• Nasze rekomendacje
  •  
    UWAGA!
    JEŻELI JESTEŚ ZAREJESTROWANYM UŻYTKOWNIKIEM I MASZ PROBLEM Z LOGOWANIEM, NAPISZ NAM O TYM W MAILU.
    admin@osme-pietro.pl
    PODAJĄC W TYTULE "PROBLEM Z LOGOWANIEM"
     
  • Słup ogłoszeniowy
  •  
    Demokracja jest wtedy, gdy dwa wilki i owca głosują, co zjeść na obiad.
    Wolność jest wtedy, gdy uzbrojona po zęby owca może bronić się przed demokratycznie podjętą decyzją.

    Benjamin Franklin

    UWAGA!
    KONKURS NA TEKST DISCO POLO ROZSTRZYGNIĘTY!

    Jeżeli tylko będziecie zainteresowani, idea konkursów powróci na stałe.
    A oto wyniki



    JAK SIĘ PORUSZAĆ POMIĘDZY FORAMI? O tym dowiesz się stąd.
     

Baśń o diable Olbinie i pewnym aniołku

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1664
Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
Płeć:

Baśń o diable Olbinie i pewnym aniołku

#1 Post autor: Alicja Jonasz » 14 sie 2023, 15:10

fr.1
— Już we mnie nie wierzą… — zafrasował się diabeł Olbina i splunął między olszynę tak siarczyście, aż stado cyranek spłoszone zerwało się do lotu, a spróchniały pień rosochatej wierzby powalonej przez wiatr zeszłej jesieni przesunął się o dobrych kilka cali. — Diabeł już im nie straszny, bo sami po stokroć gorsi! Wszystko się odmieniło, oj, wszystko! Nawet to moje siedlisko nie takie jak dawniej… — dodał z żalem, rozglądając się po mokradle.
Niegdyś ludzie gadali, zawsze ściszając głos i trwożliwie rozglądając się na boki, że bagno niedostępne, mroczne, cuchnące śmiercią, że strach po nim łazić, kiedy utopców i topielic całe gromady tylko czatują, żeby człeka dopaść, a błędne ognie w każdej chwili gotowe, by zwieść na manowce.
— Diabeł tam siedzi i na duszę dybie! — powiadali, drżąc niby osika.
Ho ho, to były czasy! A dziś, ech… Szkoda diabłu po próżnicy strzępić sobie język! Moczary prawie całkiem wyschły! A to, co z nich zostało, wznieca jeno żal w czarcim sercu. Ongiś rozległe, teraz usiane tu i ówdzie błotnymi kałużami, stały się istną promenadą dla rzesz hałaśliwych grzybiarzy, pożal się boże, miłośników przyrody, koneserów leśnej kuchni, którzy w poszukiwaniu smacznych kąsków, zwierzyny tudzież dzikich malin, jeżyn, jagód czy borówek gotowi są wleźć diabłu na ogon, nie przejmując się przy tym ani krzty. Cóż, że czart w psotach dwoi się i troi! Cóż, że czasem podrzuci grzybiarzom kilka trucicieli do kosza, a smakoszom leśnych owoców garść jagód wilczego łyka do dzbana! Cóż, że wydeptane ścieżki wikła, chichocze w ciszy, wyje niby stado wilków albo z nagła podłoży gałąź pod nogi! Cóż z tego… Ludziska lezą do puszczy jak te muchy do jadła, pewni siebie, głośni, bez ociupiny szacunku dla diabła! Panoszą się, jakby byli na swoim, a przecież nie ich to własność, nawet nie jego, czarta Olbiny… Wszak wszyscy jeno gośćmi są tutaj, on zaś samotnym biedaczyną powołanym, by strzec tej puszczy niby najdroższego skarbu…
— Ech, niełacno żyć diabłu na świecie, niełacno… — westchnął po raz wtóry i majtnąwszy ogonem dla odgonienia much, które ostatnimi czasy stały się okrutnie zjadliwe, ułożył się wygodnie na mchu, aby się zdrzemnąć ociupinę.
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16893
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Baśń o diable Olbinie i pewnym aniołku

#2 Post autor: eka » 14 sie 2023, 17:35

Alicja Jonasz pisze:
14 sie 2023, 15:10
Cóż z tego… Ludziska lezą do puszczy jak te muchy do jadła, pewni siebie, głośni, bez ociupiny szacunku dla diabła! Panoszą się, jakby byli na swoim, a przecież nie ich to własność, nawet nie jego, czarta Olbiny… Wszak wszyscy jeno gośćmi są tutaj, on zaś samotnym biedaczyną powołanym, by strzec tej puszczy niby najdroższego skarbu…
A niech czart Olbin da im wreszcie do wiwatu! Na pewno coś wymyślisz :)
Super początek, czekam na kolejne fragmenty.

:kofe:

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1664
Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
Płeć:

Baśń o diable Olbinie i pewnym aniołku

#3 Post autor: Alicja Jonasz » 14 sie 2023, 20:41

fr.2
I byłby pewnie zasnął, w śnie ukoił ból, gdyby nie niespodziewane odwiedziny starej znajomej.
— Czemu się nie przekwalifikujesz? — usłyszał nagle dobiegający gdzieś z boku głos pełen wyrzutu, cichy i cienki niby brzęczenie komara przy uchu, lecz na tyle namolny, by przeszkodzić mu w drzemce. — Najłacniej marudzić! O tak… To umiecie najlepiej! W narzekaniu każdy bies mistrzem! Miast wziąć się do roboty i zmienić coś w życiu, siedzisz na tych bagnach jak grzyb, zgorzkniały i samotny…
Anielica! Tak, to musi być ona! A któż by inny! Ona jedna tak bez pardonu potrafi krzesać diabłu kołki na kostropatym łbie. Ona jedna umie mądrzyć się tak obcesowo, zawsze wszystko wie najlepiej, aż czartowi słów brakuje w gębie! Nieustępliwa jędza, lecz czasem warto na nią ślepiem łypnąć. Ho ho, a jest na co popatrzeć! Kibić ma całkiem powabną i kształtną niczym pień tej rosochatej wierzby, która rośnie nad rzeką. Pod cienką szatką skrywa zaś skarbów niemało, zdolnych wzniecić w diable żar, jakiego od dawna nie czuł. Włosy - ach, jakie śliczne - złocą się w słońcu niby płatki słonecznika, a oczyska… to ci dopiero cudeńka – dwa stawy, w których przeglądają się jednocześnie niebo i ziemia, cały świat. Mogłaby zostać czarcią żoną, lecz najpierw musi przestać tyle gadać...
— Cóżeś tak ślepia wybałuszył? — ozwała się znowu i uśmiechając się doń delikatnie, przysiadła na próchniejącym pniu wierzby, którą w okamgnieniu poczęły porastać pachnące słońcem poziomki.
Diabeł spąsowiał, lecz wzroku od niej nie odwrócił, tylko udając, że strzepuje z odzienia mrówki, które w istocie oblazły go od stóp do głów, przysunął się nieco do gościa, aby z bliska nasycić się do woli jej anielskim urokiem.
Ach, jakaż ona piękna! Światowa! Blask od niej taki bije jakby od słońca! A zapach… wszystkie łąki świata pełne najrozmaitszego kwiecia zamieszkały w jednej istocie!
On zaś, w koszulinie noszonej zbyt długo na grzbiecie, spranej do imentu, z końskim kopytem, które nie zaznało pedicure, odkąd zamieszkał na moczarach, prezentuje się jak nędzarz. I ten smród siarki, którego nie sposób się pozbyć, chociaż próbował już chyba wszystkiego – kąpieli w przerębli, nalewki z liści piołunu tudzież maści sporządzonej z bobrzego sromu z dodatkiem korzenia arcydzięgla. Próżne zabiegi, jak cuchnął siarką tak cuchnie! Że też ją to nie brzydzi…
— Czarcie… Olbinie… Zrób sobie urlop… — szepnęła, a jemu się zdało, że w tym szepcie zawarła wszystko, o czym marzył, siedząc samotnie na mokradłach.
Był szum wiatru w koronach drzew, kojący wszelkie cierpienie, i śpiew ptaków zasłyszany o brzasku dnia, było brzęczenie owadów wśród traw i ciepło, jakże inne od tego, którym dzielą się płonące polana, zdolne rozgrzać nawet najbardziej zatwardziałe serce i unieść je wyżej niż skrzydła jastrzębia, do nieba.
Jego diabla natura wzdrygnęła się nieco, lecz po chwili, zebrawszy się w sobie, wydukał:
— U… u… urlop?
— Tak, weź urlop albo po prostu zmień profesję! — zaszczebiotała pełnym słodyczy głosem, na dźwięk którego krzaczki poziomek płożące się po pniu wierzby rozrumieniły się aromatycznym owocem. — Rzuć te mokradła, spiłuj rogi, przytnij szczecinę na łbie i na grzbiet naciągnij czysty kaftan, a moja już w tym głowa, by ludzie przyjęli cię na służbę.
Czart rozdziawił gębę. O czymże ta anielica prawi? On, pan tej kniei, ma rzucić wszystko i iść na służbę do ludzi? Wszak przed wiekami inaczej się umawiali. Pomny na pakt, jaki zawarł z kaliskimi kupcami, już miał jej przerwać, już miał huknąć na nią z góry, by wiedziała, kto rządzi w tym zakątku puszczy, gdy nagle poczuł tuż przy swoim uchu ciepły oddech. W jednej chwili cały gniew z niego uszedł, a ona świergotała dalej jak ta ptaszyna nad łąką:
— Mój Olbinie, nie ma co się wahać… Niedaleko stąd, w Dzięciołach, jest stara kuźnia. Sprzętów w niej co niemiara. Jest tam palenisko, kowadło, młotek, kleszcze i miech, jak przystało na prawdziwą kuźnię! Powiadam ci, piękny przybytek dla diabła kowala!
Czart skrzywił się nieco, lecz nie odstąpił od swej towarzyszki ani na cal. Tak bardzo miły był mu jej głos, że zastygł w bezruchu jak ta spróchniała kłoda wierzby otulona pędami pachnących poziomek. Czuł, że wszystko wokół się zmienia, zaczyna jaśnieć, nawet jego mroczne myśli.
— Nie chcesz być kowalem? Nie szkodzi! W Aleksandrii jest spichlerz, teraz nieco dziurawy, klepek brakuje w dachu, lecz jutro… cóż to za problem dla czarta? – kusiła sprytniej od diabła. — Zostań gospodarzem, a jadła nigdy ci nie braknie! Ja zaś w każdą niedzielę po mszy przyjdę na drożdżowy placek z kruszonką i miarkę najprzedniejszej nalewki...
Ach, to diablica, nie anioł! Jak jej nie ulec, kiedy tak słodko gada? Mami słowami tak gładko niczym niejeden czart kusiciel. On sam przed wiekami umiał mamić ludzi niezgorzej, choć… przyznać musi, że nigdy w tej sztuce nie był szczególnie biegły. A jednak ludzie oddali mu ten uroczy zakątek puszczy! Jakoś miało się wtenczas ku wiośnie. Całymi dniami przesiadywał na brzegu i mieszając kijaszkiem w rzece, patrzył, jak powstaje fala za falą, jak woda kłębi się w korycie, jak bulgoce, potem zaś z wolna zbiera się w sobie, potężnieje i z uciechą zalewa ludzkie siedliska. Ach, to były czasy! Ludzie bali się czarciej mocy! Przyszli doń gromadnie błagać o litość. Tak ich omamił, że zrzekli się tej ziemi, aby on mógł tu osiąść i swawolić do woli. I teraz miałby ją opuścić i pójść na tułaczkę między ludzi, dla których słowo dane diabłu niby ta mgła nad ranem? On dotrzymał obietnicy, przestał mieszać kijaszkiem w Prośnie. Oni zaś… Ech, szkoda po próżnicy strzępić język!
Westchnąwszy, rozejrzał się wokół. Jak okiem sięgnąć rozciągała się gęsta, nieprzebyta puszcza pełna wszelkiego dobra. Drzewa z roku na rok rosły w siłę, dając schronienie co pomniejszej zwierzynie, ptactwu tudzież owadom, podszyt zaś śmiało mógłby zwać się stołem biesiadnym. Ach, czegoż na nim nie było! Ziół całe snopy, pęki aromatycznych korzeni, najrozmaitszych jagód i grzybów pełne kosze, tylko się częstować, by potem, nasyciwszy się do woli, legnąć na mięciutkim kobiercu z mchów i zasnąć. Nigdy niczego tu mu nie brakło, prócz ociupiny ciepła.
— A może, mój aniele najmilszy, zostalibyśmy tutaj razem? Po cóż łazić po świecie, między ludźmi szukać szczęścia, kiedy w tej puszczy możemy gospodarzyć we dwoje? — zapytał znienacka i skulił się w sobie, spodziewając się kuksańca.
Ona jednak, miast szturchnąć go w bok, jak zwykła robić, gdy przebrał miarkę, przykucnęła w swym wonnym ogródku, który jeszcze przed chwilą był śmierdzącym bagnem, i odchylając delikatne łodyżki, poczęła zrywać poziomki.
— Ostań się ze mną, a przyrzekam ja tobie, że się zmienię... — ciągnął, nieśmiało zerkając w jej stronę. — Smutno samemu tutaj…
— Ostanę się! – przerwała mu w pół zdania. — Mogłeś poprosić od razu! – dorzuciła i wsypawszy mu w szponiastą łapę garść nazbieranych poziomek, poczęła sama jeść.
Została! A jakże! Wszak wiadomo nie od dziś, że we dwoje raźniej.
Po dziś dzień diabeł Olbina i anielica mieszkają w tutejszym lesie. On zmienił się, sprawił sobie nowy kaftan, raz w miesiącu chodzi do kosmetyczki, mniej się złości na ludzi, więcej z nimi żartuje. Ona zaś jest dobrym duchem tej kniei. Kiedy zbłądzisz na manowce, zdaj się na nią, a ona już znajdzie sposób, aby pomóc przyjaciołom puszczy.
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Awatar użytkownika
eka
Posty: 16893
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Baśń o diable Olbinie i pewnym aniołku

#4 Post autor: eka » 18 sie 2023, 15:55

Ale czystej urody historia. Zupełnie nie spodziewałam się takiego finału! :)
Wielką przyjemnością jest czytanie Twoich literek. Ten styl, ta składnia, rozwiązania fabularne... mega!
Pozdrawiam serdecznie.
:rosa: :kofe:

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1664
Rejestracja: 24 kwie 2012, 09:01
Płeć:

Baśń o diable Olbinie i pewnym aniołku

#5 Post autor: Alicja Jonasz » 19 sie 2023, 10:40

Bóg Ci zapłać, Człowieku, za dobre słowo! :) :rosa:
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

ODPOWIEDZ

Wróć do „ALICJA JONASZ”