• Nasze rekomendacje
  •  
    UWAGA!
    JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
    admin@osme-pietro.pl
    PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
     
  • Słup ogłoszeniowy
  •  
    Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
    Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.

    Benjamin Franklin

    UWAGA!
    KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!

    Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
    A oto wyniki



    JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
     

B A Ś Ń P O D R Ó Ż N A czyli tam i z powrotem /12 /

Tu piszemy powieści w odcinkach
ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Ryszard Sziler
Posty: 409
Rejestracja: 04 cze 2013, 09:00
Lokalizacja: Kolbuszowa
Płeć:
Kontakt:

B A Ś Ń P O D R Ó Ż N A czyli tam i z powrotem /12 /

#1 Post autor: Ryszard Sziler » 31 maja 2019, 07:01

*


Rozdział jedenasty
o różnych rozmowach prowadzonych w upał i nie tylko o nich.



Potem nim skończyła się wiosna wybuchło lato.
Bywa, że przemyka ono niepostrzeżenie między wiosną a jesienią, zapachnie żniwną kurzawą i już odlatuje do ciepłych krajów, pozostawiając pajęczyny na zwiędłych liściach. Niekiedy jednak pojawia się bez uprzedzenia i zaskakuje żarem nagłych upałów, jak zdarza nam się to teraz, przed którymi trudno się ukryć choćby i było się krasnoludkiem. Jedyny pożytek z tego taki, że upał odrywa nas od roztrząsania najbardziej wydumanych zawiłości bytu, które najczęściej rodzą się w ciemnych i wilgotnych miesiącach i często nie chcą roztopić się w wiosnę wraz ze śniegiem.

- Uuufff…- jęknął Szałaputek ocierając kwiatem paproci spocone czoło; to jest oczywiście dłonią, na której rozpanoszył się kwiatek.

- No co jest?! No co?– zaburczała roślina.

- Upał jest – stęknął krasnal.

- Możliwe, ale to wcale nie powód, żeby mi dokuczać i wlewać słoną wodę do oka!

- UPAŁ... Rozumiesz? – spytał krasnal otwierając jednocześnie dłoń z kwiatem na sypiący się z nieba bezlitosny żar.

„No co ty?!” - Wariat! - Zamykaj! „Nie oślepiaj!” – pieklił się kwiat, raz głosem, a raz myślą. Co zawsze sprawiało przedziwny widok dla obserwatora, bo krasnal ni z tego ni z owego miotał się robiąc zastanawiające miny, a od czasu do czasu wybuchał niekontrolowanym śmiechem lub potokiem zdań nie do końca sensownych.

Tym razem Szałaputek nie zwinął dłoni dotąd, aż zadyszana roślina wreszcie umilkła.

– No, to teraz już wiesz co to upał nocna maro – stwierdził na koniec wciskając ją w kieszeń między kartki z pytaniami.

- Pić…- zaskamlał bełkotliwie kwiatek – Pić! Wysuszyło mnie całkiem…

- Suszenie? O! Tak! Być może to jest sposób na pozbycie się ciebie! – zastanawiał się krasnal – Niewątpliwie byłbyś ozdobą zielnika.

„Okrutnik – jęknął kwiat. – Rozglądnij się lepiej za jakąś wodą i włóż w nią dłoń.”

- Nie ma wody, nie ma cienia, jest war, piach drogi i jaskrawy żółty kolor świata. Rozkoszuj się czernią kieszeni i nie zawracaj głowy, bo nie mam nawet siły, by ci odpowiadać.

„Kiedy tu jest duszno, i…”

- Czyli, że wolisz być na wierzchu?

„Nie! Nie wolę.” – uciął kwiat.

- To po problemie – mruknął krasnal oblizując spieczone wargi i ruszając dalej.

„A pod wieczór nad molo
Mewy bardzo swawolą
Pora iść do tawerny
Ukoić rumem nerwy”
- po chwili rozśpiewał się niespodzianie kwiat, trochę zniekształconym przez kieszeń głosem.

- Co to niby ma być ? – spytał z niepokojem Szałaputek. – Udar?

„Piosenka korsarska lądowy szczurze” – chrypnęła pogardliwie kieszeń, chrypnięciem niewątpliwie pirackim.

- A cóż ty masz wspólnego z morzem? Zrozumiałbym może, gdyby to była leśna pieśń zbójecka, ale skąd morska…?

- Niewdzięczniku! Chciałem cię trochę ochłodzić umiarkowanie mokrą melodią; a pieśni zbójeckie też znam. Nie darmo przez rok chodziłem z Maczugą po matecznikach i bezdrożach.

- I czemu mnie to nie dziwi? – westchnął krasnal. – Ręka mi się tylko tak jakoś samowolnie w kułak zaciska.

- Już to tłumaczę – powiedział szybko kwiat – Maczuga to był facet, nie sękata pała, tylko tak się głupio nazywał. A byłem z nim z tego samego powodu z jakiego jestem teraz z tobą.”

- Szkoda gadać, ładnych miałem poprzedników – skrzywił się Szałaputek.

- Różni byli…- zauważył dyplomatycznie kwiat.

- Jacy na przykład przechodnia nagrodo za krótkowzroczność?

- A po co ci to wiedzieć mikrusie ? Upał zbyt duży na taką wiedzę. Zresztą i tak jesteś wśród nich wyjątkowy.

- No a ilu ich w ogóle było, mogę chociaż to wiedzieć?

- Też coś! Czy myślisz, że jest we mnie nudny urzędniczy porządek? Czy ja wyglądam na księgowego? Po co mi to pamiętać? Byli i się zbyli… Nawet najbliżsi o nich nie pamiętają, bo i czegóż mieliby pamiętać, skoro niczego im nie zawdzięczają? – tu kwiat parsknął złym, lekceważącym śmiechem - Ot, gdzieś tam poginęli we świecie. Bają czasem o nich starcy w późnojesiennych przypieckowych rozmowach i to wszystko, co po nich pozostało.

- No ale przyjaźniłeś się z nimi przecież, niechby nawet i krótko, więc jakże tak, żeby nawet światełka pamięci nie zapalić czasami?

- Jakie tam „przyjaźniłeś”! Spełniałem ich żądania i tyle.

- Ale rozmawiałeś przecież, jak ze mną…

- Skądże głupku! Jesteś pierwszym, z którym to robię, choć wiem, że mi to na dobre nie wyjdzie. Zresztą żaden z tamtych nie potrzebował rozmowy, każdy oznajmiał jedynie : „Chcę mieć władzę, pieniądze, kobiety, dobre jedzenie, zbytkowne przedmioty! A po mnie choćby i potop, co mi tam, nie moja sprawa.” Nieodmiennie tak samo. Różnili się najwyżej w szczegółach. Zachłanni chcieli wszystko naraz, nieśmiali stopniowo i oddzielnie. A koniec był zawsze jednakowy. Cóż tu pamiętać? Faust mi się nie zdarzył, ani nawet Twardowski.

- Ja tam nie chcę wychodzić ponad swoją normę, chcę ją tylko zrozumieć. Wiedzieć jaką jest i dlaczego… Z tej perspektywy zobaczyć resztę. Czy to naprawdę zbyt wiele?! – w napadzie złości tłumaczył się światu Szałaputek.

- Może i nie, jednakże trochę to twoje myślenie podobne jest do myślenia moich byłych królów, którzy uważali się za pępki świata i przez te pępki chcieli go oglądać. Nic tylko na okrągło : „Ja , mnie, dla mnie, o mnie, we mnie…”

- Jak możesz! – skrzywił się krasnal.

- A mogę, mogę, bo to akurat pamiętam. Wiesz coś ci powiem, całkiem prywatnie, bo i tak, chcąc nie chcąc, wziąłem sobie urlop od obowiązków…

- Jakich znowu „obowiązków”? – zdziwił się szczerze Szałaputek.

- A tam takich różnych – wykrętnie odrzekł kwiat i zaraz wrócił do przerwanego wątku – Wydaje mi się, że kluczem do twojego problemu jest samotność wyobraźni.

- Samotność? – mruknął krasnal, kątem oka dostrzegając dziwaczne postacie na obrzeżach drogi.

- Hmm…No może bardziej samowolność. - zastanowił się kwiat.

- Wszystko to senna baśń i tyle, raz dalsza, raz bliższa. – westchnął krasnal. –– Widziałeś tych brodatych nad rowem?

Nie przyglądam się byle czemu, choćby i było z brodą. Capy też są brodate…– prychnął kwiat ostentacyjnie wygładzając płatki i jakby strzepując kurz – No proszę… Drobina wysiliła się niespodziewanie na mizerną konkluzję, w której może i jest odrobina prawdy.

- Też trochę jestem ze świata baśni więc wiem – wzruszył ramionami Szałaputek.

- Fakt. Bożęta, karzełki, skrzaty, i inna drobnica od zawsze włóczyła się po świecie i zaglądała gdzie się tylko dało. Do baśni także, to prawda, ale nie pochodzi z baśni.

- Nierzeczywistość jest we mnie.

- Bufon! Odrobina najwyżej, tyle co nic. Ja to jestem z baśni, prawdziwej nie z udawanej; z tym, że bardziej naukowej niż literackiej.

- Jak różne…anioły?

- Skąd! Tylko ja. One są rzeczywiste, tyle że z Drugiego Świata. – odezwał się kwiat z melancholią w głosie.

- Z drugiego?

- No jest pierwszy. Ten tutaj. To następny jest drugim. Oczywiste?

- Tylko jako naciągana teoria.

- Co za uparty knotek! Widzi różne „coniebądź” po miedzach i rowach, a wątpi w realną oczywistość!

- Pomijam twoją niegrzeczność, gdzieżeś ty widział ten Drugi Obieg?

- Przypomnieć ci wiedźmy matołku? One są… zaledwie z pogranicza światów, a już ich nie ogarniasz... Parapsychologia i czarnoksięstwo w jednym. A pary najwięcej… W każdym razie są i duchem i ciałem, obecne i nieobecne…

- Brr! – wstrząsnął się mimowolnie Szałaputek a kwiat roześmiał hałaśliwie.

– Oj, nieładne zagranie. Nieładne! – mruknął skrzat. – To najpewniej były złudzenia wyobraźni – dodał po chwili niepewnie się rozglądając.

- Acha, podobnie jak atomy, cząsteczki, mikroby, prąd i przeróżne fale, prawda? Widziałeś kiedyś prąd? – dopytywał się słodko kwiat, a przecież wierzysz, że jest i to nie jeden.

- Co ma prąd do wiedźmy? Mylisz, mieszasz wszystko!

- Pomijając fakt, że obydwoje mogą cię kopnąć to chcę zdefiniować niedefiniowalne. A tak na marginesie: skądże ty wiesz drobino, że nie żyjesz w jakiejś wirtualnej rzeczywistości? Dopiero możesz się zdziwić robaczku, kiedy cię śmierć z niej wybudzi…

- Że co proszę? – zdumiał się Szałaputek.

- A nic nic, za mądre to dla ciebie; powiedzmy, że tak mi się tylko bajdurzy – machnął płatkiem kwiat.

GŁOS – pozornie całkiem obcy dla naszej opowieści; daleki i bardzo głęboki :
/ perswazyjnie / :
- Oj…

Oho…Główny Programista! No i będą kłopoty – westchnął kwiat – Wiedziałem to od początku.

GŁOS
/ cierpko z oddali / :
Będą, jeżeli…

- OK. Milczę Panie. Nie moja broszka, nie mój matrix.

- Rozmawiasz już sam ze sobą? – zagadnął złośliwie krasnal.

- Poniekąd – przytaknął kwiat - Czasami ma się nieodpartą potrzebę porozmawiania z kimś mądrym.

- Do baśni z tym wszystkim! - Już nie wiem co jest rzeczywistością, a co konfabulacją – westchnął skrzat.

- Rzeczywistym jest to, w co wierzysz - uściślił kwiat.

- Kolejna twoja zmyłka! Już mnie one nudzą, wiesz?

- Więc idźmy dalej pod wiatr twoich zwątpień. – zaszeleścił kwiatek.

- Przypominam, że komplikujesz to co najprostsze – warknął kwiat.

- Wręcz przeciwnie – prostuję. – z przekonaniem stwierdził Szałaputek.



*


Tymczasem w całkiem innym miejscu:

DIABLIK 2 / z niesmakiem /
O, a ten tu znowu…

DIABLIK 1
Siema niebieski.

ANIOŁ
Laudetur.

DIABLIK 2 / ponuro /
No, no, tylko bez takich odzywek!
Tu jest przestrzeń niczyja.

DIABLIK 1
Znaczy się pustka ideologiczna.

DIABLIK 2
Czyli wolność od bezwzględnych uściśleń.

ANIOŁ
Doprawdy? I wy jej przestrzegacie?

DIABLIK 1
No my ten tego, że tak powiem, te pustkę w jedną, a wy w drugą…
Takie tam odwieczne zabawne przeciąganie.

ANIOŁ
Zabawne powiadasz? A pomyślałeś co będzie gdy się ta „zabawa” zakończy?

DIABLIK 1
To się wyklaruje na końcu.

ANIOŁ
Nie znasz głosów proroczych? Nie słyszałeś o niewzruszoności bram Kościoła?

DIABLIK 2
To się wyjaśni w przypisach do ostatecznej edycji Prawa. Do tej pory będziemy tradycyjnie tolerancyjni dla wolności, o którą od zawsze walczymy.

DIABLIK 1
Natirliś - wolność jest w nas! Szef dla niej zrezygnował z niebiańskich pałaców i rozkoszy.

DIABLIK 2
Eee…tam, takie „rozkosze”… / z obrzydzeniem / Chóralne śpiewania…

ANIOŁ
Błazny zatracone.

DIABLIK 1
Ty, czy my tobie jeździmy brzydko po błękicie?

DIABLIK 2
Czemu nam znowu zawadzasz?

ANIOŁ
Może mam powód.
DIABLIK 1
To gadaj jaki?

ANIOŁ
Powiedzmy, że zastanawia mnie to wasze łażenie w kółko.

DIABLIK 2
Może my tak lubimy?

DIABLIK1
Strategię taką mamy.

DIABLIK 2
Nic mu nie mów!

DIABLIK1
A pewnie ze nie Karaliuszu. Niech sam zgaduje.

ANIOŁ
Czegoś chyba szukacie, prawda?

DIABLIK1
Ciepło, ciepło…

DIABLIK 2
Co ja mówiłem?

DIABLIK 1
A tak…tak. Żeby bez nazwisk. Sorry zapomniałem.

ANIOŁ
Może szukacie kwiatu…

DIABLIK 1
Gorąco! Widziałeś go jaki sprytny? No co…? No co?! Ogon mi urwiesz!

DIABLIK 2
A jeśli nawet, to co?

DIABLIK 1
Jak co? Sobie urwij, to zobaczysz co!

ANIOŁ
Zastanawiające. Dotąd rozsiewaliście tylko rzepy i osty, a nagle polubiliście kwiatki…

DIABLIK 2
Nic od nas nie wyciągniesz.

ANIOŁ
Bo tyle o tym wiecie, co i o niebie. Czyli - nic nie wiecie. Macie znaleźć kwiatek i tyle. A jaki i po co, tego wam już nie powiedziano.

DIABLIK 1
Pewnie, że wiemy! Szefowi potrzebna paprotka na biurko do gabinetu. Zdaje się.

DIABLIK2
Idiota!

DIABLIK1
Wiesz, ty uważaj, bo jak szef posłyszy, to nie wiem co będzie…

ANIOŁ
/ wybucha perlistym śmiechem /

DIABLIK2
To ty jesteś idiota!

DIABLIK 1
A powiedzieć ci co ja myślę o tobie ?

ANIOŁ
No już, już. Spokój milusińscy! Podsumujmy : Szukacie kwiatu paproci. Bez sensu i bezowocnie, jak dotąd.

DIABLIK 1
No, nie możemy jakoś znaleźć…

DIABLIK 2
Bo nam przeszkadzasz.

ANIOŁ
Ja?

DIABLIK 1
Zadeptujesz i w ogóle.

ANIOŁ / z niebotycznym zdziwieniem /
Ja?! Za-dep-tuj-ę?

DIABLIK 1
Ślady tego tam małego. Krasnala, czy jakoś tak.

ANIOŁ
/ domyślnie /
Aaaa…rozumiem.

DIABLIK 2 / zdecydowanie /
Więcej z tobą Marniuszu na żadne akcje nie chodzę!

DIABLIK1
A co ja, co…? Za wszystko mam już odpowiadać ? / płaczliwie / Za to, za tamto. Nawet za domysły aniołów… Niech jeszcze i to. Niech jeszcze. Czemu nie?

DIABLIK2
Temu, że nie i kropka.

ANIOŁ
Śladów nie zadeptuję, bo przemieszczam się nad ziemią, jak może już zauważyliście.

DIABLIK2
No ziemi to ty rzeczywiście nie dotykasz.

DIABLIK 1
Obca ci jest raczej. A tak między nami, to który ty jesteś ? Ten spod wiatraka, czy podkapliczny? Bo rozeznać nie mogę.

DIABLIK 2
Ten czy tamten wsio ryba, wszystkie są jednakie. Każdy tylko uniżony kamerdyner jaśniepański w delegacji. Kelner na ugiętych nogach, bez charakteru.

DIABLIK 1
Nie to co my!

DIABLIK2 / z przekonaniem /
Pewnie.

ANIOŁ / śmiejąc się ponownie /
Cześć komedianci!
/ z wolna rozmywa się w powietrzu /
A krasnal poszedł do miasta.

DIABLIK2
Chwila, moment! A mówisz nam to z powodu…?

ANIOŁ
Może mam dzień dobroci dla podgatunków, lub jest jakaś inna przyczyna…Żegnam. Vale!
/ znika /

DIABLIK2
A wal no ty się sam w głowę! Taki to zawsze potrafi obrazić.

DIABLIK 1 / radośnie /
To co, idziemy do miasta?!

DIABLIK2
Ja to z tobą nie powinienem wcale rozmawiać.

DIABLIK1
Przecież wszystko się nam dobrze ułożyło. Mamy wreszcie właściwy kierunek działania i w ogóle.

DIABLIK2
Niby tak, ale…I to „ale” mocno mi zalatuje niebieskim przekrętem.

DIABLIK1 / węsząc /
Rzeczywiście, śmierdzi tu jakby wanilią…Może różami nawet.

DIABLIK2
Jak różami to sprawa jest poważniejsza niż myślimy. Niewieścia, że tak powiem.

DIABLIK1
A my niewiast raczej nie tego, szczególnie tej Jednej Jedynej, bo…„Das ewig Weibliche zieht uns hinan” ( To, co wiecznie w niewieście, pociąga nas w niebo ), jak mawia szef, a to dla nas niezdrowe.

DIABLIK2
/ rozglądając się trwożnie /
Lepiej nie wspominać…
Znikamy.
/ znikają ale chwilę słychać jeszcze ich głosy /

DIABLIK 1
Ty, a co to się tam tak rusza na rogatkach miasteczka? Może to ten krasnal?

DIABLIK 2
Nie, to miejscowe czarownice dokarmiają zdziczałe koty, żeby miały siłę polować na słowiki.



*


W kalejdoskopie roku przesypywały się dni, zmieniały się studnie, z których Szałaputek pił wodę i tylko w nim samym trwała niezmiennie ta sama beznadzieja niezaspokojonych pytań:
„Dlaczego? Skąd? Dokąd? Po co? Na co ?”

Aż zdarzył się dzień, gdy tuż obok drewnianego kościółka schowanego w wiekowych lipach droga rozdzieliła się i jedno z jej ramion podążyło w prawo, ku dalekiej stacji kolejowej, drugie zaś okrążało niewielki wiejski cmentarzyk, gdzie nad wrotami wiodącymi do mogiłek widniał wycięty na desce napis:

Trzeba było odpocząć utrudzonym w biegu,
Więc my tu nie na zawsze – tylko na noclegu.

Tam właśnie w upalne południe zaplątał się Szałaputek i zobaczył anioła; pierwszego w swoim życiu. Anioł siedział wsparty plecami o zmurszały słup bramny. Był cały utkany ze światła. Piękną głowę wtulił w piękne dłonie i płakał bezgłośnie. Krasnal przystanął i chrząknął niepewnie. Anioł podniósł na niego wielkie niebieskie oczy i milczał.

- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! – powiedział nieśmiało Szałaputek, a kwiat spróbował pociągnąć go dalej szarpiąc za rękę.

- In secula seculorum! – rozświetlił się uśmiechem anioł. - Wielka jest w tobie łaska jeśli mnie widzisz - szepnął, a brzmiało to jak melodia przesypywanych dzwoneczków.

„ Pamiętasz? Szczotlicha też tak mówiła” – wsączył kwiatek kroplę swojego jadowitego nektaru w myśli krasnoludka, ale ten tylko się wzdrygnął.

- Płaczesz nad nimi ? – spytał anioła wskazując głową na rozsypane w zieleni groby.

- Nad jednym. Byłem jego stróżem, a nie upilnowałem... Nie upilnowałem. Brakło mi cierpliwość i odszedłem wtedy, gdy byłem najbardziej potrzebny – załkał. – Ale Matka się za nim wstawiła, więc może nie wszystko stracone… – westchnął w zamyśleniu.

„ A poza tym jest ok. Wszyscy czujemy się dobrze, z wyjątkiem dziadka, który umarł”– ni w pięć ni w dziewięć wtrącił kwiatek.

- Bo to wszystko nie jest takie proste jakby się z pozoru wydawało – powiedział krasnal myśląc o wszystkim po trochu, w tym głównie o sobie, a szczególnie o przebytej drodze i pozostawionym poza sobą domu.

- Otóż nie mój mały przyjacielu. Przeciwnie. Wszystko jest niezwykle proste dopóki nie myśli się zbytnio o swojej wygodzie. – zaszemrał anioł jak kwietne westchnienie łąki.

„Nic tu po nas. Truje i tyle. Chodźmy!” - syknął przynaglająco kwiat, ponownie ciągnąc rękę Szałaputka.

- Cicho bądź wreszcie! – wyrwało się krasnalowi.

- Do mnie mówisz? – zdziwiło się niebieskie zjawisko.

- Ależ nie – zaczerwienił się ponad swoją miarę Szałaputek – Mam tu takiego jednego… O tego… – dodał rozchylając szybko zaciśniętą dłoń.

- Och! – nachmurzył się anioł - Dopadło cię nieszczęście.

- Sam jesteś nieszczęście – syknął kwiat jak atakująca żmija.

- Musisz się tego pozbyć jak najszybciej – kontynuował anioł

- Sam się siebie pozbądź! – zapienił się kwiat mrużąc wściekle swoje i tak już złe oko – „On jest mój i wara ci od niego! – huknął nocnym głosem nocnej sowy – Mnie sobie wybrał, nie ciebie pierzasta siroto – dodał wzruszając pogardliwie ramieniem Szałaputka.

- Szukałeś go? – spytał niespokojnie anioł zupełnie nie zwracając uwagi na kwietne chamstwo.

- Znalazłem przypadkiem – wyjaśnił krasnal.

- „Przypadkiem”…To lepiej. – z ulgą westchnął anioł. – Z tym, że takich „przypadków” nie ma…Pamiętaj więc, by go o nic nie prosić! Niech sobie więdnie w niespełnieniach…

- Chrześcijańska miłość w pełnej krasie! – jak werbel zawarczał kwiatek.

- No wiesz, ja już…

- Ach tak…A o cóż go prosiłeś ? – zaniepokoił się ponownie anioł.

- O takie tam różne …

- A konkretniej?

- No, konkretów to on raczej nie zauważa – wcisną swoją uwagę kwiatek.

- I otrzymałeś coś ? – dociekał anioł.

- Tonę porad. Mierzwę słów…Nic co warto pamiętać. – nachmurzył się skrzat.

- To masz wiele szczęścia w nieszczęściu – rozpogodził się anioł.

- Bo mi nie daje normalnie pracować. A przecież posiadam ogromną wiedzę, taką że zrobiłbym z niego choćby i genialnego alchemika, albo mógłbym go i bez tego całkiem dosłownie - ozłocić – poskarżyła się roślina.

- Morosophi morionem pessimi ( uczeni głupcy są najgorsi ) – jak leśny strumień zaszemrał błękitny posłaniec. – I byłbyś wtedy mały przyjacielu kolejnym Midasem…Ale do czego ci w ogóle potrzebny ten… twór szczególny? Po co go podnosiłeś? – spytał po chwili głośniej.

- Myślałem – westchnął krasnal – że dzięki niemu poznam sens mojego życia. Że je trochę zrozumiem. Że będę wiedział PO CO to wszystko.

Anioł roześmiał się perliście - A po cóż ci tego dociekać? Nie wystarczy ci wiedzieć, że jesteś? – spoważniał nagle. – Znaczenie życia jest tajemnicą Boga – dodał po chwilowej ciszy pełnej śpiewu świerszczy.

Wszak „felix qui potuit rerum cognoscere causa” ( szczęśliwy kto poznał przyczyny rzeczy ) – niewątpliwie złośliwie zauważył kwiat i zawołał nagle rozpaczliwie : - Noż odezwij się do mnie wreszcie pierzasty pomiocie! To jest, sorry – posłańcu, oczywiście. Przecież wiem, że mnie słyszysz!
Ale anioł zignorował także i ten okrzyk.

- Idę po odpowiedź jak po żywą wodę, bo nie można żyć bez celu. – stwierdził z przekonaniem Szałaputek.

- To prawda, że nie można – przytaknął anioł – Ale przecież ty znasz Cel. Nie musisz go szukać, bo jego wspomnienie masz ukryte w sobie. Wystarczy się wsłuchać …Ale żeby usłyszeć trzeba wewnętrznej ciszy, nie zaś galopady myśli.

- Ja? – Ech, zagadki tłumaczone zagadkami… Mówisz całkiem jak moja babcia!– zawołał z wyrzutem krasnal i w zniechęceniu zaczął ścinać kijem łopiany.

- Jakąż miałbyś zasługę, gdyby wszystko było oczywiste? – anioł rozświetlił się w uśmiechu - Posłuchaj pewnej historii, może ona pomoże ci dostrzec to, czego nie potrafisz zobaczyć w zwykły sposób. Otóż swego czasu w Krakowie mieszkał pewien Żyd Izeaak, któremu w życiu nie wiodło się tak jak pragnął, w dodatku zbliżał się ślub córki, czyli dodatkowe wydatki. Zamęczał więc Boga prośbami o dobrobyt, aż wreszcie którejś nocy przyśnił mu się skarb złotych monet ukryty w ziemi pod przęsłem mostu Karola w Pradze czeskiej.
– Też mi pomysł! To chyba kpina ze mnie starego – sarkał Żyd, ale nie ustawał w modlitwach. Modlił się nadal uparcie, a sen równie uparcie powracał.
Wreszcie zrezygnowany wziął w węzełek co tam mógł na drogę i poszedł do dalekiej Pragi. Dotarł do mostu i zaczął kopać we wskazanym przez sen miejscu. Na tej czynności zastał go królewski strażnik i zagroził więzieniem. Wówczas zrozpaczony Żyd opowiedział mu z płaczem o swojej biedzie oraz o dziwnej odpowiedzi nieba i poprosił o wyrozumiałość. Rozbawiony strażnik machnął na wszystko ręką i kazał mu się wynosić. Na odchodnym obdarzył go jednak taką nauką :
- Głupcze – rzekł – gdybym ja wierzył we wszystko co mi się w snach plecie dawno już poszedłbym do Krakowa i zaczął kopać na Podwalu, w kuchni jakiegoś Żyda Izeaaka, u którego pod piecem podobno schowany jest wielki skarb. Co pewien czas bowiem nawiedza mnie taki sen. Ale ja, w odróżnieniu od ciebie, jestem mądry i jak widzisz nigdzie się stąd nie ruszam. Zmądrzej więc także, nie wprowadzaj zamieszania i wracaj do siebie. Żyd podziękował niebu i strażnikowi, zabrał swój mizerny węzełek, wrócił do domu i odkopał wielki skarb pod swoim kuchennym piecem.

- Tak to bywa z odnajdywaniem skarbów mały przyjacielu. Ufaj więc, bo to najważniejsze. Ufaj, zamiast dociekać. A tego przygodnego szkodnika porzuć. Za nic nie daj mu nad sobą panować. Wiedz, że każdy ma tylu panów, ile ma wad…– powiedział anioł i zniknął jak znika melodia, a powietrze drżało jeszcze długo przesycone wspomnieniem jego świetlistej obecności.

- Sie wysilił! – skwitował spotkanie kwiat, ale Szałaputek nie podjął tematu. Patrzył w czubki swoich butów i zastanawiał się czemu to świat mówi do niego w przypowieściach zamiast bezpośrednio.

– „Ufaj”, ale komu, czemu? Całkiem jak babcia. Całkiem…

Tymczasem przy szałaputkowych butach większe grudki piachu ułożyły się w napis : „Tobie Panie zaufałem, nie zawstydzę się na wieki.” Krasnal zobaczył je i ciężko westchnął:
– No, komu?!

Ale znikąd nie doczekał się odpowiedzi, a gadatliwy zwykle kwiat także milczał.




*



Tymczasem Amadeusz zjeżył się, nie przymierzając jak kot, kiedy przed nim pojawiły się diabliki :

DIABLIK 1
No i dopędziliśmy zgubę.

DIABLIK 2 / układnie /
Dobry przedwieczór panom.

DIABLIK 1
No właśnie. Zdrowia, szczęścia i tak dalej… Nam także.

DIABLIK 2 / mniej układnie /
Krótka piłka : Gdzie ten mały czerwony?

ZBIERACZ
Bo co?

DIABLIK 1
Bo nico, a gwiazdki świco. Hehehe.

DIABLIK 2
Mamy drobną sprawę do kolegi.

AMADEUSZ / z przekąsem /
No proszę, już – kolegi…

ZBIERACZ
Szybko poszło.

DIABLIK 1
My się kolegujemy z kim chcemy.

DIABLIK 2
Ale raczej w specyficznym zakresie.

AMADEUSZ
I w specyficzny sposób.

DIABLIK 2 / zmieniając ton /
Ten wasz czerwony pozwolił sobie zabrać naszą własność.

DIABLIK 1
Garnczek- Samowarek możemy mu odpuścić, bo nie nasz zresztą, tylko młynarza, ale badylek musi oddać, bo potrzebny w wyższych sferach.

AMADEUSZ / mrugnąwszy do Michała Gabriela /
Aha.

ZBIERACZ
Czyli koleżeństwo nie zostało jeszcze skonsumowane, że tak powiem.

AMADEUSZ
Może i nawet nie zostało zawarte.

DIABLIK 2
Kolega nie kolega, mało ważne. To gdzie ten stworek ?

DIABLIK 1
Schował się pewnie. Taki mały to bez kłopotu się schowa. Wejdzie pod stół, albo krzaczek, przykucnie i tyleś go widział.

DIABLIK 2
No wychodź malutki. Jest interes do zrobienia.

ZBIERACZ
Nie ma go z nami. Zgubił się gdzieś po drodze. Być może, że sroka go porwała. Sroki mają manie kolekcjonerskie i znoszą byle co do gniazd.

DIABLIK 1
To się zgadza. Raz jedna ze srok przytargała sobie nawet…

DIABLIK 2
Dobra, dobra. W tym przypadku opóźnianie wyjaśnień jest dość nierozsądne i źle wpływa na pogłębianie wzajemnego zaufania. No więc konkretnie, gdzie on się odłączył od grupy; jeśli rzeczywiście miało to miejsce?

DIABLIK 1
Nie ma się czego bać. My pasjami lubimy krasnoludki. Ja to nawet czytałem „ Psoty skrzata Psubrata”.

DIABLIK 2
Bo to była lektura na kursie przysposobienia do kierowania sforą.

DIABLIK 1
Lektura owszem, ale czytana z przyjemnością. Nie tak jak inne.

DIABLIK 2
A ileś ty lektur przeczytał?

DIABLIK 1
No…tę…czytałem. Ale…czy my czasem nie szukamy takiej tam czerwonej drobinki z badylkiem? Co? Prawda?

DIABLIK 2
Prawda, ale / krygując się do Amadeusza i Zbieracza / są jeszcze uzupełniające elementy naszej ekskursji, nad którymi trzeba się zatrzymać, jeśli chce się dogłębnie pojąć jądro rzeczy, czyli rzeczoną prawdę.

DIABLIK 1 / podśpiewuje /
„Prawda to pic. My oprócz siebie nie mamy nic!”

DIABLIK 2
Och, to tylko piekielna marszowa piosenka, a ja przecież o wyjątkowo poważnych sprawach mówię.

DIABLIK 1 / podśpiewując jak wyżej/
My tu sobie gadu, gadu, a już pora do obiadu…

DIABLIK 2
Ty mi tu nie podśpiewuj tylko się skup wreszcie!

DIABLIK 1 / płaczliwie /
Ale o co tobie właściwie chodzi?

DIABLIK 2
Powiedzmy, że o imponderabilia i imperatyw kategoryczny, poniekąd.

DIABLIK 1 / całkiem zdezorientowany /
Aaa…No jeśli tak, to całkiem co innego…

DIABLIK 2
No wreszcie zaskoczyłeś. Bo widzisz: jak świat nam - tak, to my mu - tak, a jak on nam tak, to my mu…

DIABLIK 1
Hop siup tralala!

DIABLIK 2
O właśnie! I to jest cała prawda.

AMADEUSZ
Relatywizm stosowany…/ z rozbawieniem / poniekąd.

ZBIERACZ
I tacy chcą znaleźć krasnoludka! Paradne!

DIABLIK 2
Nie tylko, że chcą, ale…

DIABLIK 1 / z mocą /
Znajdą!

DIABLIK 2
Otóż to.

DIABLIK 1
I cbdo.

/ znikają /


*



Pola opowiadały Szałaputkowi swoją historię miedzami, nieużytkami, rozmytymi kurhanami, ścieżynami pojawiającymi się niespodzianie wraz z rosą i znikającymi w słońcu. Czasami zwracały na siebie uwagę niezwykłym kolorem rozoranej ziemi, zgrzytem morskiego piasku pod stopą, resztką starego talerza zmieniającego się w palcach w ulotny pył, mgłą wypełniającą pod wieczór misę dawnego jeziora, lub koryta nieistniejącej już od wieków rzeki, we wspomnieniu której pluszcze się teraz tylko srebrna ryba księżyca, tego – „słońca ruin”.
W ten sposób czas informował krasnoludka o codziennościach, które były już przed naszą. Tak niekiedy dawnych, że już niedookreślonych, niepewnych nawet, a przecież równie ważnych, albo i ważniejszych niż obecna. Może ważniejszych nawet niż on sam i jego problemy.
Tu Szałaputek jęknął i poszedł dalej przed siebie tą samą drogą, którą przed nim wędrował Koziołek Matołek.

Kroczył tak wśród opowieści przestrzeni i wiatru, aż wieczorem dotarł do kolejnej kapliczki, które u nas są kamieniami milowymi czasu i oznaczają więcej niż się przechodniom wydaje. Ta śródpolna, niepokaźna, sławna była jedynie wśród ptaków, a jednak to właśnie przy niej klęczał teraz anioł Pański.

Płakał? Śpiewał? Ależ tak - śpiewał ! Płakał śpiewając. A zachwyt krasnala wzrastał w miarę zbliżania się do klęczącego, bo i cóż to był za śpiew!
Razem : skowronek i słowik, krople rosy drżące w słońcu, gama wodospadu i podzwanianie uprzęży w zimowej sannie… Jednak te porównania ani nie oddawały, ani nie tłumaczyły szałaputkowego zachwytu.

- Oo! – westchnął krasnal i mimowolnie przykucnął za kępką wrotyczu starając się nie spłoszyć przejmującego zjawiska.

W wieczornej ciszy drżało unisono:

Dla Jego bolesnej męki
Miej miłosierdzie dla nas
I dla całego świata…

Dla Jego bolesnej męki
Miej miłosierdzie dla nas
I dla całego świata…

Dla Jego bolesnej męki
Miej miłosierdzie dla nas
I dla całego świata…


Lecz im dłużej Szałaputek wsłuchiwał się w śpiew, tym bardziej zdawał się być pewnym, że dźwięki, które słyszy układają się przede wszystkim w słowa : -„ Bądź pochwalony! Bądź pochwalony… Bądź pochwalony na wieki wieków!”

Wciąż te same i jakby stale inne. Nigdy niejednakowe, tak jak niejednakowe jest bicie dzwonów i serc.
W dodatku z dźwiękami łączył się kwietny zapach dookolnych łąk i zarośli, tak że w końcu trudno już było oddzielić je od siebie, bo wszystko wokół zdawało się mieszać; oddychać melodią i słyszeć zapachami wieczoru.
Zastygać w zachwycie…

- No i masz! – zachrypiał nagle jakiś koślawy głos w pobliskiej koniczynie – a ten znowu zachodzi nam drogę! Po piórach go Karaliuszu?

- Tym razem on waruje sobie na właściwym miejscu, niestety; i to raczej my jesteśmy tutaj jakby nie ten tego, rozumiesz?- odpowiedział mu drugi – To niech sobie śpiewa, wzdycha i pali świeczki. Co nam do tego?

- Jednakowoż, aliści…- kontynuował poprzedni.

- Niet! Nein Marniuszu. Nein - powiadam – perswadował drugi. – Zresztą już po sprawie – dodał, bo w międzyczasie, ku rozpaczy krasnala, zjawisko ścichło, zgasło i jak dym świecy rozwiało się w przedwieczornej fiołkowej mgle.

- A żeby was! – zaklął bez zastanowienia Szałaputek i splunął za siebie w koniczynę, jednak już także bezludną, albo może bardziej bezistotną, bo niczego już tam nie było prócz zdeptanej trawy.

Usiadł więc na stopniach kapliczki, objął rękami głowę i zaczął wsłuchiwać się we niedawne wspomnienie.

Tak zastała go noc i łzy.

- Ale przecież nie o płacz tu chodzi… – szepnął mu anioł snu. I krasnal we śnie pierwszy raz pomyślał poważnie o owym Błogosławionym, którego dotąd nazywał jedynie „Tym Od Gwiazd”. Pewnie, że pięknym, ale jakże dalekim i obcym, skrytym za zasłoną praw, natury, czasu i matematyki… Tymczasem Ten, wiszący na krzyżu w mroku cmentarnej kapliczki, o którym śpiewał anioł, był mu dużo bliższy przez swoją zwyczajność, uświęconą zgodą na to co się przydarza, łącznie z cierpieniem. Bliski nawet tą sięgającą gwiazd, niepokojącą ufnością co do sensu wszystkiego, którą Szałaputek teraz prawie rozumiał, choć nie w pełni jeszcze podzielał.

Niestety zaraz rano przywitał go kwiat jedną ze swych przewrotnych „mądrości” : „ Na początku było słowo, a sądząc po tym, co jest teraz musiało być niecenzuralne”, no i wszystko potoczyło się jak dotąd nijako, bo krasnal bezwiednie przyznał mu rację.

Obojętnie więc przeczytał napis na kaplicznym cokole : „Miłość Boga i bliźniego naszym obowiązkiem”, mocniej ujął kostur i poszedł dalej.

ODPOWIEDZ

Wróć do „CIĄG DALSZY NASTĄPI”