• Nasze rekomendacje
  •  
    UWAGA!
    JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
    admin@osme-pietro.pl
    PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
     
  • Słup ogłoszeniowy
  •  
    Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
    Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.

    Benjamin Franklin

    UWAGA!
    KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!

    Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
    A oto wyniki



    JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
     

Legenda o Olbinie (zainspirowana opowieścią mistrza Gotfryda)

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1658
Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
Płeć:

Legenda o Olbinie (zainspirowana opowieścią mistrza Gotfryda)

#1 Post autor: Alicja Jonasz » 07 gru 2020, 13:08

Jedni powiadają, że wydarzyło się to za panowania króla Władysława Jagiełły, inni obstają, że wówczas, kiedy komes Tarszczyn z łaski księcia Przemysława II objął w posiadanie Ostrów nad Prosną. Ja zaś zachęcam cię, abyś sięgnął myślą jeszcze dalej w przeszłość, do czasów spowitych gęstą mgłą tajemnicy, o których nie przeczytasz w żadnej księdze spisanej ludzką ręką, do czasów tak odległych, że nawet najstarsze dęby były wówczas jedynie zalążkami w gałęziach olbrzymów. Usiądź i wsłuchaj się w ich szum, a dowiesz się, jak było. Stare to dzieje.
Na terenach, gdzie obecnie znajdują się domostwa zaopatrzone we wszelkie wygody, rozciągają się sady owocowe, pola uprawne, kipiące zielenią łąki, na których pasą się stada zwierząt hodowlanych, przed wiekami rosła potężna i dzika puszcza. Jej drzewostan, skarbiec wypełniony najcenniejszymi klejnotami, bogaty w sosny, świerki, jodły, wiekowe dęby i buki, żywił i dawał schronienie nie tylko zwierzętom, ale i ludziom. Z niej czerpali wszelkie dobra niezbędne do życia. W jej ramiona uciekali, gdy źle się działo. A jeśli czasem odsłoniła rąbek którejś ze swoich mrocznych tajemnic, drżeli ze strachu jak przed jakimś okrutnym bóstwem.
Ci, którzy w pogoni za grubą zwierzyną zapędzili się na dzikie ostępy i zmuszeni byli spędzić tam noc, po powrocie, wycieńczeni i ogłupieni strachem, snuli mrożące krew w żyłach opowieści. Przed oczyma słuchaczy defilowały całe szwadrony stworów nieprzychylnych ludziom, zdolnych zwieść każdego na manowce. Począwszy od włóczących się po puszczy diablików odnajdujących przyjemność w krzywdzeniu i dokuczaniu, poprzez błędne ogniki wabiące na najgłębsze bagna, z których nie sposób się wydostać, a skończywszy na topielicach i strzygach.
Któż zdoła dociec, ile było prawdy w tych opowieściach, a ile zwykłego ludzkiego gadania. Jedno jest pewne, puszcza żyła, przemawiając tysiącem najrozmaitszych odgłosów. Po lesie niosły się piskliwie jęki, szarpane zawołania, wrzaski i ryki. Korony drzew tworzyły miejscami tak szczelny parasol, że u ich stóp, wśród nieprzebranej gęstwiny, nawet za dnia panował wieczny mrok jak we wnętrzu jakiejś olbrzymiej jaskini. W owych ciemnościach co chwilę rozbłyskiwały niczym gwiazdy na nocnym niebie chmary maleńkich światełek, które a to wznosiły się ku zwartym koronom drzew, a to nikły wśród plątaniny omszałych korzeni wiekowych dębów i buków.
Wydawałoby się, iż żadna ludzka istota, wątła i krucha, stworzona do życia w gromadzie, nie jest w stanie sama przetrwać w tak surowych, nieprzyjaznych warunkach, wśród bagien, jarów i wąwozów, nieustannie zmuszona do walki o byt, co dzień narażona na niebezpieczeństwo, czy to ze strony drapieżnych zwierząt, czy owych piekielnych stworów grasujących po leśnych bezdrożach.
Nic bardziej mylnego. Otóż na wyspie pośród bagien i moczarów pospołu z dzikimi zwierzętami żył pewien olbrzym, który posturą przypominał człowieka, lecz z uwagi na wyjątkową brzydotę i zniekształcone, monstrualne ciało nikt nie ważył się tak go nazywać. Ci, którzy spotkali ową szkaradną istotę na swej drodze, odzianą w niedźwiedzią skórę, z wielkim nożem zatkniętym za pas, uciekali w popłochu w przekonaniu, iż mają do czynienia z demonem. Nie ma co się więc dziwić, że olbrzym stronił od ludzi, a jednocześnie, będąc istotą głęboko czującą, bezgranicznie łaknął ich towarzystwa.
Bywało, iż nie mogąc udźwignąć ciężaru samotności, wyrywał się ze swej pieczary i biegł na skraj puszczy, gdzie ukryty w gęstwinie, całymi godzinami przyglądał się ludziom. A gdy napatrzył się na nich do woli, jak wspólnie gospodarzą i bawią się, błądził potem bez celu po leśnych bezdrożach, żałośnie łkając albo wrzeszcząc wniebogłosy. To właśnie ów skowyt serca przepełnionego bólem, tak niepodobny do niczego znajomego, ani do ryku jelenia, ani też do przeciągłych nawoływań puszczyka, niósł się echem na wiele kilometrów, budząc strach w każdej żywej istocie. Cichło brzęczenie owadów, cichły ptaki, a zwierzęta kryły się w najgłębszych zakamarkach puszczy. Ludzie powiadali wtedy, że to zły duch przebudził się i szuka ofiary.
Na zawsze pozostanie zagadką, skąd ów nieszczęśnik przybył w te strony i zamieszkał w pieczarze na wyspie okolonej bagnami. Wieść niesie, że przed laty, gdy kupcy podążali szlakiem po złoto do Bałtyku, odłączył się od taboru i zaginął w borze. Jedni twierdzą, że zrobił to dla psoty, aby wykręcić się od nużących obowiązków. Według innych, odmieniec nie mógł już dłużej znosić ciągłego upokorzenia i wytykania palcami. Zamieszkał w dziczy, a za towarzysza wybrał wielki nóż, z którym nigdy się nie rozstawał. Kroił nim jadło, strugał maczugi, łuk i strzały, a gdy dorósł, jego ostrzem obcinał długie kosmyki brody i wąsów.
Puszcza karmiła go, ubierała i dawała schronienie, lecz on nie czuł się szczęśliwy. Z czasem jego sercem zawładnęły zgorzknie, gniew i chęć odegrania się na tych, którzy go odrzucili. Bywało, że zakradał się do ludzkich osad i niczym lis dusił w kurnikach ptactwo albo napadał na kupców podróżujących duktem nad morze, okradając ich z wszelkiego dobra. Płatał też figle okolicznym gospodarzom, płosząc kury i psy. Wypijał krowom mleko prosto z wymion, rozbijał gliniane garnki wiszące na płotach, niszczył uprawy.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Ostatnio zmieniony 11 sty 2021, 15:24 przez Alicja Jonasz, łącznie zmieniany 5 razy.
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16787
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Opowieść mistrza Gotryda - Legenda o Olbinie fr. 1

#2 Post autor: eka » 07 gru 2020, 23:44

Nowy cykl:) Super!
Zdjęcia, piękne, też mi pasują do Sarniej Doliny. Obłaskawiona puszcza.
Alicja Jonasz pisze:
07 gru 2020, 13:08
i, którzy spotkali ową szkaradną istotę na swej drodze, odzianą w niedźwiedzią skórę, z wielkim nożem zatkniętym za pas, z trwogą żegnali się znakiem krzyża
Czyli jednak czasy ugruntowanego chrześcijaństwa, myślałam że akcja dzieje się co najmniej w okresie Starej baśni Kraszewskiego albo jeszcze dawniej.
Bursztynowy szlak zapoczątkowany był w czasach Imperium Rzymskiego. Niedaleko mnie podczas budowy średnicówki odkryto grób rzymskich kupców. Circa 2500 - 2300 p.n.e.

Bardzo ciekawam historii Olbina, może kogoś by uratował, kobietę dajmy na to, a ona nie mogąc powrócić do gromady, osłodziłaby mu samotność?

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1658
Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
Płeć:

Opowieść mistrza Gotryda - Legenda o Olbinie fr. 1

#3 Post autor: Alicja Jonasz » 08 gru 2020, 07:42

eko, muszę tę akcję z krzyżem jeszcze przemyśleć :D
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16787
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Opowieść mistrza Gotfryda - Legenda o Olbinie fr. 1

#4 Post autor: eka » 08 gru 2020, 19:32

:)

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1658
Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
Płeć:

Opowieść mistrza Gotfryda - Legenda o Olbinie fr. 1

#5 Post autor: Alicja Jonasz » 09 gru 2020, 11:48

Opowieść mistrza Gotfryda - Legenda o Olbinie fr.2
Przyłapywał siebie na tym, że owe psoty zaczynają sprawiać mu niemałą uciechę. Coraz częściej cieszył go widok ludzi załamujących z rozpaczy ręce nad poczynioną przez niego szkodą. Nie miał przy tym żadnych wyrzutów sumienia. Wszak nigdy nie zaznał niczego dobrego ze strony ludzi, dlaczego więc teraz miałby odczuwać żal i pozbawiać się przyjemności, jaką czerpał z dręczenia ich. Ach, jakże nieczułe stało się jego serce! W miejscu, gdzie niegdyś żwawo biło, pojawiła się bryła lodu, której nic nie było w stanie poruszyć.
Tak mijały lata, aż w końcu olbrzym zestarzał się i opadł z sił. Jego monstrualne ciało skurczyło się, pochyliło ku ziemi, a ręce i nogi powykręcał reumatyzm. Twarz nabrała złośliwego wyrazu, oczy błyszczały szyderczo, zaś pomarszczona skóra przybrała bladozielony kolor. Przestał polować. Żywił się tylko tym, co udało mu się zrabować w wieśniaczych zagrodach i na traktach, którymi podążali objuczeni majątkiem kupcy. Nóż, jego najwierniejszy towarzysz, wykruszył się, stępił i nie chciał służyć mu jak dawniej.
Któregoś dnia, włócząc się po lesie, olbrzym spotkał dziwacznego stwora, równie szkaradnego jak on sam. Niewielka, wręcz karłowata postać, odziana w skóry, zarośnięta i brudna, cuchnąca bagienną zgnilizną, wyłoniła się nagle z ciemnej gęstwiny i zagrodziła mu drogę. Nie uszło uwagi olbrzyma, iż ów stwór jedną nogę miał poskręcaną niczym korzenie drzew, w miejscu drugiej sterczało zaś końskie kopyto, pomarszczone i pokryte krostami dłonie zakończone były brzydkimi, szponiastymi pazurami, a spod długiej futrzanej kapoty wystawał okazały ogon. Poczwara zachichotała i wlepiła swoje wyłupiaste ślepia w olbrzyma.
- Witaj, Olbinie - zaskrzeczała przymilnie, ukazując bezzębne dziąsła.
Olbrzym aż się wzdrygnął, słysząc ludzką mowę w ustach tak szkaradnej istoty. Od chwili, kiedy jako pacholę opuścił kupiecki tabor, z nikim nie rozmawiał w tym języku. Bywało, że dla zabawy naśladował głosy różnych ptaków albo zwierząt, gruchanie dzikiego gołębia, skrzeczenie sójki, przeciągły jęk puszczyka czy porykiwanie jelenia, nigdy jednak, odkąd zamieszkał na mokradłach, nie używał starej mowy.
- Dziwisz się pewnie, że ktoś zna jeszcze twoje imię, skoro sam wymazałeś je dawno temu z pamięci... - zachichotał ponownie stwór.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16787
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Opowieść mistrza Gotfryda - Legenda o Olbinie fr. 1

#6 Post autor: eka » 09 gru 2020, 19:33

Szkarada niesamowicie szpetna i tajemnicza. Pewnie przebija złośliwością samotnego olbrzyma. Niech uważa na toto ubrane po ludzku.
Pozdrawiam:)

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1658
Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
Płeć:

Opowieść mistrza Gotfryda - Legenda o Olbinie fr. 1

#7 Post autor: Alicja Jonasz » 10 gru 2020, 19:14

Opowieść mistrza Gotfryda - Legenda o Olbinie fr.3
Rzeczywiście, minęło przeszło pół wieku, jak jego imię po raz ostatni rozbrzmiało echem pośród tych drzew. Olbrzym dokładnie pamiętał moment, kiedy zeskoczył z kupieckiego wozu i zagłębiwszy się w wilgotną zieleń lasu, pobiegł co sił w nogach przed siebie.
- Olbinieee! Olbinieee! - raz po raz rozlegało się po lesie.
Najpierw głośne, pełne gniewu nawoływania, potem rozpaczliwe, z każdym jego krokiem coraz cichsze. Gdy na chwilę się zatrzymał, nie słyszał już nic prócz bicia własnego serca. Tak, pamiętał wszystko. Ogromną radość i dumę, że ucieczka poszła tak gładko. Pamiętał strach i głód, jakie cierpiał w pierwszych dniach pobytu w puszczy. Pamiętał ból samotności towarzyszący mu każdego dnia, a potem wzbierający w sercu gniew.
- Olbinie, zabierz mnie do swej chałupy - ciągnęła przymilnym głosem poczwara. - Nakarm i pozwól się ogrzać, a nie pożałujesz...
- Nie mam chałupy! - odburknął olbrzym. - Mieszkam w ziemiance na mokradłach! Nie ma tam miejsca dla dwóch takich jak my! Idź swoją drogą i nie szukaj ze mną zwady! - dodał wściekły.
Na te słowa szkaradny karzeł tylko zachichotał i zatarł z uciechy łapska, co całkiem zbiło olbrzyma z pantałyku. Nie lubił, gdy ktoś z niego kpił, a ten stwór wyraźnie to robił. Tak zuchwałej i pewnej siebie istoty jeszcze w życiu nie spotkał.
- Widzę, że przebywanie w tej dziczy całkowicie pozbawiło cię dobrych manier! Kultury uczyłeś się zapewne od dzikich świń? - zarechotał głośno karzeł. - Jako możny pan będziesz musiał jednak wyzbyć się złych nawyków, nabrać ogłady...
Olbrzym ze zdziwienia aż przykucnął. Nie pojmował, czego od niego chce owa pokraczna istota, czuł jednak, iż powinien wysłuchać, co ma do powiedzenia. Wszak byli do siebie podobni.
- Kim jesteś, szkarado, że śmiesz natrząsać się ze mnie? - zapytał.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16787
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Opowieść mistrza Gotfryda - Legenda o Olbinie fr. 1

#8 Post autor: eka » 10 gru 2020, 20:52

Coraz ciekawiej....:)
Rzeczka urokliwa, zaprasza do przejścia.

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1658
Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
Płeć:

Opowieść mistrza Gotfryda - Legenda o Olbinie fr. 1

#9 Post autor: Alicja Jonasz » 12 gru 2020, 13:36

Opowieść mistrza Gotfryda - Legenda o Olbinie fr.4
Poczwara nic sobie nie robiła z tego, że na bladozielonej twarzy olbrzyma malowała się coraz większa wściekłość. Przeciwnie, jakby czerpiąc siłę z patrzenia na wszelkie ludzkie słabości, zdawała się tym rozkoszować.
- Nie jestem nikim ważnym - zaskrzeczała, ponownie zacierając z uciechy brudne łapska, a potem błysnęła chytrze przekrwionymi ślepiami i ukłoniła się olbrzymowi służalczo. - Ale mój mistrz, który posłał mnie tutaj, może uczynić cię wielkim panem...
Olbrzym, choć jeszcze przed chwilą miał ochotę skręcić kark stworowi, teraz, widząc, jak ten płaszczy się przed nim, ostygł nieco w gniewie, a ponieważ po raz kolejny usłyszał obietnicę uczynienia go majętnym, postanowił wybadać, co też może kryć się za tymi słowami. Wszak szczęście przychodzi pod różnymi postaciami. Głupotą byłoby je odrzucić, gdy stanęło na drodze i prosi się, by po nie sięgnąć.
Olbrzym nie był jednak naiwny. Mając w pamięci cenę, jaką przyszło mu zapłacić za dar wolności, wiedział, że nie ma w życiu nic za darmo i wcześniej czy później los odbierze swoje z nawiązką.
Karzeł, chyba potrafił czytać w jego myślach, bo rzekł:
- Mój mistrz wysłał mnie, bym targu z tobą dobił.
- Targu ze mną chcesz dobić? - zdziwił się Olbin. - Przecież ja nic nie mam!
- Posiadasz więcej niż myślisz! Podziel się tym, a nie będziesz już musiał gnić na tych bagnach pospołu z dzikimi świniami! - zachichotała poczwara. - Nie zwykłem jednak układać się o suchym pysku! Zaproś mnie do swego siedliska, a nie pożałujesz...
Olbrzym przez chwilę ważył słowa karła. Nie ufał poczwarze, lecz pokusa poznania jej oferty wzięła górę nad głosem rozsądku. Poza tym spostrzegł, że mrok wokół szybko gęstnieje. Niechybnie wielkimi krokami zbliżała się noc, a wtedy lepiej siedzieć w bezpiecznej kryjówce niż włóczyć się po puszczy. Po co kusić licho?
- Noc się zbliża, ciemno się robi! - rzekł. - Lepiej chodźmy do mojej ziemianki! Przenocuję cię, paskudo! A i na ząb może coś się znajdzie!
Na te słowa maszkara znów zachichotała, a gdy wędrowali w kierunku wyspy, przez całą drogę szeptała słowa w dziwnym języku, niezrozumiałym dla olbrzyma.
Niechybnie to jakiś cudzoziemiec, który odłączył się od jednego z taborów ciągnących nad morze i teraz błądzi po lesie w poszukiwaniu schronienia, pomyślał olbrzym, ostrożnie stawiając stopy na niepewnym grząskim gruncie. Wokół panowała cisza przerywana jedynie przeciągłym jękiem puszczyka i odgłosem kroków Olbina. O dziwo, stwór wydawał się poruszać bezszelestnie. Gdyby nie to, że przez cały czas bełkotał coś pod nosem, olbrzym mógłby w ciemności pomylić go ze spróchniałym, skarłowaciałym pniem sosny. Chuchro takie, że ledwo powłóczy nogami.
Gdy dotarli na miejsce, ciemność rozpanoszyła się na dobre, tak, iż Olbin musiał po omacku szukać w zaroślach pnia, który zawsze służył mu za łódź. Stojąc na tej wydrążonej kłodzie drewna, odpychał się drągiem od płytkiego dna i przepływał przez bajoro. Tym jednak razem, zanim wskoczył na prowizoryczną łódź, zawahał się. A co począć z karłem? Nie miał ochoty brać tej śmierdzącej, utytłanej błotem poczwary na grzbiet. Poza tym kłoda mogłaby nie wytrzymać ich ciężaru. Jakież było jego zdziwienie, gdy spostrzegł, iż karzeł, niesiony jakąś magiczną siłą, począł iść po tafli bajora niczym po lodzie.
- Mój mistrz wiele może! - usłyszał znajomy chichot dobiegający z ciemności. - Jak widzisz, niemożliwe czyni możliwym!
Nie minęła sekunda, a poczwarka siedziała już na wyspie. Nie było odwrotu.
Znaczną część ziemianki zajmowało legowisko złożone z drewnianych bali równo poukładanych blisko siebie i powiązanych paskami skóry. Dla wygody łoże wymoszczono mchem i gałązkami jedliny. Na środku izby leżał ogromny stos suchego chrustu. Wystarczyło tylko skrzesać ogień, za co gospodarz od razu się zabrał.
- Zanim przyszykuję ci miejsce do spania, poczwarko, rozpalę ogień, a ty tymczasem usiądź i poczęstuj się suszonymi jagodami! - oznajmił i począł żwawo pocierać o siebie dwa suche kawałki drewna.
- Pomogę ci! Zanim coś zdziałasz, pomrzemy tutaj z zimna i głodu, a nasze truchła zakwitną pleśnią! - zaskrzeczał karzeł i pochyliwszy się nad kupą chrustu, pstryknął szponami, z których, ku zdziwieniu Olbina, posypały się iskry.
Natychmiast buchnął jasny, rześki płomień i ogarnął cały stos drewien.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1658
Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
Płeć:

Opowieść mistrza Gotfryda - Legenda o Olbinie fr. 1

#10 Post autor: Alicja Jonasz » 13 gru 2020, 20:25

Opowieść mistrza Gotfryda - Legenda o Olbinie fr.5
- Mój mistrz, jak widzisz, daje potężną moc każdemu, kto z nim targu dobije - wymamrotał stwór z gębą pełną jagód. - A co tam masz jeszcze w spiżarni, bom zgłodniał, włócząc się po tych mokradłach?
- Mam jedynie ten dzban suszonych jagód i korzenie pasternaku - wykrztusił olbrzym wciąż zapatrzony w ogień.
Wiele widział w życiu, ale takich dziwów jeszcze nigdy, żeby ktoś po bagnie chodził, nawet stóp nie zamoczywszy, i jednym pstryknięciem palców ogień umiał wzniecać. Nagle ogarnął go niesamowity strach, aż skóra mu ścierpła, a ręce zaczęły drżeć, bo zrozumiał, że moc, z jaką paskudny stwór to wszystko czyni, na pewno nie jest z tego świata.
- Milczysz, olbrzymie? Nie obraź się, ale marne to twoje jadło! - zaskrzeczał mu nagle przy uchu karzeł. - Zapraszam cię na lepszą ucztę!
I znów pstryknął szponiastymi paluchami, lecz tym razem nie wytrysnęły z nich iskry, lecz coś, czego Olbin w ogóle się nie spodziewał. Otóż, obok ogniska stanął stół suto zastawiony wszelakim jadłem. Ach, czegoż tam nie było! Pieczone mięsiwo, chleba pod dostatkiem, półmiski soczystych owoców i dzbany pełne różnorakich napitków.
- Jedz i pij do woli, olbrzymie! - zawołał karzeł i począł nalewać do kielichów krwistoczerwonego napoju. - To jest wino, bardzo szlachetny trunek, tylko dla wybrańców!
Olbin siorbnął ze szklanicy i zamlaskał z rozkoszą. Nigdy niczego równie dobrego nie pił. Nagle poczuł przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele. Ach, jakże mu było błogo, jakże lekko!
- Pij i o nic się nie martw! - namawiał przymilnie towarzysz, napełniając winem kolejny kielich. - To twój wieczór!
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

ODPOWIEDZ

Wróć do „ALICJA JONASZ”