• Nasze rekomendacje
  •  
    UWAGA!
    JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
    admin@osme-pietro.pl
    PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
     
  • Słup ogłoszeniowy
  •  
    Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
    Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.

    Benjamin Franklin

    UWAGA!
    KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!

    Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
    A oto wyniki



    JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
     

B A Ś Ń P O D R Ó Ż N A czyli tam i z powrotem / 11 /

Tu piszemy powieści w odcinkach
ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Ryszard Sziler
Posty: 409
Rejestracja: 04 cze 2013, 09:00
Lokalizacja: Kolbuszowa
Płeć:
Kontakt:

B A Ś Ń P O D R Ó Ż N A czyli tam i z powrotem / 11 /

#1 Post autor: Ryszard Sziler » 30 maja 2019, 05:38

*



Rozdział piętnasty
o tym jak w wyszukany sposób można powiedzieć, że nic się nie wie i do jakich konkluzji można dojść w tej niewiedzy.



- A cóż to tego wieczoru dzieje się na bagnach ? – zdziwił się krasnal widząc wcześnie rozbłyskujące światła po młakach przy rzece.

- Coś co ciebie jak wiem nie interesuje…Bal! Balanga jesienna malusi stworku. Wyobraź sobie, że nie wszyscy na Ziemi tylko jęczą, albo pracują jak ty. Większość się bawi. Używa życia. Czego i tak nie zrozumiesz. – odezwał się kwiat niechętnie.

- Używać? Co to w ogóle znaczy? Chwila, moment i już po życiu, i użyciu.– Potem - pustka i kac - jak oświadczał nazajutrz po imprezie drwal Błażej Sęczek, przez innych zwany Sączkiem, duży znawca tego problemu, prywatnie znajomy mego dziadka Mateusza. Oto do czego mnie stale namawiasz. – roześmiał się niewesoło skrzat.

- Durnot nie komentuję – bąknął kwiat i postukał szałaputkowym palcem w szałaputkowe czoło.

- Grałem kiedyś na takim balu razem z innymi muzykami – wtrącił się świerszcz i rozmarzył – Pięknie było! Zielono, karminowo i złoto… Spotkali się wszyscy co ważniejsi z łąk, ze stawów a nie brakło też leśnych stworów.

- Muzyk się trafił! – skrzywił się kwiat. – Cóż, zwykle każdy głupiec uważa się za mędrca, grafoman za pisarza, pacykarz za malarza, wierszokleta za poetę, muzykant za muzyka…

- Co to za jedni? – zaciekawił się krasnal nie zatrzymując się na kwietnych bezczelnościach.

- Nnooo…- spłoszył się świerszcz, niepewnie przyglądając się kwiatu – Czy ja wiem…Tacy tam…

- Przerost ambicji nad możliwościami – uzupełnił kwiat swoją poprzednią wypowiedź – A co do twojego pytania drobiazgu, to prawie komplet „ środkowego wymiaru” : utopce, upiory, wiedźmy, duchy, demony i cała rzesza boginek, didków, wodnic, dziwożon, gnieciuchów, kocmołuchów, mamun, wilkołaków, że reszty drobnej hałastry nie wymienię. No i oczywiście delegacja „ich ekscelencji” na rasowych kozłach... – relacjonował - Zbiera się to wszystko raz do roku o tej porze na wysepce pośrodku tych tam bagnisk zwanych „Martwą stroną”, w miejscu gdzie dawniej stała karczma, w której przy pomocy trunków goście pozbywali się swoich tajemnic, robiąc na tym diable interesy. Od zachodu do wschodu słońca fetuje się rocznicę odniesionego tu niegdyś zwycięstwa. Tu zauważę, że miejscowi do dzisiaj jeszcze dziurę po karczmie nazywają „Rzymem” Mówi ci coś ta nazwa okruszku?

- Wyobraź sobie, że mówi – wycedził krasnal – ale przecież to baśń tylko…

- Cóż nie jest baśnią? – spytało retorycznie świętojańskie dziwo, puszczając figlarne oczko do krasnala.

- Nauka temu się wymyka! – ćwierknął świerszcz stanowczo, ale z jakiegoś powodu nie podjęto tego tematu. – No co? Nie rozumiecie wartości nauki? – zdziwił się więc, gdy zaległo kłopotliwe milczenie.

- A nie pomyślałeś czasem, że może zbyt ją rozumiemy? – słodko acz z odrobiną gorzkiej drwiny spytał kwiatek.

- Maczałeś w tamtym swoje płatki? – cierpko spytał Szałaputek.

- No skądże; tę grę prowadzili wyżsi ode mnie – melancholijnie odpowiedziała paproć. – Sami wybierańcy…„De-le-ga-ci”- rozumiesz… – dodała z przekąsem. Wyżsi i bezwzględniejsi niż pozostali. Ci nawet Twardowskiemu dali radę – westchnęła z podziwem. - Wsłuchaj się dobrze, a usłyszysz może jak gdzieś tam w chmurach łzawo zawodzi staromodne kantyczki…

- Szaleństwo straszne na takim balu! – wtrącił świerszcz ni z tego ni z owego - ale muzyka dobra.

- Bałwan. Muzyka nie ma tam większego znaczenia- roześmiał się kwiat.

- Jak to nie ma?!

- Tak - że nie ma. I tak tego nie pojmiesz, to po co tłumaczyć?

- A byłeś tam kiedyś, czy znasz to tylko z opowiadań?

Kwiat zmierzył go uważnie lekceważącym spojrzeniem, ale nic nie odrzekł, być może dlatego, że ledwie widoczne jeszcze w szarówce bladozielone ogniki-świetliki podpłynęły właśnie na skraj bagniska i zaczęły posykiwać, i szeptać w przybrzeżnej mięcie:

- Dokąd to, dokąd?

- Chodź no tu, chodź.

- Po co brzegiem? Po co?

- Tędy idź. Tędy bliżej. Bliżeeej mówię.

- Tędy łatwiej. Tędy szybciej.

- Skręćże do nas, a poprowadzimy cię.

- Chodźże tu!

- Zobacz jak tu sucho, jak tu miękko…

- Chodź do nas. Chodź!

- No zróbże krok. Kroczek tylko!

- Zobacz jaki tu dobry skrót. Jaki dobry.

- Wystarczy stąpnąć i już!

- Taaa…I już topiel, i plumm! – ziewnął znudzony kwiat. - Do kogo ta mowa?

- To twoi bliscy? – spytał dość złośliwie krasnal.

- Nie mam nic wspólnego z tą czeredą – obruszył się kwiatek.

- Poszszli wy mi sssstąąd, bo spać będęę! – licho wie co zaszeleściło naraz w szuwarach i zdmuchnęło świetliki.

- Słyszycie jak tu coś gada?! – zaniepokoił się skrzat.

- To wiatr usypia trzciny…

- Wiatr? Nie, to nie wiatr. Coś tu mieszka, albo za nami przyszło...

- Nie wierz w to. Jedynie twoja głupota stale nam towarzyszy – westchnął kwiat.

- To zdaje się twoja sprawka, że widzę i słyszę ostatnio coś, czego nie powinienem ani widzieć ani słyszeć i co mnie rozprasza – zauważył z wyrzutem krasnal.

- Może poniekąd – zgodził się kwiat – bo jestem częścią baśni, jak już wielokroć wzmiankowałem i dlatego wzmacniam to co nierzeczywiste. A że i ty w dodatku gonisz za baśnią, to i baśń widocznie cię polubiła.

- Że gonię za baśnią powiadasz? – mruknął w zamyśleniu krasnal - Jeśli nawet, to nie za twoją, a za OGROMNĄ. Za baśnią, przez największe „B”. Twoja baśń jest ułomna, chora. Tak – chora! A w mojej to ty jesteś jedynie bolesną drzazgą.

- Niemiły mądraliński, a skąd taka pewność?

- Bo nie tylko nie zachwyca, lecz nawet wywołuje obrzydzenie.

- Jakoś wszystkim się podobam, tylko tobie nie odpowiadam! Ja jestem sama radość! Czy ty wiesz z jakich ja nicponi królów porobiłem? Jak zależało im potem na znajomości ze mną, jak się nią pysznili?
Weźmy takiego Bartka, małomiasteczkowego pastucha, co to ni w pięć ni w dziewięć, więc tylko mądre miny robił i tajemniczo a wdzięcznie się uśmiechał. A jak przypadkowo odkrył rąbek swej rzeczywistej osobowości i mądrości, to…no, raczej nie należy przywoływać tego obrazu przed nocą… Albo lepiej spójrzmy na Szymona, mniej czarującego, bo o małpiej gębie, ale też z przerostem ambicji i głupoty, w dodatku zasmarkanego od urodzenia i chromego. Znalazł mnie i zaraz nawet w lustrze się nie rozpoznał tak się odmienił.
Szał, szyk! Paniaga! Karoce, kobiety, szalone tygodnie, a jaka kuchnia! Parysko-włosko- jakaś tam, że spamiętać nie sposób. Najważniejsze, że - palce lizać! No, nie tylko po brodach wszystkim ciekło. Nie tylko. A złoto sypało się jak piach w klepsydrze…

- Aż się przesypało, tak?

- Zawsze musisz psuć wszystko niestosownymi pytaniami? Nie znasz klasycznej maksymy szczęścia streszczającej się w chwilowej uciesze? Wszystko przecież jest chwilą, która musi przeminąć, czy się tego chce czy nie chce. Więc niczego nie trzeba oczekiwać nad te chwile. A przecież dobrze jest kiedy one są piękne, prawda? Odpoczywa się w nich i ładuje akumulatory przed dalszą wędrówką pod wiatr męczących zdarzeń.

- Jest coś więcej niż mgnienie chwili. Coś stałego. W dodatku pełnego ciepłego dobra, jak wełniany sweter w mrozy.

- On znowu swoje! Widziałeś ty kiedyś coś stałego? Podaj choć jeden przykład. Wszak już starożytni mówili, że wszystko się panta i rei, czy jakoś tak. Że przepływa po prostu nie dając się w żaden sposób zatrzymać.„Wszystko co widzisz, to dźwięk i zapach dymu”, mawiali Rzymianie wypisując takie i temu podobne sentencje na architrawach, które po nich pozostały, a oni znali się na tym.

- Cóż pozostało po Rzymie prócz ruin i anegdot? Nawet jego prawo skruszało…Chcesz bym na dymie budował swoją przyszłość?

- To pokaż mi trwalszy fundament!

- Jest nim Dobra Nowina kwiatuszku, którą dzień po dniu czytywała mi babcia. Szkoda tylko, że nie traktowałem Jej poważnie, tylko raczej jak zwykłą bajkę…, którą z czasem prawie zapomniałem. Dopiero kiedy w starym domu odnalazłem zgubioną kiedyś babciną zakładkę do książek, zacząłem sobie Ją przypominać… Popatrz to ta zakładka. Staromodnie wyszywana muliną, z czerwonymi frędzelkami u spodu…Widzisz?

- Ech, no i dotarliśmy do sedna naszych rozbieżności. – zaszeleścił kwiat cmentarnie - Wiedziałem, że musisz być czymś zatruty maluchu, bo przecież nie opierałbyś się tak długo przed szampańską radością, która ci proponuję. Tak…Więc jeśli nawet byłoby tak jak głosi Nowina, to Tamta Rzeczywistość rozpoczyna się czymś wyjątkowo nieprzyjemnym, a nazywanym umownie - śmiercią, która jest końcem wszystkiego. Przynajmniej tego z czym delikwent zżył się od urodzenia. Swoją drogą, też mi pyszna nagroda za wcześniejsze wyrzeczenia! A one są warunkiem przejścia przez „ucho igielne” rozdzielające światy. Jak nie schudniesz, to przez nie, nie przejdziesz…Doprawdy w śmierci nie ma nic zabawnego, po niej zaś nastąpi już całkowity brak przyjemności, w każdym razie tych znanych nam dotychczas. Post mortem est nulla voluptas, mówiąc po anielsku. I w ogóle nic pewnego w tej Wielkiej Obietnicy; może są to tylko obiecanki, cacanki, więc nie bądź głupszym niż jesteś i - carpe diem malutki! Co się wykłada : używaj świata, póki służą lata! Stań mocno na tym na czym stoisz. Dawno już wiedziano, że „ lepszy wróbel w garści, niż gołąb na dachu”. Bądź realistą!

- Rzecz w tym, że ja właśnie jestem realistą i dlatego nie zadowalam się pyłem chwil, a szukam tego co niezmienne. Trwałe. Śmierć…Owszem tak, niestety jest konieczna – westchnął boleśnie skrzat – ale ona jest tylko przystankiem takim jak poczwarka dla motyla. A to o czym mówisz jest prymitywnym widzeniem świata, w którym nic się nie liczy nad ulotną przyjemność.

- Nowinek ci się zachciało! Marzy ci się być motylem?! Dawno nic mnie tak nie rozbawiło –udał kwiat chichot.

- Co za ziółko! – ćwierknął sennie Hipolit w ciepłym zakamarku mankietu.

- Nie bądź prymitywnie dosłowny – skrzywił się Szałaputek – oczywiście, że nie motylem, ale kimś zdecydowanie piękniejszym niż teraz. A przede wszystkim prawdziwie wolnym od tymczasowości.

- „Kto wie czy na tamtym świecie szynkownię znajdziemy?” zastanawiał się już pewien mędrzec. A ty głodomorze stoisz przed gospodą, do której cię od dawna zapraszam; fochy stroisz i błaznujesz. Zamiast szukać po mitach wystarczy przyjąć moją propozycję, a świat natychmiast stanie się piękniejszy – próbował jeszcze kusić kwiat - Zresztą z czymże ty wracasz do domu? Z pustymi rękami wracasz! A to się ucieszą… – zakrztusił się sztucznym śmiechem.

- Przestań. Wydawało mi się, że to mamy już poza sobą. Wracam z dobrym słowem i otwartym sercem. To o wiele więcej niż miałem dawniej dla domowników.

- Może i doroślejesz – spoważniał kwiat - ale nadal wszystko po dziecięcemu komplikujesz. Dowolnie przesuwasz punkty ciężkości. Motasz to co wyjątkowo proste…

- I rozplątuję to co zamotane. Czyż nie? Bo idę w kierunku harmonii…

- Jasne, nawet ku „harmonii sfer”, która w twoim przypadku, okaże się być ustną harmonijką dziadusia, nieprawdaż?…- przerwał mu kwiat i nie czekając na odpowiedź ciągnął: - Ech…Nie chcąc skorzystać z mojej oferty niszczysz całą dotychczasową strukturę sieci ważnych powiązań. Marginalizujesz współczesne normy, zawracasz rozumowanie w mroki zapomnianych średniowiecznych problemów i wartości… To twoje małe „po co?” rozwaliło mi system!

- Przecież nie robię tego celowo. Ponad wszystko inne interesuje mnie tylko to: po co się żyje? I dziwię się, że aż tak martwi cię odmowa, kogoś tak mało znaczącego jak ja. Czemuż to niby? – krasnal usprawiedliwiał się i dziwił jednocześnie.

- Nie bój żaby, dowiesz się tego w swoim czasie. Teraz zaś istniejesz głównie po to, by zanieść mnie do ciepłego miejsca.- odćwierknął mu cichutko Hipolit.

- Tym gorzej dla systemu, jeśli taka mizerota jak ty potrafi się mu przeciwstawić - ciągnął grobowo kwiat. – Nigdy byś nie uwierzył ilu fachowców ślęczało nad tym postępowym projektem, bądź co bądź uszczęśliwiającym bardzo wielu maluczkich, który aż dotąd był niezawodny…A ty go rozwaliłeś niejako mimochodem i teraz już nigdy nie będzie tak jak poprzednio. Dodam, że nie przypuszczałem by to było możliwe… Wszystko przez twój upór ciemnogrodzkiego osła! – uzupełnił z pewnym podziwem.

- System? Jaki znowu system? Nie rozumiem… Tak czy owak – pomyliłeś się. A jeśli mylisz się w tym, to możesz się mylić także w innych swych diagnozach, chociażby w tych dotyczących wyobraźni, baśni i rzeczywistości - zauważył krasnal - Zresztą, mówisz raz tak, a raz inaczej… – dodał z wyrzutem.

- Panta rei… Mówiłem przecież, że nic stałego na tym świecie, a i na Tamtym również nic pewnego. Mówiąc szczerze o naszej baśni mogę powiedzieć wiele, bo do niej należę, o Tamtej Rzeczywistości zaś tylko tyle, co przebąkują niektórzy. Mówią oni - że jest… gdzieś tam… po drugiej stronie lustra. Czy to prawda? Nie wiem. Nie ma bezspornych dowodów na tak, ale też i na nie. Problem tkwi, jak gwóźdź w bucie, w przestrzeni wiary; w pewnym sensie euklidesowej, w której mowa o równoległości…Powiadają również, że przepustką do tej Drugiej Strony jest - miłość…zamyślił się kwiat, ale zaraz jakby pożałował swoich słów i spróbował na swój sposób prześmiewczo zniekształcić ich wagę.
- Miłość? Cóż to jest miłość? – spytał i zaraz sobie odpowiedział: - Miłość to takie tam majowe wieczorne pitu pitu dorastających panienek i pryszczatych chłoptasiów. I to ma być sens życia? Doprawdy pusty śmiech ogarnia! Chcesz miłości?! Dam ci i miłość, ale naszą konkretną; taką z krwi i kości, a nie z mgły i wiatru.

– Miłość… – szepnął krasnal i nie wiadomo czemu przypomniała mu się babcia gotująca swoją codzienną zupę, ale nie powiedział tego głośno.

- „Szukasz sensu
swojego życia?
Popatrz na mnie
rzekło drzewo
Moje gałęzie i liście
wyciągają się
ku światłu. ”

To jest - tylko
I – wszystko.
- wyrecytował kwiat dość teatralnie.
– Oto sens w totalnym bezsensie. – rzekł gniewnie.

Szałaputek mimowolnie spojrzał za słońcem, które zachodząc właśnie, błyszczało w samym centrum krzyża stojącego na wzgórku za bagnami, podkreślając go i jakby unosząc ponad mroczniejący krajobraz, i nic nie powiedział .Ukląkł i wtulił twarz w nagrzaną macierzankę na nadbrzeżnej skarpie, bo gwałtownie zapragnął dotknąć czegoś realnego i znanego od zawsze…

- Prawdziwie kochać, to zapomnieć o sobie i dziękować, ofiarując siebie za wszystko..., tak słyszałam – szepcząc ledwie dosłyszalnie zapachniała kojąco macierzanka.

GŁOS ANIOŁA / wibrujący w powietrzu /
Stat crux, dum volvitur orbis. ( Świat się zmienia, krzyż trwa niezmienny )

- Wróć do źródła i pij! – plusnąła rzeka.

- Że też o tym nie pomyślałem wcześniej! – Tak, trzeba mi powrócić do Źródła… - zgodził się Szałaputek w pełnym zrozumieniu.

- Taa, do króla Błystka i sierotki Marysi – szydził kwiatek.

- Nie. Jedynie do Księgi, która leży na nocnym stoliku przy babcinym łóżku. – poważnie odparł skrzacik.

- Chcesz zatrzymać rakietę postępu papierową książką babki? Nie ten czas, nie ta epoka! – zacietrzewiło się kwiecie.

- Papier bywał już trwalszy i mocniejszy od spiżu. Nie wiesz tego? – zdumiał się krasnal.

- Muzyka i poezja także – zauważył świerszcz wychylając głowę na zewnątrz.

- Pomijam tu już fakt, że Dobra Nowina, którą zawiera ta Księga, jest najlepszym znanym program społecznym na Ziemi. – co stale w rozmowach z innymi podkreśla dziaduś – dodał krasnal.

- Patrzcie no – „program”!…- szyderczo sarknął kwiatek – Cóż on niby daje w praktyce?

- Wszystko ma w jednym : ład na Ziemi i przepustkę do raju. Oczywiście jeśli stosuje się go ściśle według zaleceń, nie próbując na nim zrobić geszeftów, co podkreśla dziaduś.

- „Raj”!!, no ludzie! Płatki się marszczą na taką bzdurę! Czyż może być jeszcze większa, niż taka starcza utopia? – zaperzyła się roślina.

- A twój „król” utopiony w ułudzie królestwa jak osa w miodzie, to taka znów wielka i trwała wartość?

- Już to mówiłem, ale powtórzę : moje dary są namacalne, a nie posklejane z obłocznych marzeń! Twoje są umykającym horyzontem. Nigdy go nie dopędzisz; a jakby nawet, to nie będziesz wiedział, że dopędziłeś.– zaśmiało się nieszczerze wspomnienie sobótki. - Po co ci to? Wiesz zresztą, że może go w ogóle nie ma…

- Jeśli jest, to wszystko zyskuję; jeśli nie ma, to przecież nic nie tracę…Cóż mi więc szkodzi być dobrym? A to jest warunek…

- Rzeczywiście nic nie tracisz… prócz zmarnowanego życia! Drobna sprawa, nieprawdaż? Ech, głupiec z ciebie! Cóż szkodzi spróbować i ewentualnie - odrzucić..? - kwiatek raz jeszcze usiłował go zbałamucić.

- Może to i nieskładne co on mówi, ale jakby skrzydlate, a twoje paprotny łęcie ciężkie i prostacko ubłocone. Ćma i wąż, tak bym was porównał – odezwał się nie pytany świerszcz
i chciał coś jeszcze dodać, ale kwiat mu na to nie pozwolił, niespodzianym, wręcz chamskim huknięciem:

- HEJA, HEJA, HOP!
- HEEEJA, HEEEJA, HOOOP! – podjęło i wzmocniło wrzask echo.
- HEJA, HEJA, HOP! – wielokrotnie powtórzył kwiat swój okrzyk, naturalnie ustami krasnoludka.

- Co też go napadło? Czyżby oszalała podręczna żarówka!? – ćwierknął ze zgrozą Hipolit i zaraz odpowiedział sobie starym przysłowiem: Ha! Dlatego dzwon głośny, że pusty!

- HEJA, HOP! - darł się kwiat, aż krasnal ochrypł, niestety rozbudziwszy wpierw wypoczywające w trzcinach licho wie co, które zaczęło nagląco wołać:

- Iśśśććć mmii ssssstąddd zaraz! Wynnochaaa!

- Phi! Bździnie błotnej zdaje się, że może rozkazywać. Zamknijże się, ale już! BUDA! – zdołał mu kwiat jeszcze chrapliwie odkrzyknąć.
A licho wie co nie pozostało mu dłużne :

- Passsssssskuddnikkkk jeden! Ja cciii tuu zarazzz….Ja cciii tuuu zarazzzzzzzzzzzźźźźźźźźźźźźźźźźśśśś… i jego słowa zmieniły się w przeraźliwy wibrujący gwizd.

- Oho, kogoś przywołuje! Lepiej nam odejść nie sprawdzając kogo. Takie coś ma wyjątkowo nieprzyjemnych znajomych. Wrodzona mądrość mówi mi, że trzeba uciekać! – wychrypiał kwiat ciągnąc gwałtem Szałaputka za sobą. I krasnal chcąc nie chcąc zaczął uciekać ( rozważając w myślach pytanie: czemu kwiat, który rzekomo nie boi się niczego, boi się prawie wszystkiego? )…Niestety ucieczka nie trwała to zbyt długo, bo upadł, gdy nogi owinęły mu długie zwinne macki moczarki…


*


Niedługo potem krasnal poturbowany i oblepiony bagiennym szlamem obsychał w jeżynach usiłując jednocześnie wygasić w sobie palący żar przerażenia.

- Złaź ze mnie – wychrypiał do kwiatu, z trudnością łapiąc oddech – No spadaj mówię!

„Nie poddawaj się emocjom – uspokajała roślina. – Wszystko jeszcze możemy sobie wyjaśnić i ponaprawiać nieporozumienia. – Miej serce! Niebawem zima rozłoży swoje kramy z tandetą. Podrabiane brylanty z lodu, perły ze szronu i wyblakłe kwiaty mrozu. Nawet moją podróbą będzie drażnić głupców, paćkając mój nieudolny konterfekt po brudnych szybkach lepianek… A ty posiadasz mnie rzeczywistego! Masz odwieczne marzenie pokoleń dosłownie w zasięgu reki! Dodatkowo, poza wszystkim innym, jestem doskonałym towarzystwem na długie nudne wieczory. Z najwyższej półki, że się tak wyrażę… Zapewniam, że się nie mylę!

- Nieporozumienia – przedrzeźniał krasnal – Ładne mi „nieporozumienia”.

„Być może troszeczkę miejscami przedobrzyłem, ale to dla twojego dobra” – tłumaczyła się paprotka.

- Już ja wiem co o tym myśleć. ZŁAŹ!

- Ponury nastrój trzeba było rozpędzić, to po pierwsze; a po drugie nie możemy w żadnym razie pozwolić, by hołota nam rozkazywała! Prawda? – przymilał się kwiat – A jakieś ofiary muszą być przecież… Zresztą, ja się poprawię… – zakwilił słodko w suplemencie.

- Już w to wierzę… Złaź w tej chwili. Mam dosyć! – uciął kwietne zabiegi Szałaputek.

- Głuchy jesteś chlorofilu? Spadaj na drzewo! – jęknął roztrzęsiony Hipolit – O mało co mnie nie zgniotło!

- Niech ci będzie – rozpaczliwie acz niechętnie zwrócił się kwiat do Szałaputka – porozmawiajmy więc o granicach wiedzy skoro jej tylko pragniesz. Co tu dużo mówić – westchnął – definiując rzecz w języku anielskim: „sapientia hominis - stultitio est”, co się na twój wykłada: „mądrość ludzka - jest głupstwem” … Otóż, niestety, prawdę mówiąc… nauka… ma swoje ograniczenia i z zasady nie odpowiada na podstawowe pytania. Czyli na te, które ciebie akurat interesują i przy których tak nieszczęśliwie się upierasz. Jednakże jej fragmenty są niezwykle zajmujące i rozwijają sprawność umysłową; podobnie jak rozwiązywanie krzyżówek. I tak na przykład można się pasjonować całkami, kwantami, a problemem czarnych dziur, albo antymaterii zajmować nawet przez całe życie. W zasadzie każda dziedzina wiedzy jest intrygująca i godna zgłębiania. Dajmy na to – historia, jako taka…Co prawda nie można liczyć na jej obiektywizm i miarodajność, ale rozwikływanie jej domniemanej zawiłości jest niesłychanie frapujące. Ot, na przykład, czy to nie ciekawe co jadała na obiad Katarzyna II w dni postne? Albo jak w XVI wieku obliczano rzeczywistą odległość Ziemi od Andromedy? A w ogóle to astronomia jest the best i na topie, bo proponuje wyjaśnienie niezrozumiałego niewiadomym, co jest bardzo cool w materialistycznym pojmowaniu świata przez wszystkich mocno stojących na nogach; nie takich jak ty stale fruwających w eterze. Ha! …Ale to nie wszystko, bo dopiero przyszłość przyniesie światu cuda, dziś tylko przeczuwane w tajemniczych e-słowach znanych tylko nielicznym, ale jutro oczywistych dla wszystkich… Chcesz czy nie, zderzysz się czołowo choćby ze „stosunkiem rzeczywistej do deklarowanej pojemności powerbanków”, albo „ firmową wifką” lub „ warsztatami panelowymi na temat chłodzenia all-in one” I wtedy ja będę nieodzowny, ale wyjątkowo dla ciebie mogę już teraz odsłonić rąbek tajemnicy i wprowadzić cię w tę futurologiczną wiedzę. Zapodać ją w zajawkowych prognostycznych przedbiegach…

- CO?! A idźże ty wreszcie do diabła !– zirytował się nie na żarty krasnal.



*


/ ni z tego ni z owego pojawiają diabliki /

DIABLIK 1
I o to chodziło.

DIABLIK 2
Pewnie, że tak. Taś taś, chodź no badylku.

DIABLIK 1 / do krasnala /
Dziękujemy. Hihihi. Ukłony dla żony.

DIABLIK 2
Daj spokój on nawet nie jarzy, że nas wezwał; zresztą też i nie słyszy, bo ogłuchł na nasz wymiar, kiedy stracił kwiecie. I kij wędrowny z nim, niech przepadnie w tej ich niedalekiej gwiazdkowej zadymie.

DIABLIK 1
„Niech mu gwiazdka pomyślności…”, dobrodziejowi. Bo bądź co bądź to nasz dobrodziej. Dzięki niemu mamy wreszcie naszą zgubę.

DIABLIK 2 / jakby z groźbą do skrzata /
Sie jeszcze spotkamy malutki…a teraz siema.

DIABLIK 1
Czyli – cześć!

DIABLIK 2 / do kwiatka /
Wracamy do domciu. Tatuś już czeka z wiązanką życzeń, a specjalnymi perswazjami wyprostuje ideologiczną łodyżkę, głównie za unikanie kontaktu.

KWIAT / z niepokojem /
No co wy…panowie. Sygnału nie było!

DIABLIK 2
Ale sporo sugestii i owszem. Trawki, zioła, osy, Rokita; słowem – WSZYSTKO, informowało szanownego odnalezionego, że należy porozumieć się z centralą.

KWIAT
Jasności w temacie nie było. Panowie wybaczą, ale ja od zgadywania nie jestem. Ja tu dla was czarną robotę odstawiałem. Motałem duszyczkę nowoczesnym sposobem perswazji. Małą bo małą, ale zawsze…A wy mnie pokrzywą pretensji po goliźnie sumienia? Z buta w goleń?! Oj! Nieładnie, nieładnie!

DIABLIK 1
Z kapcia najwyżej, bo na obecnym etapie jesteśmy ekologicznie miętkie , czyli dmuchamy i chuchamy na faune i flore.

DIABLIK 2
Spoko, ten wybryk natury niebawem pojmie od czego jest, a od czego nie jest i co powinien był zrobić.

DIABLIK 1
Sie mu rozjaśni nad podziw!

KWIAT / przymilnie nagle /
A nie moglibyśmy coś z tym oczekiwaniem na werdykt sensownego zrobić? Bo ja mam możliwości…

/ chwila napiętej ciszy pełnej konsternacji /

DIABLIK 1 / pociągając nosem w zamyśleniu /
Jak dla mnie… to gotów jestem wysłuchać propozycji.

KWIAT / skwapliwie /
Proponuję więc szybkie głosowanie.

DIABLIK 2 / półgłosem /
Mówię zdecydowane - nie!

KWIAT
Czyli jest 2:1, bo ja przychylam się do wnioskodawcy. Jest zresztą sporo okoliczności łagodzących wątpliwości, ot chociażby ta, że nie miałem zasięgu, a panowie nie raczyli wzmocnić sygnałów. Czyli poniekąd zachodzi współudział…

DIABLIK 1
Rzeczywiście zapomnieliśmy, że można namiar wzmocnić, bo… od telepatii to mnie we łbie łupie i rogi swędzą, jakbym je miał zrzucać, czego wyjątkowo nie lubię…

KWIAT
I w związku z tym proponuję przyjacielski rozejm. Słyszałem, choć nie wiem ile w tym prawdy, że „ co szybkie u matoła, pochodzi od anioła”… Niestety nie określono jakiej barwy… Mówiąc inaczej: po co zaraz bezprzytomnie gnać do Wyższej Instancji z językiem wywieszonym na brodę, kiedy istnieją łagodniejsze możliwości podróży? Zdecydowanie godniejsze dla panów. Ja przecież nie mówię, że wcale nie powinni panowie wracać. No gdzieżby! Pierwszy bym panów odwodził od takiego pomysłu! Ale…Wysoka Instancja, jak to mówią: nie zając – i dłużej jeszcze poczeka, skoro tyle już czekała. Do przyszłej sobótki daleko, więc do czego jej akurat teraz mój skromny kwiatek potrzebny? Kogóż to cieszą poimieninowe bukiety? Nikogo! Na drugi rok zaniosą mnie panowie długo przed czasem, dajmy na to, już w marcu i wszyscy się tym ucieszą, całkiem zapominając o wcześniejszej niepunktualności. To oczywiste, bowiem: „ co było, a nie jest nie pisze się w rejestr”… Tymczasem przed panami jesień ze swoją porywającą melancholią i pobudzające wyobraźnię okrucieństwa zimy. Któż z nas nie chce ich zasmakować? Że są jeszcze w pewnym stopniu enigmatyczne, bo nazbyt odległe? Otóż ja… znam rozkoszne miejsca na spokojne ich doczekanie! Ot, chociażby przeurocze Wyspy Zamglone, na których pada bez końca i miary. Wrzosowiska, pełne zachwycających szarug, na których słotny wicher śpiewa przerażające kantaty o przyszłości, jaką zapowiada chociażby ten słodki wierszyk. Panowie pozwolą, że w ramach reklamowego przerywnika zadeklamuję jego fragmencik :

Wiatr jesienny stoi za drzwiami
Od mokradeł ulewa chlupocze
Po bezdrożach i nad rozłogami
Rozsnuwają się mgieł warkocze

Potem okna zachodzą bielmem
Świerszcz na zapiecku dzwoni
Rwą konie mroźnej wichury
Po księżycowej błoni

Krzeszą niebieskie gwiazdy
Podkowami złotymi z bajki
Rzeka srebrzy się lodem
Jak brzeg ludowej krajki

Zima siada z lirą do sanek
Śnieżnym kocem otula kolana
Każe się wieźć przed ganek
I kancony wyje od rana /…/

O! Więc po co zaraz wracać, kiedy wiadomo, że i tak bez bury z piorunami się nie obejdzie, a potem, co oczywiste - długo nie dadzą żadnego urlopu… Radzę też rozważyć to, że mnie w końcu nikt przecież na tortury nie weźmie, bo i po co? Mnie się nagada do listków i tyle. Co do panów to mam pewne obawy…No ale, wolna wola, jak propaguje tak zwaną „niezależność” konkurencja.

DIABLIK 1
Po co komu ta wola? Wole to mają indyki, nie?

KWIAT
No właśnie! Powiedzmy sobie szczerze, to zwykła zmyła, żeby potem przetestować, przesiać, odsiać; słowem - zrzucić odpowiedzialność na delikwenta.

DIABLIK 2
Takie „wolne nie pozwalam” na niby…

KWIAT / konfidencyjnie /
Mówiąc między nami : Wszystkie grzyby są jadalne, z tym że niektóre tylko jeden raz.

DIABLIK 2 / speszony /
Co proszę?

DIABLIK1
Daj spokój Kara… Karolu. Co my się będziemy w tę tam polityke, czy logike bawili? Lepiej i łatwiej w to nie wchodzić.

KWIAT
Bardzo słusznie; po co komplikować to, co już skomplikowane? Niemniej jednak mam w zwyczaju dzielić się myślą, zamiast, co powszechne, opowiadać o tym co wszyscy widzą. Czyli rozumiem, że panowie zdają się na mnie.

DIABLIK 2
Cóż, w rzeczy samej towarzysz mój zwykł gadać o wszystkim i o niczym… Hmm…trzeba to jednak przemyśleć…

KWIAT / bardzo poważnie /
Naturalnie! Wszak trójkąt Pitagorasa, to w gruncie rzeczy trójkąt kwadratowy.

DIABLIK 1
Oczywiście.

DIABLIK 2/ chrząka skonfundowany, niepewnie /
Ocho! Zaleciało mi tu sofizmatem…poniekąd.

KWIAT / z przesadnym zachwytem /
Jak to miło spotkać wreszcie kogoś rozumnego! Taka znajomość, to prawdziwy skarb na zimowe wieczory.

DIABLIK 1
/ patrząc żałośnie na wirujące w dali gawrony i kawki /
A nad czym tu myśleć, kiedy gość rozsądnie nawija? Co nam przyjdzie z tej całej naszej sumienności? Dodatkowy dyżur przy dokładaniu pod kotły! A opiernicz i tak mamy już jak w banku. No a lepiej żeby później niż wcześniej. Nie?

KWIAT / słodko /
Panowie zauważą jeszcze tylko, że jestem fachmanem od rozdawania skarbów, a wszak „tam skarb, gdzie serca wasze”, jak to głoszą dżentelmeni w przeciwnym kolorze. Tuszę, iż skarbem panów jest przyjemność, czy zgadłem?

DIABLIK 2 / przełykając głośno ślinę /
Trudno w to wątpić…No bo co nam innego pozostaje?

KWIAT
Zaprawdę - nuda, nuda i jeszcze raz – nudaaaa… / z nagłą złością / Nikczemny świat na miarę karzełka!

DIABLIK 1 / niechętnie wskazując krasnala kontemplującego nadal swoją pustą dłoń/
Jego też bierzemy?

KWIAT
No skądże! To nie towarzystwo dla panów! W ogóle żadne towarzystwo, tylko drobne nieporozumienie i tyle. Takie przypadkowe zamącenie w tematycznej jasności.

DIABLIK 1
Już to nie nasz problemik.

DIABLIK 2 / gwałtownie /
A niech tam! No to przed siebie, w słodką jesień! Prowadź nas pamiątko sobótkowego szaleństwa.

KWIAT
W drogę więc! / w kierunku krasnala /
Zobaczysz głupi karliputku, że prędzej czy później „ecrasons l`infamie!” („zmiażdżymy co nikczemne”), jak pisał Voltaire w zakończeniach listów.

DIABLIK1 / z podziwem /
Wolter, co to za mocna głowa! Mam jego marmurową figurkę z epoki. Łapię za nogi i – bęc w orzecha! Rozbija nawet kokosy.

DIABLIK 2 / z zażenowaniem /
Ten to jak coś powie, to nie wiadomo śmiać się, czy płakać…Szczególny przypadek… Proszę wybaczyć.

KWIAT / machając lekceważąco płatkami a z wyczuwalnym niepokojem w głosie /
Panowie - świat czeka, czas ucieka …
Do dzieła więc!

DIABLIK 2
Na Wyspy Szczęśliwe!

DIABLIK 1
Czyli hajda za gawronim stadem!

DIABLIK 2` / z ociąganiem /
No niech ci będzie, ale potem w szkwał…i na wyspy …

DIABLIK 1
I takiego cię Karaliuszu lubię!

KWIAT / z ulgą /
I ja także.

/ Przez chwilę półprzymknięte kwietne oko rzuca wściekłe błyski w kierunku zamyślonego Szałaputka, potem rozpogadza się w szelmowskim uśmiechu i piekielne towarzystwo rozwiewa się nucąc francuską pieśń rewolucyjną „Powiedzie się” (Ca ira!) /.


*


- No i nie ma go! Czyli, że Ziemia się chyba jednak zatrzymała, co przewidywał, gdyby udało mi się go wyrzucić…Rzeczywiście jakby łatwiej się szło… – westchnął Szałaputek oglądając z wielkim zdziwieniem, choć i z niewątpliwą satysfakcją swoją dłoń już zupełnie bezkwietną – Tak czy owak przynajmniej z tym arogantem mam spokój, szkoda tylko, że akurat wtedy, gdy rozmowa z nim stała się wreszcie trochę interesująca i miała jakąś perspektywę. A może wcale go nie było? Może mi się to wszystko zdawało? – zastanawiał się – Może jest tylko to co dostępne zmysłom, a cała reszta to wyłącznie bajanie i on wziął się właśnie z tego bajania? Bajanie, poezja, zwidy…Otacza nas teatr wyobraźni i to wszystko…

- ”Myśmy wyewoluowali z płatków śniegu przez prawdopodobieństwo i dobór naturalny – rzekł bałwan bałwanowi” – zarżało coś w przydrożnym rowie tak zaraźliwie, że rosnąca na nim trawa zaczęła się pokładać ze śmiechu.

- A to co znowu?! Proszę mi wierzyć - nigdy tak nie twierdziłem. Wręcz przeciwnie raczej! - wykrzykiwał krasnal podrywając się do następnej ucieczki.

- Nie pędź tak szybko bo mnie wytrząśniesz i zgubisz, a ja byłem jedynym świadkiem wszystkiego i wiem, co było prawdą, a co fikcją. – przywoływał go do rozsądku świerszcz.

- No więc czym co było? – spytał niespokojnie krasnal zwalniając.

- Oświadczam, że wszystko było prawdą. Wszystko, łącznie z tym pyskatym świecącym obrzydlistwem na twojej ręce. – stwierdził stanowczo Hipolit. – Zważ jeszcze, że kiedy go już nie masz, to nic ci właściwie nie grozi. Nawet to, co tam na bagnisku nas wygwizdało jest sympatyczniejsze od niego; mimo wstrętnego zwyczaju puszczania w zdenerwowaniu błotnych gazów …

- Ale…Gdzież on się podział?!

- A cóż ci do tego? Diabli go wzięli i tyle. Żałuję tylko, że w chwili gdy zaczął prorokować. Dziwacznie bo dziwacznie, ale interesująco - ćwierknął świerszcz i wrócił do swoich przedzimowych etiud.

- Ech, jak my często lubimy, to czego nie lubimy… - jęknął boleśnie krasnal do swoich myśli i prawie się rozpłakał.

- Nie mazgaj się kolego i równaj krok! – brzęknął świerszcz dziarsko i Szałaputek się zawstydził.

ODPOWIEDZ

Wróć do „CIĄG DALSZY NASTĄPI”