• Nasze rekomendacje
  •  
    UWAGA!
    JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
    admin@osme-pietro.pl
    PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
     
  • Słup ogłoszeniowy
  •  
    Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
    Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.

    Benjamin Franklin

    UWAGA!
    KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!

    Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
    A oto wyniki



    JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
     

B A Ś Ń P O D R Ó Ż N A czyli tam i z powrotem / 10 /

Tu piszemy powieści w odcinkach
ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Ryszard Sziler
Posty: 409
Rejestracja: 04 cze 2013, 09:00
Lokalizacja: Kolbuszowa
Płeć:
Kontakt:

B A Ś Ń P O D R Ó Ż N A czyli tam i z powrotem / 10 /

#1 Post autor: Ryszard Sziler » 30 maja 2019, 05:35

*



Rozdział czternasty
o przyjemnościach wędrowania, kiedy się nie ma „pełnej jasności w temacie powrotu”




W miejscu gdzie z gościńca schodziło się w łąki, blisko starej chromej wierzby stał wóz tak, że nie sposób było go ominąć, więc krasnal natknął się na niego zaraz po wyruszeniu w powrotną drogę.

- Znowu się spotykamy… – zasyczało spod plandeki – Kim ty jesteś?

- Ja – wyjąkał Szałaputek przestępując z nogi na nogę – jestem Szałaputkiem.

- Nie pytam o imię, a o wszystko inne.

- Jestem krasnoludkiem.

- Ach, drobiną taką, którą byle wietrzyk miota?

- Poniekąd i owszem – zgodził się Szałaputek bez entuzjazmu.

- To czemu się pętasz po nocnych bezdrożach drobino? Czy nie wiesz, że to niebezpieczne nawet dla większych od ciebie? Gadaj za czym krążysz? Czego szukasz?

- Panie, to przygłup – nie wytrzymał kwiat – Sam nie wie czego szuka i dokąd idzie – Miota się raz tu, raz tam, bez ładu i składu. Takie piąte koło u wozu, które teraz koniecznie chce być czwartym, czyli pożytecznym.

- No, no i proszę –hi hi hi - zguba się znalazła! – prysnęło z wozu brzydkim śmiechem – Wiesz chyba, że cię szukają wyjątkowa ozdobo nocy?

- Przypuszczam panie, ale nic na to nie mogę poradzić, bo ten tu trzyma mnie na uwięzi umowy i muszę mu służyć. Oczywiście do czasu. Do czasu…A zdekonspirowałem się, co mam nadzieję zostanie mi policzone za zasługę, by o tym fakcie poinformować. Co niniejszym uniżenie czynię. – objaśniła uniżenie roślina.

- Kłamie! – obruszył się krasnal – Bezczelnie kłamie!

- Rzeczywiście! On i służba…Prawdziwy błazen. – przytaknął głos skrzatowi.

- Jeśli chcesz możesz go sobie wziąć panie – powiedział Szałaputek wyciągając rękę w kierunku wozu.

- No, no, nie taki znów z ciebie głupiec niziołku – z podziwem odezwało się spod plandeki.

- O przepraszam! – zaprotestował kwiat – Jest prawo i są zasady! Tak się nie da rozwiązać umowy.

- Nie było żadnej umowy między nami! ŻADNEJ! Powtarzam to już po raz któryś.– nasrożył się krasnal.

- Było, nie było. Chciałeś mnie to mnie masz. Reszta należy do prawników. Nie po to prawnik żyje, by być bezrobotnym. Nie lubisz prawników krasnalu?

- Co ty mi tu imputujesz?!- zaperzył się Szałaputek.

- Ładny kwiatek, ładny… zaśmiano się w wozie tym rodzajem przenikliwego wizgu, który mrozi krew w żyłach - Wracając do poważniejszych spraw – dodano już zwyczajniej - więc czegóż to szukasz drobinko, bo może mogę być ci pomocny..?

- Już niczego. Co miałem znaleźć, to…to prawie znalazłem. – odparł dzielnie krasnal.

- Szuka ogryzka jabłka z Drzewa Wiadomości Dobrego i Złego – wtrącił hałaśliwie kwiatek – Zniesmaczony Adam ciepnął nim przed siebie, a ten w locie zahaczył o łepetynę tego malucha i jemu tak się zrobiło, że odtąd bez niego żyć nie może; więc szuka czego nie zgubił.

- Hmmm…A przyświeć no mi tu! – polecono i dyszel z latarnią na swym końcu usłużnie zbliżył się do Szałaputka – Taak. Małe to, a ciekawskie ponad miarę! Jak tak dalej pójdzie, to kto go wie dokąd zajdzie i co odnajdzie ten błędny podróżny…

- Obłędny raczej – wtrącił znów kwiat. – Z nim nigdy nic nie wiadomo.

- Niechże, niechże sobie błądzi…Błąd nas może tylko zbliżyć…Słuchaj no ty tam leśny pasożycie, służże mu dobrze, a może otrzymasz wybawienie z roślinnej wegetacji, jak swego czasu Pinokio z drewna. „Służ dobrze”! Pojmujesz? Sędzią nie jestem, więc rozdzielać was nie będę; też i nie ja łączyłem ten związek….- zakipiał gardłowym śmiechem głos.

Strzelił niewidzialny bicz i przy akompaniamencie przeraźliwego kozackiego świstu wóz potoczył się przed siebie szybko znikając w mroku.

- Te, te, te…Wesołek! Ani tak, ani siak! Cały Polak – zawołał za nim kwiat.

- Kto to był ? – wykrztusił Szałaputek.

- Toż to Rokita. Nie wiesz? – pisnął świerszcz ze zgrozą.

- Czyli kto?

- Taki tam… handlarz starzyzną – prychnął kwiat, tak, że dłoń krasnoludka zwilgotniała.

- Starzyzną? W dzisiejszych czasach? – zdziwił się skrzat.

- Starzyzną, starzyzną… Wszelką starzyzną. Stare idee, stare…- zaczął kwiat wyliczankę.

- A czegóż to on tu na pustkowiu szuka po nocy? – przerwał mu krasnal.

- Nie słyszałeś powiedzenia : „Zakochał się diabeł w suchej wierzbie miłością gwałtowną i zapamiętałą” ? – prychnęła ponownie sobótkowa legenda.

- Hamuj się wasze w strzępieniu języka, bo… - niespodziewanie odezwał się mroźny szept tuż obok rozmawiających.

- A czy ja coś mówię? – udała zdziwienie roślina.

- Nnno…To dobrej nocy – westchnął głos i rozpłynął się w chłodnej mgle.

- I to ma być ta wolność, ta samodzielność…, nie mówiąc już o innych dyrdymałach – obruszył się z niesmakiem kwiat. – A kusy – dodał szeptem – po dawnych pobojowiskach zbiera przerdzewiałe żelastwo i je przekuwa. Piekło tylko wie na co.

Jakby w odpowiedzi gdzieś daleko wybuchnął śmiech, albo może krzyk sowy, po którym noc wydała się jeszcze bardziej ciemna i nieprzyjemna.



*


Szałaputek przystanął, bo bolała go głowa i w ogóle czuł się nie najlepiej. Powietrze było duszne i parne jak przed burzą, a drogi jakoś wcale tego dnia nie ubywało, w dodatku najczęściej dzisiaj grzęzła w rozgrzanym piachu zrytym racicami bydła.

- Wcale nie chce mi się iść dalej – powiedział sobie krasnal i otarł spocone czoło, akurat dłonią z kwiatkiem pośrodku.

- Co my tu mamy ? – odezwał się kwiat – Taaak… Ból głowy, podwyższoną temperaturę, poty…Mamy chorobę. Jak informuje mnie apka zajmująca się zdrowiem nie jest dobrze. Powiedziałbym nawet, że jest źle, sądząc po wskazaniach pulsometru. Cóż…libra –weight manager wręcz odziera ze złudzeń…Ale nie rozpaczaj maluchu. Nie każda choroba od razu kończy się tragicznie. Czasem trzeba troszeczkę poczekać. Poleżeć parę tygodni, albo miesięcy. Ale potem już nie ma się żadnych kłopotów… Najlepiej więc znajdź sobie jakieś w miarę wygodne miejsce dla spoczynku i zaczekaj.

- No co też ty…- obruszył się krasnal – Trochę tylko boli mnie głowa i to wszystko.

- Tylko trochę boli głowa – powtórzył znacząco kwiatek – Tak, tak, oczywiście to nic poważnego, taki ból głowy…

- No przecież, że nic.

- A wiesz, że całkiem podobnie mówił mój przedostatni klient? Ostatnie słowa jakie do mnie powiedział, to : „Dobrze jest. Podaj no mi lód”. Tak… Bo wiesz lód trochę łagodzi i ból i gorączkę…Chcesz może lodu ?

- Co też ty! – ponownie żachnął się Szałaputek.

- Nie chcesz, to nie. Nie ma sprawy. Ja tylko tak z dobrego serca, jak to mówią . Bo i po cóż cierpieć? Komu to potrzebne?

- Chwilę posiedzę w cieniu i mi przejdzie – oznajmił krasnal sadowiąc się w trawie pod liściem łopianu.

- Przypomniałbym ci, że w trawach najczęściej czyhają kleszcze zarażone boreliozą, ale w twoim przypadku to już nie ma większego znaczenia.

- Ech ty…- stęknął krasnal i wstał.

- Serio, możesz siedzieć w trawie, tobie nawet żmija już nie zaszkodzi. Najwyżej pomoże, bo skróci męki.

- Przecież mnie tylko trochę boli głowa ! – krzyknął ze złością Szałaputek - Pewnie od rozmyślań i słońca…

- No, udar też mógł się przyplątać do rozstroju nerwowego – zgodził się kwiat – co razem z tętniakiem i być może uszkodzeniem kręgosłupa da nam niewątpliwie…

- Jaki tętniak?! Jakiego uszkodzenia?! Całkiem oszalałeś?!

- Tylko subtelnie diagnozuję. Co mało prawdopodobne w ogóle pomijam. Nie wspomniałem chociażby o odkleszczowym zapaleniu opon mózgowych, prawda?

Szałaputkowi zrobiło się słabo i ciężko usiadł na poprzednim miejscu.

- Zejdź ze mnie, dobrze? – wymamrotał po chwili z niechęcią.

- Ależ skąd! Nie opuszcza się przyjaciół w potrzebie!

- Też mi- przyjaciel! – westchnął cierpko Szałaputek.

- A pewnie, że przyjaciel – potwierdził zaskakująco radośnie kwiat.

- Więc…przyjacielu…idźże sobie w…świat. – zaproponował kwaśno krasnal.

- A nnie… jeszcze nie teraz. Potem…potem oczywiście będę musiał, bo takie już jest koło życia, że tak powiem. Bo „światek musi się toczyć”…

- A właśnie – zastanowił się Szałaputek – co stałoby się z tobą, gdybym ja tak…no wiesz, zgodnie z tymi twoimi prognozami..? Na zawsze zostałbyś wytrącony z obiegu…

- Skądże! Byłoby tak jak dotychczas. Poświeciłbym sobie może trochę na poboczu i trafiłby na mnie następny klient. Mam nadzieję, że taki, przy którym wreszcie rozwinąłbym wszystkie swoje możliwości, czyli zakwitł prawdziwie.

- O niedoczekanie twoje ! wykrzyknął krasnal i mocno otarł dłoń o trawę - Złaź ! No ZŁAŹ ze mnie!

- Chwileczkę, chwileczkę…Zaraz, zaraz…tego nie było w umowie. W dodatku nic tym nie zdziałasz, a jedynie nadwerężysz sobie nadgarstek, a to nie jest przyjemne.

- W ogóle, jak już mówiłem, nie było żadnej umowy – zauważył dobitnie krasnoludek.

- Tym bardziej nie było klauzuli, na którą się powołujesz.

- Na nic się nie powołuję, tylko każę ci złazić ze mnie!

- Już mówiłem, że kazać to ty sobie możesz…- pogardliwie strzepnął płatkiem kwiatek. - Moim obowiązkiem jest spełnianie życzeń, a tobie jeszcze żadnego nie spełniłem, więc nie mogę odejść. Czy to aby jasne?

- Spadaj! Czy to nie życzenie?

- Nie mogę go brać pod uwagę, ponieważ jesteś obecnie niepełnosprawny.

- Coo?! – zdumiał się niepomiernie skrzat.

- No - chory jesteś i tyle. Jak wyzdrowiejesz to pogadamy. A od uzdrawiania ja tu właśnie jestem – uzupełniło kwiecie.

- Lodem chcesz mnie uzdrawiać ? – sarknął Szałaputek.

- No skąd. Kto tak powiedział? – roześmiała się kokieteryjnie paprotna ozdoba – Wypowiesz życzenie dobrego zdrowia, a ja je spełnię i to wszystko.

- Tak sobie spełnisz ?

- No pewnie. O czuję, że już mniej cię boli głowa?

- Bo siedzę w cieniu…

- Ot, niewierny Tomasz! No to masz… Znów bardziej boli, tak? No boli, przyznaj.

Szałaputek mimowolnie jęknął, kiedy go znowu nieoczekiwanie łupnęło.

- Otóż to! – ucieszył się sobótkowy czar - Ale ja nie będę tego komentował, a przypomnę tylko, że jak już powiedziałem mogę cię natychmiast uzdrowić. Oczywiście pod stosownymi warunkami, bo jak wiesz prawem tego świata jest : coś za coś.

- Czyli co w tym konkretnym przypadku? Taki handelek wymienny: nic za wszystko? - stęknął krasnal.

- Tak właśnie! Ty dajesz doprawdy drobiazg, a otrzymujesz wszystko. Wystarczy mała deklaracja podpisana odrobinką krwi, mniejszą niż wytacza komar. Szast pras i po problemie. Co ja mówię, po wielu, wielu problemach! Raz na zawsze – SPOKÓJ, że tak powiem – ( tfu!) święty.

- Ty nenufar, ale ty jesteś wredna pijawka! – dźwięknął Hipolit z głębi szałaputkowego rękawa, wszakże zbyt cicho by zauważyli to rozmówcy.

- O czym ty mi tu…?! Do czego ty mnie kusisz?! – wzdrygnął się skrzacik.

- No może rzeczywiście zbyt szybko …- zreflektowała się roślina – Ale łazimy już ze sobą prawie od roztopów i ciągle mamy wielkie nic z tego łażenia, więc może mnie teraz i poniosło troszeczkę. Zapomnij o tym. Zacznijmy od tego, że przestaniesz nękać świat pytaniami, a zaczniesz cieszyć się życiem, bo twoja radość jest warunkiem uzdrowienia! Życie to w gruncie rzeczy niepoważny okres, do którego prawdziwym kluczem jest zabawa. ZABAWA! Rozumiesz? Wszystko inne to podrabiane wytrychy, które otwierają furtki prowadzące tylko w przysłowiowe maliny. Co mówię - w ostrężyny i tarninę! Cierpimy wtedy, a świat się bawi. Nie ociągaj się i dołącz do niego! Używaj życia, jak to mówią, bo niestety przemija i możesz nie zdążyć się nim zachwycić. Pojmujesz to? Więc - całkowity luzik! Wystarczy się zgodzić na moją propozycję…Ciach…i już.

- Rozumiem…Chodzi o takie „małe” wyrzeczenie się siebie, co według ciebie nie jest stratą a zyskiem? – pokiwał głową krasnal.

- Że też ty wszystko potrafisz spłycić – skrzywił się kwiat – Co tobie przeszkadza bycie szczęśliwym? – westchnął w prawdziwym zasmuceniu.

- Na szczęście trzeba sobie zasłużyć – odpowiedział krasnal maksymą swojej babci nie mogąc szybko znaleźć mocniejszego argumentu.

- No wariat! – zawołał kwiat.

- Może nie zawsze, ale jednak coś w tym jest – zamyślił się Szałaputek – W każdym razie zasłużone szczęście lepiej smakuje.

- Głupku! – warknął kwiat – Ty nie znasz przecież żadnego rodzaju szczęścia. Ani tego zasłużonego, ani niezasłużonego. Zawsze dotąd byłeś nieszczęśliwy!

- A nieprawda, bo znam! – dokonał niemożliwego wcześniej odkrycia Szałaputek – Znam zwykłe domowe szczęście. Szczęście sytych letnich popołudni, szczęście majowych szarówek z plasterkiem księżyca nad głową …Znam szczęście rodzinnych zimowych wieczorów…a ostatnio poznałem radość z niesienia pomocy innym…

- Jak usługiwał, to rzeczywiście wyglądał na szczęśliwego - zaświergotał głośniej Hipolit – i co najważniejsze nie miał czasu żeby pytlować z przygodnymi mędrcami o niczym.

- Nie wtrącaj się! – zawarczał kwiat.- To nie temat dla „artystów”.

- To nie ja, a ty nic nie wiesz o szczęściu! Spadaj mówię. – zapienił się krasnal.

- Słuchaj no – dodał po pewnym czasie, gdy nic nie dało tarcie dłoni nie tylko o trawę, ale i o piasek drogi – a właściwie : skąd ty się wziąłeś ? Sam sobie jesteś panem, czy też komuś służysz? Odpowiedzże!

Ale kwiat mu na to pytanie nie odpowiedział, za to świerszcz ćwierknął zastanawiająco :
- Normalne paprocie nie mają kwiatów…

I zapadła długa cisza.




*



Za to gdy w jakiś czas potem przechodzili obok wierzb, bardzo rosochatych i starych, kwiat już wrócił do swojej pozy zblazowanego światowca i zaśmiewał się aż Szałaputka strzykało w palcach, które roślina próbowała mu stroszyć, podobnie jak wiatr robi to wierzbowym gałęziom.

- No i z czego ty się chichrasz? – spytał go w końcu.

- Pewnie mam swoje powody – chichotał kwiat.

-To się nazywa śmianiem się w kułak, czy do sera? – spytał świerszcz.

- A tobie co do mojego śmiechu? Widzisz tu ser? – spoważniał nagle kwiatek.

- Nic mi, pytam tylko z grzeczności.

- Ach, z grzeczności powiadasz… - jak nadepnięty wąż syknęła roślina i jej oko ześwidrowaciało jeszcze bardziej niż zwykle, co widząc świerszcz skrzywił się z odrazą i wyrwało mu się piskliwe :

- O jej! O jejku! No też…Brrr…No Fe!

- No co robalu?! – naskoczył na niego kwiat.

- A nic, nic. Taki tam zachwyt i zniechęcenie w jednym .– odpowiedział już pogodnie i
lekceważąco Hipolit.

- Ach, nic doprawdy? – zaszeleściła groźnie roślina.

- O tak, tak, porozmawiajcie sobie. Porozmawiajcie – roześmiał się milczący dotąd krasnal – Efektem takiej rozmowy może być nawet królestwo Hipolicie.

- Też! – parsknął kwiat.

- Królestwo? – nie bardzo rozumiał świerszcz.

- Ależ tak. Widzisz on ma od dawna nie obsadzony tron i gwałtem szuka chociażby regenta, ponieważ ma zakopane regalia i boi się, że zardzewieją, bo są z niezupełnie szlachetnych materiałów. – tłumaczył Szałaputek.

- Wypraszam sobie. Mam wszystko oryginalne i w najlepszym gatunku! – warknął kwiat – Jak się czegoś nie rozumie, to przynajmniej nie zabiera się głosu w nierozumianej sprawie. Nota bene opinie niewydarzonych krasnali i grajków łąkowych zupełnie mnie nie interesują.

- No i minęła mu śmiechowa głupawka. – potwierdził oczywistość świerszcz.

- Phi! – prychnął kwiat jak marcowa kotka, a krasnal się roześmiał.

Pastwiska kończyły się linią wierzb, wśród których fiukały dudki. Za wierzbami płynęła leniwie rzeka, z brzegiem rozrytym racicami krów, które przychodziły tu pić wodę. A w wodzie migotały srebrne wachlarze goniących się rybek nie większych od małego palca Szałaputka.
(- Są jak rozrzucone igły, które od czasu do czasu zbiera niewidzialny magnes… – zadziwiał się nasz malec.
Co kwiat skwitował uwagą : - Głupiego byle co zachwyci.)

Zatrzymali się tu dla dłuższego odpoczynku.


*


DIABLIK 2 / z rezygnacją /
Dobra – wracamy.

DIABLIK 1
Zobacz jaki tam wir gawronów i kawek nad ścierniskami. Może byśmy tak zobaczyli o co tym ptaszkom chodzi, że się tak tam kręcą nad polami? Mówie ci, to może być mocna rzecz takie kręcenie się…Może mają wesele jakiejś czarownicy nawet, a wtedy wiesz : Hu ha! „trwaj chwilo, jesteś piękna” i tam dalej. „Verweile doch! du bist so schön!”, jak u nas mówią…A nam przecież chwila wytchnienia w pracy nie zaszkodzi. No nie?

DIABLIK 2
No nie wiem…
/ niespodzianie /
Popatrz, ten tam przed nami, czy to aby nie krasnal?


DIABLIK 1
A bo ja wiem. Ja tam się na krasnalach nie znam za bardzo.

DIABLIK 2
Krasnal, krasnal! Mały, czerwony… Nie rzodkiewka przecież.

DIABLIK 1
Fakt, że nie pora na rzodkiewki.

DIABLIK 2
No to sru za nim…

DIABLIK 1
Ale może to nie ten krasnal ?

DIABLIK 2
A widziałeś w pobliżu inne?

DIABLIK 1
Ja to w ogóle nie patrzę pod nogi.

DIABLIK 2
Wiem, dlatego idziesz za wronami, a na krasnoludku się potykasz.. Mniejsza o to; teraz cicho i za nim!

DIABLIK 1 / strzela palcami /
Pstryk! Pyk!

/ znikają /

ODPOWIEDZ

Wróć do „CIĄG DALSZY NASTĄPI”