idący tuż obok.
„Czemu ja widzę coś, czego widzieć nie powinienem?” – wzdychał boleśnie niepewnie rozglądając się dokoła.

„Zdaje się, że już to ci wyjaśniono, ale niech tam, raz jeszcze powtórzę : To przeze mnie, bo jestem częścią baśni. Więc, tak czy owak, masz ze mnie spory pożytek” – odezwał się nie pytany kwiat z wyraźną satysfakcją w głosie.

„Nawet jeśli to prawda, to nie wiem czy jest się z czego cieszyć” – skrzywił się krasnal i zaplątał w niemej rozmowie z samym sobą ( jak się wydawało), choć niestety jego mimowolne grymasy widzieli inni, co niekoniecznie ich do niego zbliżało.

- Która to była…Szczotlicha? Pytam z ciekawości, bo imię niezwykłe... – w pewnej chwili nieśmiało zagadał do kwiatu.

„A tobie co po takiej wiedzy?” – roześmiał się ten nieprzyjemnie – „Nie powiem, ale jeśli zapragniesz – przywołam i sam zobaczysz.”

„Broń mnie Boże!” – spłoszył się skrzat.

„Ech, no właśnie, w tym jesteś cały ty i twoje życie na pół gwizdka” – stwierdziła paproć piekąc w go w dłoń jak zgnieciona pokrzywa.

- No co jest panowie? Co jest? Z życiem idziemy! Z życiem i pieśnią na ustach, a bez jałowych rozmyślań! – dopingował Zbieracz rytmicznie podzwaniając butelkami w niesionym na plecach worze.

- Tiaa… - skrzywił się krasnal i jeszcze bardziej zwolnił.

- Ty – powiedział jeden z butów Amadeusza do swego bliźniaka – a może by go tak ten tego, w ten tego?

- Można by.– zgodził się drugi.

- No to wyczekujmy kiedy się schyli.

- Słyszałem – powiedział szczur znacząco poprawiając kij, na którym wisiały.

- To taki żarcik był – skrzypnął lewy but, a prawy tylko pokazał język.

Byli już na przeciwległym skraju łąk i szli w przejmującym wizgu czajek wirujących ponad ich głowami.
Po niedawnej burzy pozostało tu sporo kałuż. Mokły w nich teraz pompony kwitnących dmuchawców, a między nimi przepływały obłoczki na tle (jak twierdził Zbieracz) jasno-kobaltowego nieba. Przechodząc śmiali się i machali do żab, które nie wiadomo skąd przykicały i już zasiedliły te swoje malutkie raje, co jakiś czas podnosząc z nich wielki wrzask zagłuszający nie tylko dzwonki skowronków, ale nawet zawodzenia czajek.

„Wiosna jest kolejnym zmartwychwstaniem świata, ale nie powiem, że to nieprzyjemne niezaskoczenie” – nawet Szałaputek cieszył się tym na swój sposób.

- Niech będzie pochwalony… - rozległo się naraz i przed sobą dostrzegł babinę w zgrzebnej chuście na głowie.

- Ale kto? – spytał nie całkiem przytomnie.

Popatrzyła na niego oczami jak staw - Pan nasz – odrzekła z powagą.

- Który? – spytał skrzat niepewnie.

Wtedy baba zafrasowała się, zakrztusiła, zakręciła, i rozwiała jak mgła w słońcu.

- I wszystko wiadome – westchnął wiatr układający miękką młodą trawę, tak by wskazywała wędrowcom horyzont.

- Widzieliście to! Widzieliście? – zawołał Szałaputek do towarzyszy, ale ci jak zwykle nie widzieli niczego niepokojącego w naturze, szedł więc dalej z coraz niżej opuszczoną głową rozważając problem swojej samotności i dookolnych tajemnic.
„Może rzeczywiście – myślał - kluczem do rozumienia świata jest jego tajemniczość, bo cóż to by był za świat bez tajemnic?! Dużą Tajemnicę uzupełnia z kolei inna, tylko mniejsza, albo i może nawet cały pęk tajemnic? Podobnych do kluczy, które nosiła babcia na dużym kółku przytroczonym do pasa…Ale czymże jest – tajemnica?

- Wszystkim co niekompletne – podpowiadał wiatr.

„Ale jakże to można tłumaczyć niewiadome niewiadomym? Zagadkę zagadką?” – zastanowił się krasnal tak mocno, że aż przystanął.

- Ty, te małe ludki to mają tak samo narąbane jak i te duże – skrzypnął lewy but prawemu, ale prawy nie usłyszał tej uwagi, bo wirując na sznurowadle zaczepionym o szczurzy kostur zachwycał się wiosną.

- Oj, to może być początek całkiem sporej choroby – zasępiał się Zbieracz obserwując krasnala, a szczur rozkładał bezradnie łapki i tylko mimowolnie zwijał ogon w pytajnik.
Za to kwiat zaśmiewał się w do rozpuku, choć niezauważalnie dla innych.


*

A w wiatraku rozmyślano o sprawach jak najbardziej konkretnych:


DUCH MŁYNARZA
Poszli. I co ja teraz mam? No co ja mam, kiedy mój Garnuszek przepadł. MÓJ Garnuszeczek…

GŁOS III
Nas masz. I zamiast głupstwa wygadywać cieszyć się trzeba, bo im to co nam wzięli nie wyjdzie na zdrowie.

GŁOS II
Oj, nie wyjdzie.

GŁOS I
A o to właśnie chodzi.

ODPOWIEDZ

Wróć do „CIĄG DALSZY NASTĄPI”