Skaryfikacja

[Marcin Sztelak]

Sandał w zupie
ze świeżo wyprawionej skóry
ptaka dodo.
Nie pływa, zapewne z powodu zbyt gęstej
materii. Jak nocą wypita szklanka
czarnej, gęstej, gorącej
grafomanii.

Do tego dochodzi malinowa herbatka,
świeżutka, prosto z chruśniaka.
Tylko te blizny
w kształcie zwiędłej róży,
mimo to pięknej.

Jak pomięte zdjęcia
w czarno-białych sekwencjach
ukazujące świat jeszcze zanim,
nie wiadomo po jaką cholerę,
zleźliśmy z drzewa.

[eka]

Jak nocą wypita szklanka
czarnej, gęstej, gorącej
grafomanii.

Perełka, i więcej ich, łącznie z przypadkiem zejścia.
Lubię Twoje poczucie humoru.

[Marcin Sztelak]

No to jest nas dwoje. A jeszcze kolega...

[eka]

Czarny humor często ratuje sytuację.
W Sylwestra usiłowałam dostać się do lekarza. Uzyskałam telefoniczną informację od pani ze szpitalnej przychodni, że ludzi jest mnóstwo, część stoi na dworze, a lekarz jeden, w dodatku... musi jeździć do zgonów na mieście i w okolicach, więc będę długo czekała, pewnie mnie przyjmie w nowym roku.

Nie wiem, czemu mnie to tak rozbawiło.
Skorzystałam e-porady, recepta na antybiotyk żaden problem.
No to żyję, nie musiał do moich zwłok się fatygować.

Pozdrawiam.

[Gloinnen]

Początek bardzo surrealistyczny. Salvadore Dali nawet by się zachwycił. To pewnie ten kolega

I smakowita końcówka. Chociaż wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Nasi praszczurowie dlatego zleźli z drzew, bo zastanawiali się, po jaką cholerę na nich siedzą.

Pozdrawiam,
Glo