• Nasze rekomendacje
  •  
    UWAGA!
    JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
    admin@osme-pietro.pl
    PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
     
  • Słup ogłoszeniowy
  •  
    Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
    Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.

    Benjamin Franklin

    UWAGA!
    KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!

    Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
    A oto wyniki



    JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
     

B A Ś Ń P O D R Ó Ż N A czyli tam i z powrotem / 17 /

Tu piszemy powieści w odcinkach
ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Ryszard Sziler
Posty: 409
Rejestracja: 04 cze 2013, 09:00
Lokalizacja: Kolbuszowa
Płeć:
Kontakt:

B A Ś Ń P O D R Ó Ż N A czyli tam i z powrotem / 17 /

#1 Post autor: Ryszard Sziler » 02 cze 2019, 06:26

*


Rozdział szesnasty,
czyli ile dobra może wyniknąć z poważnego potraktowania tego co niepoważne.



Jesień schodziła już z pól zostawiając oszronione ścierniska, kiedy mysz o oczach jak ślazowe cukierki obwąchiwała wczesnym rankiem kamień przy wiatraku, po czym podniosła pyszczek i łakomie zaczęła wpatrywać się w drzwi młyna.

- Nie – zaskrzypiało w środku.

- Co nie? – zdziwiła się mysz.

- Nie mam ziarna – odpowiedziało.

- Sprawdzę. Co mi tam, sprawdzę. – pisnęła.

- A chodź, chodź – skrzypnęło – Mam tu niespodziankę dla takich jak ty.

Mysz nastroszyła wąsy i stanęła słupka, a z głębi wiatraka dobiegło miauknięcie.

- Hmm…- mruknęła – Ciekawe. Nie ma ziarna , a trzyma kota…
A z kim rozmawiam? – spytała dyplomatycznie.

DUCH MŁYNARZA
Powiedzmy, że z wiatrakiem.
Tak czy owak, nic tu po tobie…
Po co to takie w ogóle? Całkiem bezsensowne istnienie - zamruczało z niechęcią we młynie.

- Milusi to ty nie jesteś – westchnęło zwierzątko. – A co do myszy, to myszy mogą wiele, żebyś wiedział.

DUCH MŁYNARZA
Hihi…Myszy mogą wiele…E tam… Myszy mogą wiele…Mogą wiele. Mogą wiele? Che-che-che…
Zaraz! Myszy mogą wiele… Ależ tak. Tak! Oczywiście, że tak. Ej! Zaczekaj no.
Może miałbym interes do ciebie…

- Do mnie? Interes? – zastanawiała się mysz odchodząc na bezpieczną odległość.

DUCH MŁYNARZA
/z cicha /
Podejdź no bliżej.

- Akurat.

DUCH MŁYNARZA
/ szeptem /
No podejdźże szara durnoto!

- Mowy nie ma.

DUCH MŁYNARZA
No i jak tu temu czemuś wyjaśnić, że młyny w żadnym wypadku nie mielą myszy?

- A kot? – nastroszyło się zwierzątko.

DUCH MŁYNARZA
A tam…Żadnego kota tu nie ma. To był żarcik taki.

- Żarcik – powątpiewała mysz. – Ja podejdę, a żarcik wyskoczy i zapoluje sobie…Nie ma głupich. Zmykam. Pa.

DUCH MŁYNARZA
Czekaj mówię! Jest interes, pod warunkiem, że masz dużą rodzinę.

- O, rodzinę to ja mam ogromną- zawołała mysz z przekonaniem – I jak zrobisz mi krzywdę, to już nigdy przenigdy nie będziesz miał jednego całego worka. Zobaczysz.

DUCH MŁYNARZA
W porządku. Słuchaj…No chodźże bliżej, bo nie mogę głośniej!

I mysz podeszła, bo ciekawość przezwyciężyła w niej lęk.

- Czyli teraz już wiesz o co tu chodzi – usłyszała, kiedy wiatrak powiedział jej to co miał do powiedzenia. – I co ty na to?

- A kota nie ma ? – upewniała się jeszcze.

- Przecież mówię, że nie ma! – zaskrzypiało brzydko w wiatraku.

- Dobrze już dobrze… Będzie jak chcesz – pisnęła i smyrgnęła w pożółkłe trawy.


Nie minęło i pół godziny, gdy ze wszystkich stron zaczęły schodzić się myszy. Szare grudki wysypywały się z traw i po zachęcająco opuszczonym skrzydle sprawnie wdrapywały się na górę, by wleźć do środka przez niewielką szparę przy wale. Trwało to chwilę, w zupełnej ciszy, aż nagle we wnętrzu młyna buchnął straszliwy wrzask i pisk, a potem drzwi na dole gwałtownie odskoczyły i kłąb wrzasku potoczył się w dal, a w ślad za nim pomknął tłum szarych ziarnojadów.
Wiatrak oczywiście natychmiast zamknął i zaryglował drzwi za nimi, a potem radośnie zakręcił skrzydłami.

- No i co, zadowolony jesteś? – dopytywała się później mysz.

- Ba! Jeszcze jak! Z serca dziękuję! – zaklekotał wesoło młyn.

- No… Czyli umowa stoi. Wrócę z rodziną w przyszłym roku na rozliczenie.

- Słowo się rzekło a ja słowa nie zmieniam.

- To wszystkiego dobrego. A kota rzeczywiście nie masz i mam nadzieję, że go nie sprowadzisz – dodała niepewnie.

- Och, byłbym wielkim niewdzięcznikiem. Możesz być pewna, że nie sprowadzę.

- Więc do smakowitego spotkania – pisnęło zwierzątko i wtopiło się w jesienną szarość.

DUCH MŁYNARZA / z ogromną ulgą radośnie /
No to teraz, no to teraz…Ho ho ho! Cha, cha chacha! Wolnym jest!

GŁOS
/ który czasem się pojawia i o którym nic nie możemy powiedzieć, poza tym, że znów się odezwał gdzieś z oddali, albo i całkiem blisko, kto go tam wie… /
Ech ci niepoprawni marzyciele…



*


Szałaputek był już blisko domu, do którego zawsze wraca się szybciej niż się od niego odchodzi, gdy wir piasku podniósł się słupem z podeschniętej trawy na poboczu drogi i z syczącym poświstem zaczął mknąć ku krasnalowi.

- Uciec by trzeba, bo mi w najlepszym razie oczy zaprószy- przeraził się skrzat - ale gdzie uciekać tu, kiedy po bokach oset i tarnina? Niech się więc dzieje co chce – mruknął z rezygnacją i przystanął.

A tu naraz wir rozsypuje się na środku drogi i w jego miejscu stoi wesoły staruszek i pyta:

- A dokąd to chwacie?

- Ja? – przestraszył się Szałaputek.

- A owszem, owszem, ty – przytaknął staruszek.

- Ja już dobrze sam nie wiem – wyznał drżącym szeptem krasnal.

- Może chcesz przejść tajemnicę horyzontu , co? Albo tylko poczuć odurzający zapach bladego storczyka na skraju lasu? Lub posłyszeć chóralny śpiew kobiet schodzących pod wieczór z pól?

- Wyszedłem z domu po odpowiedź na trudne pytania…i…wracam właśnie.

- A tak, tak. Bywają takie pytania, ale z nich się wyrasta- uśmiechnął się staruszek. – Ależ oczywiście! – wykrzyknął naraz – Ty zapewne jesteś tym skrzatem, którego niedawno napotkany anioł nazwał PRZYJACIELEM !

- Kim jesteś panie ?– spytał krasnal z galanterią zarumieniwszy się mocno.

- Tak jak i ty przebiegam świat oczekując, że w końcu spotkam w nim coś, co pozwoli mi go zrozumieć, wskaże drogę do celu.

- I spotkałeś?!

- Niestety – westchnął sędziwy podróżnik – najczęściej udaje mi się jedynie wdepnąć w coś zupełnie nieużytecznego na kolejnej błędnej drodze…A wierz mi, na czym jak na czym, ale na drogach to ja się znam prawdziwie. Tak, tak chwacie. Różne bywają drogi, różniaste…Jednak chociaż od dawna po nich wędruję jeszcze nie dość je poznałem i zrozumiałem; za to znam sporo historii przydrożnych. O Tak! Wiem, co było w miejscach, gdzie dzisiaj tylko trzcinnik piaskowy i macierzanka, albo zaśmiecony gaik. Wiem o nieistniejących już źródłach, zajazdach i kapliczkach stawianych w miejscach szczególnych wydarzeń. O krzyżach pamiętnych, skruszałych fundamentach pozostałych po wielkich pomysłach i nadziejach. Tak, tak przyjacielu. Wiem także, że bywają drogi, które są celem same w sobie. Niestety – jęknął – Wiem więcej niż chciałbym wiedzieć.

- Kimże ty jesteś ? – ponowił swoje pytanie rr aputem.

- Każdym i nikim. Kiedyś nazywano na mnie Ahaswerusem – odparł z ociąganiem starzec – ale to tylko niewiele mówiące już miano…Więc dokąd teraz zmierzasz, bo to ciekawsze?

- Już raczej tylko do domu – niepewnie odrzekł skrzat.

- „Tylko”!…- jakby załkał staruszek - D.O.M. – Deo optimo maximo… - szepnął - Zaprawdę to duża rzecz móc wrócić do domu! Jesteś prawdziwym szczęściarzem, że możesz to zrobić. Pojmiesz kiedyś jaki to skarb…

Tu starzec westchnął boleśnie i skinąwszy ręką odszedł w nadciągający wieczór, a krasnal swoim zwyczajem zamyślił się nad wartością tego spotkania.
Potem długo patrzył na zacierający się już we mgle pas horyzontu, do którego tęsknił przez długie lata przesiadując na słupku ogrodowej furtki, by z tego miejsca wyobrażać sobie czym on być może. Raz wydawał mu się wtedy zachowanym fragmentem pradawnej puszczy. Innym razem wysokim brzegiem drugiej strony ukrytej dalej rzeki. Czasami klifem wyspy Robinsona, albo piratów, a niekiedy śnieżną zimą, kawałem lodowca, który oderwawszy się od niej i żegluje w nieodgadnioność …

- I pomyśleć, że właśnie stamtąd powracam…- zdziwił się z pewnym rozbawieniem - wcale go nie poznawszy, bo kluczył przed mną. Teraz znieruchomiał, by znów drażnić moją wyobraźnię, która łudzi się, że rozszyfrowała jego sens…

- Czemu Świetlisty nazwał cię przyjacielem? – przerwał mu tę nową zadumę Hipolit.

- No właśnie, tego to całkiem nie rozumiem – odrzekł skrzat.

*

Tymczasem gdzieś tam, na zrudziałym jesiennym błoniu targane zimnym przenikliwym wiatrem powietrze drży rozpaczą:

GŁOS III / z jękiem /
Znowu z wiatrem po bezdrożach, szuwarach i młakach…
Aby gdzieś w jakiejś dziupli… rr…w wilgotnym, zimnym mchu zapaść w zimowe odrętwienie. Na co nam to przyszło!

GŁOS I
Było zaraz uciekać?

GŁOS III
Samaś Ludwisiu wiała aż się kurzyło.

GŁOS I
Bo …no same wiecie…Jedna mysz to przecież szok, a tam było ich tyle…! Setki…SETKI!

GŁOS III
Skąd się toto wzięło? Skąd?!

GŁOS I
A jakież to teraz ma znaczenie? Wzięło się niestety i popsuło wszystko…

GŁOS III
Może by wrócić?

GŁOS I
A jakim sposobem? Któż nam drzwi otworzy?

GŁOS III
Gdyby Matylda może zechciała z młynarzem pogwarzyć. On ją jedyną nieco lubi…Tak przez drzwi pogadać.
Matyldo…Matyldo!

GŁOS IV
Taj nie ma Matyldy.

GŁOS I
Jak to…Nie ma!

GŁOS IV
No nie ma…

GŁOS III
Zdrajczyni! Ona i myszy. To wszystko tłumaczy.

GŁOS I
Nie, to nie ona! Myszy to nie jej sprawka.

GŁOS III
Ale jak tak bez Matyldy?..

GŁOS V
Nu nie do wyobrażenia! A chłody coraz bliższe…

GŁOS IV
Cosik lizie. Tam! Za moim palcem patrzeć.

GŁOS III
Toż wybawienie nasze! Szałtenputek , czy jak jemu tam.
E, mały. Stój! Jest sprawa.
No dokąd to? Dokąd?
Nie widzisz mnie , czy jak?
Jakby nigdy nic przeszedł przeze mnie!
I poszedł…

GŁOS IV
Ej, ty! Zaczekajże no!
Niech mu się Nadieżda Pietrowna pokaże, to się zaraz zatrzyma.

GŁOS V
Taż czemużby nie. Ot i jestem. Smatri na mienia malczik!

GŁOS I
Nic z tego. Widać nie widzi nas, ani nie słyszy, chyba coś się w nim przekręciło.

GŁOS III
Czyli, że nie ma sposobu na powrót do młyna…

GŁOS IV
I tak by on nic dla nas nie wskórał. Za szlachetna gadzina jest.

GŁOS III
Więc już tylko jęczeć nam w szarugach, wyć w zadymkach, straszyć po zaułkach…Zaglądać tęsknie przez okna…?

GŁOS IV
Taj tyle i pozostało z całego dobrobytu…

GŁOS I
Bywało gorzej.

GŁOS IV
Nu, nie przed rewolucją kochanieńka. Nie przed rewolucją.


GŁOS III
Żeby gdzie chociaż ręce ogrzać…

GŁOS IV
Coś się tam świeci w oddali. Świeci się mówię! Słyszy mnie ktoś?

GŁOS II
Pewnikiem próchno jakie, albo zgubiony ognik.

GŁOS III
MATYLDA! Z latarnią…

GŁOS IV
Wróciła kochanieńka!

GŁOS V
Co mówią? Wracamy? No niechże mi ktoś powie. Wracamy?

GŁOS III
Matylda wróciła.

GŁOS V
Matylda? A…A kto ona?

GŁOS III
/ ze złością / Eee…tam! Czar jaki by rzuciła sobie na uszy, czy co?!

GŁOS V
Kogo co wzruszy?

GŁOS I / z wysiłkiem hamując wzruszenie /
Dobrze, że jesteś Matyldo.

GŁOS II
Bo szkoda mi się ich zrobiło, to i dopędziłam. A uciekały, że trudno było nadążyć. A czy to dobrze dla mnie, to nie wiem.

ANIOŁ / właściwie głos tylko /
Dobrze, bo z czystych pobudek.

GŁOS III
Co to było?

GŁOS V
Co było? Czego nikt mi nic nie mówi, co ?

GŁOS III
Co tu mówić, kiedy same nie wiemy. Nie dosyć, że zimno, to jeszcze coś gada w tym zimnie.

GŁOS II
Trzeba by jakieś lokum znaleźć. Zacisze jakieś.

GŁOS I
Właśnie o tym rozmawiamy Matyldo.

GŁOS IV
Jedno zacisze, to ja nawet znałam kochanieńkie. Knajpę znaczy się. Oj, co to była za mordownia to „Zacisze”!

GŁOS III
Nie czas teraz na wspominki. Noc już blisko.

GŁOS II
I ze wspominków czasem co dobrego wyniknie. Pamiętają te karczme na rozstaju, co to ją ominęły jak kiedyś szły do wiatraka? Jest taka na trzynastym kilometrze drogi.

GŁOS III
Szef mówił, żeby tylko nie osiedlać się na krzyżówkach, bo to mu się źle kojarzy.

GŁOS I
Rozstaje to niekoniecznie krzyżówka. Tam się droga rozbiega tylko w dwu kierunkach.

GŁOS II
I baby tam przychodzą uroki odczyniać… To i czasem zdechłą kurę zakopią, a z kury, jak wiadomo…

GŁOS V
Rosołek!

GŁOS III
A fuj! Taki rosół…

GŁOS II
Jak nie lubi, niech nie je.

GŁOS III
Mówię jej, że nie lubię?

GŁOS IV
Nu znaczy się do karczmy! Wiuuuuu….Hu, ha. Hu ha!

GŁOS III
Pamiętam tę ruinę…Toż tam ledwie pół izby całe i złomek kiepskiego komina…

GŁOS II
Może jest jej i resztka, ale jest. To pora pustostan zasiedlić, a potem sie zobaczy.
Chcą niech ze mną idą, a nie to do jakiej dziupli.

GŁOS IV
Jak się w tym tam kominie napali, to cóż milszego może być w zimna?

GŁOS I
Spróbować można. Prowadź Matyldo.

GŁOS IV
To lecim rebiata! Hu ha! Hu ha! Bum tradi radi…Cyk! Hajda trojka na mieniaaaa…

GŁOS II / ze śmiechem /
I poleciały…przodem.
/ wzdycha /
Oj, będzie wesoło…




*


Rozdział siedemnasty
o tym, że tylko zakończenia przynoszą cierpliwemu czytelnikowi wyczekiwaną ulgę, czyli wszystko dobre co się kończy.




- Czy to, co tam popiskuje w chaszczach, to nie Amadeusz czasem? – zastanawiał się nazajutrz krasnal, ale nim podjął mężną decyzję badacza każącą mu wleźć w przydrożną tarninę, na jej skraju pojawiły się wyraźnie widoczne, czujne szczurze oczka nad ruchliwymi wąsami.

- Patrzcie no, patrzcie, przecież to krasnal marnotrawny…- zawołało z krzaków i wylazł z nich Amadeusz omiatając nos i futerko z oblepiających je pajęczyn. - Fuj! Zdaje się, że trafiłem na jakąś pajęczą pracownię koronkarską! – krzywiąc się objaśniał swoje zachowanie.

- I ja się cieszę, że cię widzę – przywitał go cierpko Szałaputek.

- Aha wracasz jednak – stwierdził szczur figlarnie mrużąc oczka.

- Wracam – przytaknął skrzat.

- Sam? – z troską spytał Amadeusz.

- Z akompaniamentem – roześmiał się nieszczerze krasnal – Przywitajże się Hipolicie!

Zziębnięty świerszcz wystawił głowę z mankietu skrzaciego kubraczka, ukłonił się z gracją i natychmiast ponownie schował.

- Witam kolegę – odkłonił się szczur – Jednakże nie o niego mi chodziło.

- Jasne, że nie. No gdzieżby tam o mnie. – zaskrzypiało z wyrzutem w rękawie.

- No więc – SAM powracam. – na natarczywe pytanie szczurzych oczu odpowiedział Szałaputek – I nie ma w tym mojej zasługi. Nawet nie wiem jak to się stało. Jakoś tak samo się to zrobiło. Kwiat był i naraz – zniknął. Kolejny niejasny przyczynek do poezji spotkań i rozstań… - dodał melancholijnie.

- Diabli go wzięli na swoje nieszczęście – Osądził świerszcz z głębokości rękawa.

- Ważne , że go nie ma – podsumował Amadeusz – bo to było twoje prawdziwe nieszczęście.

- Ale i rozrywka jednak… westchnął skrzat posępnie..

- Wyjątkowo niebezpieczna „rozrywka”, która, w najlepszym razie, wyjaławia – skrzywił się szczur – co zresztą dotyczy wielu rozrywek.

- Mogłeś mi trochę o nim powiedzieć, gdy go sobie przywłaszczałem, skoro więcej wiedziałeś niż ja! – z rozżaleniem wyrzucił z siebie krasnal.

- Powiedziałem przecież, że widziałem takie kwiatki przy zrujnowanych domach, ale ty nie chciałeś wtedy tego dosłyszeć, więc byłbyś również nie dosłyszał i innych ostrzeżeń. Dorastania zwykle nie da się przyspieszyć… Cóż, musiałeś sam zrozumieć kim jesteś i ku czemu zmierzasz, a kwiat ci w tym dopomógł. Był ci potrzebny i dlatego go znalazłeś, a przepadł, kiedy stał się już zbędny. W każdym razie dobrze się stało, co się stało. A zastępstwo masz zdaje się przednie i w dodatku nie rzucające się w oczy – zaśmiał się beztrosko Amadeusz.

- Mądrala - zachrypiało nieżyczliwie w mankiecie - To co wodzu idziemy wreszcie, czy chcesz mieć w rękawie niewielką mrożonkę? Zobaczcie no jak ja dymię! – i z fałdy materiału wypłynął maleńki obłoczek oddechu. – No dymię, że coś strasznego, a to oznacza brak muzyki, szczególnie tej melodyjnej. Chcesz mieć metalowe charivari w domu? Że o katarze nie wspomnę.

- Gdyby nie mój nowy zarękawny przyjaciel, który nie znosi chłodów… miałem w planie po podmarzniętych już bagnach zajść do Zbieracza - skłamał krasnal wierząc w to jednak, że tak właśnie zamierzał - mimo tego, że nie wiem jakby mnie tam przyjęto… Odeszliście przecież bez pożegnania… – mruknął z wyrzutem.

- Byłeś tak zajęty sobą, że odejście od ciebie wydawało nam się najsensowniejsze. – rzekł szczur - Niektórzy mówią, że najpełniej dorasta się w samotności…Nie powiesz mi, że nas szukałeś, prawda?

- No…nie szukałem – zawstydził się Szałaputek.

- Nawet nie zawołałeś „hop!, hop!”, na które czekaliśmy w pobliżu.

- Nie zawołałem – potwierdził krasnal.

- Taka jest prawda – zgodził się szczur – a Michał Gabriel zawsze ma otwarte drzwi dla ciebie i warto byś o tym pamiętał.

- Gdzie szczury spędzają zimy? – niecierpliwie odezwał się świerszcz głosem tak przesadnie zmienionym, że obydwaj głośno się roześmiali.

- Ba! To zbyt poważna wiadomość, by ci ją wyjawiać – powiedział Amadeusz udając nieufność.

- To sobie trzymaj tę swoją tajemnicę i pilnuj dobrze, żeby ci nie uciekła – ćwierknął świerszcz w sposób tak kakofoniczny, że znowu parsknęli śmiechem.

– Pokaż no jeszcze ręce na odchodnym – zażądał dlugoogoniasty gryzoń – Wiesz, tak na wszelki wypadek.

- Całkiem jak babcia, kiedy mam usiąść do stołu – żachnął się krasnal, ale rozchylił swoje dłonie niczym już nie wypełnione.

- Uff… Rzeczywiście puste – orzekł szczur marszcząc nos i mrużąc zabawnie oczka. – Mogę więc zimować spokojnie.

- Czyżbyś martwił się mną? – prawdziwie zdumiał się skrzat.

- Wątpiłeś w to? A nie dziwi cię wcale nasze dzisiejsze spotkanie? Jeśli tak, to wiedz mój drogi, że nic nie dzieje się przypadkiem. Nie ma przypadków, są za to wybory… - Do zobaczenia wiosną przyjaciele! – zawołał Amadeusz i zniknął tak jak się pojawił.

- Do wiosny! – odkrzyknął mu uszczęśliwiony tym świerszcz.

- Gardło sobie przeziębisz… – powiedział cierpko krasnal, a potem zamarł gapiąc się (co stawało się już obyczajem), aż zupełnie uspokoiły się trawy i ucichły szelesty. Westchnął wtedy żałośnie, ale zaraz ochoczo pogwizdując ruszył swoją drogą.

Tymczasem co jakiś czas zza smugi horyzontu nadpływała niewielka ale mroczna chmura i padał z niej dużymi lepkimi płatami pierwszy śnieg. Kładł się po miedzach i szeleścił w trawach. Ciekawski jak dziecko, popychany wiatrem zaglądał we wszystkie zakamarki jesieni, przez moment tuląc każdy drżący kłos i każdy zeschły listek. W chwilę potem przejaśniało się i horyzont niespodziewanie wypuszczał z siebie, na podobieństwo bańki mydlanej, plamę słonecznego światła, która przesuwając się po polach spryskiwała je swym blaskiem na wiosenny sposób; wcale nie obdarzając jednak ciepłem. Zaraz zresztą ponownie się zachmurzało i wiosenną złudę zdmuchiwał kolejny śnieżny powiew.

- Może byśmy przyśpieszyli? - zatrząsł się świerszcz tak, że aż zadrgał rękaw.

- Dom już zaraz – powiedział Szałaputek uspokajająco widząc w oddali ogrodową furtkę, którą właśnie wskazywał ulotny palec słońca i - wyraźnie zwolnił.

- Coś tak jakbyś niekoniecznie się z tego cieszył… zauważył po chwili Hipolit.

- Bo… - zaczął krasnal, ale machnął ręką i zamilkł wpatrując się ponownie ze zdziwieniem w swoją pustą dłoń, aż oczy zaczęły go piec od tego wpatrywania.

- Nie masz czego żałować, bez wątpienia milusi to ten gość nie był. Więcej przyniósł ci kłopotów niż pożytku. Przypomnieć ci może?

- Ale był już prawie oswojony… Poniekąd. – westchnął Szałaputek – W każdym razie, gdybym mógł mu pokazać swój dom, najpewniej zmieniłby swój stosunek do świata – uzupełnił niepewnie.

- Mało go znałem, jednak nie sprawiał wrażenia, by cokolwiek pragnął w sobie zmieniać – powątpiewał świerszcz – A co do udomawiania, to w zasadzie nawet mysz można udomowić i wtedy już nie na dziko a po przyjacielsku potnie ci książki i płaszcze…- dodał ze znawstwem.

- Ale pewności w tym nie ma. Snujemy opowieść o świecie, każdy na swoją miarę i to co myślimy o innych jest właściwie najczęściej projekcją naszej wyobraźni – pokusił się o sentencję krasnal.

- Może i zbyt nieufnie traktuję wszelkie przemiany…Wszak mysz mając do wyboru spiżarnię, nie będzie żarła książek, no chyba żeby zakładała gniazdo, a kwiatki oczywiście gniazd nie zakładają …Skoro kwiat miałby ciebie, to po cóż by mu było jeszcze i dom twój niszczyć? No chyba, że hobbystycznie… Szczęśliwie w tym wypadku roztrząsanie tego zagadnienia jest już pozbawione treści… Skupmy się w zamian na tym co nieabstrakcyjne. Żadnych ograniczeń w konkretach! – jak powiedziała mysz rzucając się na kota. Więc opowiedz mi proszę, co mnie dobrego czeka od ciebie w zimie, poza gorącym piecem i obfitym stołem…

- Zaczynasz mówić jak on – sarknął krasnal – A przecież powinieneś inaczej, choćby dlatego, że jesteś artystą…

- Zauważ, że muzyka pustego brzucha odstrasza co sympatyczniejsze muzy i wierne pozostają tylko takie, do których raczej się nie tęskni – refleksyjnie odświergotał mu świerszcz.

- A czyż nie jest tak, że ograniczenia nas uszlachetniają? I co ważniejsze: szlachetność, czy sytość?…- spytał skrzacik.

- Czy ty musisz zawsze strzelać z armaty do muchy?! – zirytował się troszeczkę Hipolit.

- Kwiat by na to powiedział…

Ale nie dowiemy się już, którą z przewrotnych maksym świętojańskiego dziwa chciał zacytować krasnal, bo właśnie skrzypnęły drzwi wejściowe i owiało ich domowe ciepło, a babcia odwróciła się od kuchennej płyty, przy której stała i wypadła jej z rąk łyżka.

- Boże mój! Szałaputek! – krzyknęła w zachwycie.

Krasnal podbiegł i wtulając się w jej fartuch wyszeptał :

- Jak to dobrze, że jesteś.


*************************************************************************************************************************************************************


SPIS TREŚCI



Rozdział pierwszy,
czyli o tym co się dzieje, kiedy nic się nie dzieje, a pojawiają się wątpliwości ....................1

Rozdział drugi,
czyli garść uwag o tym jak to jest z drogami i dokąd prowadzą bezdroża, także o tym co można usłyszeć, tam gdzie niczego słyszeć się nie powinno………………………………10

Rozdział trzeci,
czyli rzecz o efektach poszukiwań niezamierzonych………………………………………23

Rozdział czwarty,
czyli opowieść o tym, co możemy znaleźć tam, gdzie niczego znaleźć się nie spodziewamy.........................................................................................................................27

Rozdział piąty,
czyli o tym dlaczego jest tak a nie inaczej i jak przeciwdziałać kłopotliwej syntezie……..34

Rozdział szósty,
czyli rzecz o nieporozumieniach i wynikłych z nich niedogodnościach……………….….48

Rozdział siódmy,
o tym jak pomocnym w rozumieniu świata bywają niedookreślenia………….................. 55

Rozdział ósmy
ewidentnie zagubiony w tajemnicach niedopowiedzeń, które prowadzą do rozstań…….…65

Rozdział dziewiąty
o zatraceniach skutecznie zniechęcających do ulegania uwodzeniom………………….…..70

Rozdział dziesiąty
o względnej wartości niektórych pytań………………………………………………….… 81

Rozdział jedenasty
o różnych rozmowach prowadzonych w upał i nie tylko o nich………………………….…88

Krótki rozdział dwunasty
o tym, co się stać może, gdy się spełni marzenie, czyli o powrotach do nikąd……………106

Rozdział trzynasty
o tym, że to i tamto nie zawsze daje tamto i to, czyli że czasem trzeba zawrócić, żeby pojąć dokąd się dąży………………………………………………………………..……………..114

Rozdział czternasty
o przyjemnościach wędrowania, kiedy się nie ma „pełnej jasności w temacie powrotu”……………………………………………………………………………………121

Rozdział piętnasty
o tym jak w wyszukany sposób można powiedzieć, że nic się nie wie i do jakich konkluzji można dojść w tej niewiedzy……………………………………………………...............................................129

Rozdział szesnasty
o tym ile dobra może wyniknąć z poważnego potraktowania tego co niepoważne……….. 144

Rozdział siedemnasty
o tym, że tylko zakończenia przynoszą cierpliwemu czytelnikowi wyczekiwaną ulgę, czyli wszystko dobre co się kończy……………………………………………………………………………………….152

ODPOWIEDZ

Wróć do „CIĄG DALSZY NASTĄPI”